Maciej Siembieda, Orient [Agora]

 

Maciej Siembieda, Orient [Agora]

Książki Macieja Siembiedy są jak wyśmienity deser serwowany od święta. Uwielbiany, ale i taki, na który trzeba trochę poczekać. Czekasz więc niecierpliwie, rozmyślając o tym, jak będziesz się nim delektować, ale kiedy już go podadzą, rzucasz się nań jak wygłodniałe zwierzę. I zawsze, zawsze obiecuję sobie, że tym razem dłużej będę rozkoszować się tą rozrywką, a potem chwytam książkę, zarywam noc i... po lekturze. Nie inaczej było z Orientem, czyli najnowszą powieścią z serii o Jakubie Kani.

Jakub Kania nie jest już prokuratorem IPN-u. Obecnie pracuje w polskim oddziale międzynarodowej firmy ubezpieczeniowej. I tu otrzymuje nową misję od swojego przełożonego. Ma zbadać sprawę najsłynniejszego pociągu świata, który zaginął wiele lat wcześniej gdzieś między Polską a Chinami. Ta nietypowa misja zawiedzie go aż do Szanghaju, mimo że w jego domu nie dzieje się najlepiej. A śladem Kani podążać będzie jego znajoma - Teresa Barska. A były prokurator zostanie wplątany w intrygę, w której ważną rolę do odegrania mają chińskie triady, polskie służby specjalne oraz... zbieracze złomu.

Maciej Siembieda ma niesamowity dar pisania książek, które... szybko się czyta. A czyta się je szybko nie tylko ze względu na lekki styl autora, ale niebywałe wyczucie w tworzeniu wciągających historii. Jeśli macie w planach czytanie jednego rozdziału przed snem, to... porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. Odwołanie do Dantego może i jest żartem, ale całkiem serio uprzedzam - od tej książki - jak prawie każdej autora - naprawdę trudno się oderwać. A im fabuła bardziej zaawansowana, tym staje się to bardziej skomplikowane.

W Oriencie ponownie spotykamy jednego z ulubionych bohaterów w nowej życiowej roli, ale ze starym zacięciem i starą pasją do rozwiązywania historycznych zagadek. Kania, nasz ulubieniec "z wybaczalną nadwagą", może zmienić pracę, ale nie zmieni tego, kim jest. A jest inteligentnym, przenikliwym śledczym, który nie potrafi odpuścić do samego końca. Owszem, nieraz sprzyja mu szczęście, ale to ten rodzaj pozytywnego przypadku, któremu trzeba dopomóc działaniem, bo nic nie spada tu z nieba.

Jak w każdej z powieści tego cyklu, autor rozwija odrobinę wątki osobiste swojego bohatera, tym razem bardzo interesująco konfrontując go z chorobą partnerki. Buduje to nie tylko dodatkowe napięcie, ale stawia bohatera przed trudnym wyborem. Jego oddanie rodzinie jest przecież znaczące, a jednocześnie wewnętrzna potrzeba analizowania tropów nie pozwala mu się zatrzymać. Uważam, że autor bardzo wiarygodnie oddał ten dylemat i kruchość relacji w konfrontacji z problemami rodzinnymi (nie chcę zdradzać zbyt wiele). 

Tym, co pozostaje rdzeniem każdej z powieści Siembiedy i jednocześnie jego znakiem rozpoznawczym, to umiejętne łączenie fikcji z faktami historycznymi, a ściślej - umiejętność budowania fikcyjnej opowieści na historycznej podbudowie. To sprawia, że czytelnik, oprócz rozkoszowania się fabułą, nieustannie próbuje wyłapać realne tropy w fikcyjnej tkance. To ogromnie odświeżające i pobudzające intelektualnie. Wprowadza do literatury rozrywkowej dodatkowy wymiar, a czytelników - pozostawia z wiedzą o kwestiach, o których często wcześniej nie miał pojęcia. Dla mnie ważne jest, że autor kończy opowieść Posłowiem, w którym porządkuje naszą wiedzę i pozwala skonfrontować domysły czytelników z faktami. To ogromnie satysfakcjonujące zakończenie lektury.

Jeśli chodzi o Orient, to mam kolejny dowód na to, że autor ma niedościgłą dla wielu pisarską dojrzałość. Swoje świetne pomysły na intrygę realizuje konsekwentnie i precyzyjnie. Fantastycznie buduje napięcie i dba o wiarygodność każdego detalu. Czy akcja toczy się w Polsce, na granicy, czy w Szanghaju, czy mamy służby, wielką korporację czy chińskich urzędników bądź triady - Siembieda sprawia, że wierzymy w każde jego słowo i w każdy przedstawiany element.

Początkowo na akcję zdaje się składać kilka niepowiązanych z sobą wątków, które stopniowo zaczynają się ze sobą krzyżować, przenikać i łączyć, aż finalnie tworzą splot dopasowany równie precyzyjnie co elementy helisy DNA. W tej fabule nie ma miejsca na niedopracowane czy porzucone wątki, wszystko łączy się ze sobą jak zasady azotowe we wspomnianym podwójnym łańcuchu. Natomiast w czasie lektury czytelnik bawi się kapitalnie, próbując samodzielnie połączyć te elementy i nawet jeśli czasem się to uda, nie zmienia to poczucia satysfakcji z lektury. I nie zmienia faktu, że autor ma jeszcze asa w rękawie i finalnie zaskoczy. Ponownie.

Uwielbiam to, z jaką lekkością napisane są książki z serii o Kani, a jednocześnie jak intelektualnie pobudzająca jest ich lektura. To takie powieści, które z jednej strony zmuszają do myślenia i analizowania, z drugiej zaś dostarczają masy emocji. Nie inaczej jest w przypadku Orientu, który ma fantastycznie zbudowane napięcie i wartką, pełną zwrotów akcję. I jedyne, co mi się w tej książce nie podoba, to... okładka. W moim odczuciu zupełnie nie przystaje do reszty książek w serii, a wykorzystanie twarzy zamiast atrefaktów sprawia, że nie mam ochoty się jej przyglądać (i jeszcze te pociągnięte lakierem oczy!). Natomiast najważniejsze jest dla mnie, że za okładką kryje się naprawdę pyszna opowieść.

Orient to dowód na to, że Maciej Siembieda nie tylko potrafi świetnie opowiadać, ale też wciąż jest niezawodny, jeśli chodzi o kreślenie pomysłowych fabuł utkanych z wątków historycznych i fikcji. Kapitalnie rozwija cykl o Kani, nie pozwalając na nudę ani swojemu bohaterowi, ani czytelnikom. To wysokiej próby literatura rozrywkowa, której treści nie zapomina się wraz z odwróceniem ostatniej strony. Maciej Siembieda serwuje nam danie, po którym "nie odda fartucha"*. Jedynie boli, że tak pyszny deser, pozostawia czytelnika z głodem... na jeszcze.

Autor: Maciej Siembieda
Tytuł: Orient
Wydawca: wydawnictwo Agora


* Tak, wiem, za dużo Masterchefa

Komentarze

Popularne posty