Anna Fryczkowska, Saga o ludziach ziemi. Wieczorne gody [W.A.B.]
Pozostając pod nieustannym urokiem dwóch wydanych wcześniej tomów Sagi o ludziach ziemi Anny Fryczkowskiej, bardzo czekałam na kolejną powieść autorki. A potem bardzo chciałam ją przeczytać, jednocześnie odwlekając ten moment, kiedy padnie ostatnie zdanie Wieczornych godów i saga się zakończy. Bo jako czytelnik wcale nie chcę pożegnać się z rodziną Józwiaków i odkrywaniem dróg wybranych przez kolejne pokolenia.
Świat u progu XX wieku pędzi, przyspiesza także rytm życia wsi kujawskiej. Tu, gdzie od zawsze wiedzę przekazywało się z pokolenia na pokolenie, co światlejsi chłopi zaczynają wyczytywać nowinki w gazetach. W raptownie zmieniającej się rzeczywistości szuka sobie miejsca kolejne pokolenie Józwiaków. Najtrudniej jest Staśkowi, zadającemu coraz bardziej zawiłe pytania. Dwie wsie dalej pewna krewka i zamożna wdowa, mimo oporu rodziny i sąsiadów, próbuje żyć na własny sposób. W okolicy, ku zgrozie miejscowych, pojawia się Dziwna Iśka, córka niegdyś wygnanej ze wsi czarownicy...
Zmieniają się czasy, zmienia się życie na wsi, choć pewne rzeczy pozostają na niej niezmienne, a opowieść snuta przez autorkę urzeka równie mocno co wcześniej. Poznawanie losów kolejnych pokoleń Józwiaków to już dla mnie nałóg i zapewniam, że nie jestem w tym odosobniona. Książką zachwyciła się każda z osób, której ją poleciłam, a kilka podało tytuł dalej, tak że moje egzemplarze przeszły przez wiele rąk. Nie musicie wierzyć mi na słowo, ale to może być doskonała rekomendacja.
Na czym polega fenomen Sagi? Sama sobie zadaję to pytanie. Być może na tym, że to bardzo współczesna opowieść o niezbyt współczesnych nam ludziach. Piękna i wzniosła historia o tych, którzy zdają się mocno stąpać pod ziemi. Spojrzenie w głąb ludzi uznawanych za prostych i odkrycie ukrytych w nich wszechświatów emocji, przeżyć, pragnień i przemyśleń. Przystępna proza wyrażona pięknym językiem.
Jeśli chodzi o trzeci tom sagi, to znalazłam w nim wszystko to, co tak zauroczyło mnie w dwóch poprzednich. Autorka kontynuuje swoją opowieść o rzeczach przyziemnych, o w dużej części niepiśmiennych chłopach - już nie pańszczyźnianych, ale wciąż przywiązanych do ziemi, pracy i wiedzionych rytmem pór roku - w sposób zajmujący i emocjonalnie angażujący. Kreśli kolejnych niejednoznacznych, wielowymiarowych bohaterów, którzy ożywają w umyśle czytelnika.
To, co autorce udaje się na każdym etapie historii Józwiaków, to wydobycie z niej warstwy uniwersalnej. W subtelny, nienarzucający się sposób akcentuje to, co w życiu i mentalności tych ludzi może stać się bliskie współczesnym. Jak wartości rodzinne, ale i pokoleniowe zmiany, poszukiwanie własnych dróg, ale wchodzenie też w pewnym momencie w role własnych rodziców. Dążenie do tego, co przed nami i jednoczesne przywiązanie do tego, co nazywamy tradycją. Miłość, nienawiść, zazdrość.
Fryczkowska nie tyle obnaża przed czytelnikiem chłopską duszę, ale właśnie podkreśla, że jest w niej więcej, niż pozornie sądzimy, i jest nam znacznie bliższa, niż mogliśmy przypuszczać. W pragnieniach, myślach i marzeniach Józwiaków możemy zobaczyć cień samych siebie i odkryć, że mimo upływu lat - wiele nas z nimi łączy. Fryczkowska ich rzeczywistości nie romantyzuje, a jednocześnie swoich bohaterów nie upadla. Nie ma w tej książce ani przesadnego naturalizmu, ani lukrowanej rzeczywistości. I właśnie dlatego staje się tak bliska.
Znów splatają się w tej opowieści, płynącej rytmem gawędy, rzeczy przyziemne i szczypta magicznego realizmu, wywodząca się z głębokiej wiary bohaterów w istnienie tego, co wymyka się ludzkim zmysłom i wiedzy. Udaje się też autorce uchwycić tę niebanalną mentalność opartą na głębokiej wierze w chrześcijańskiego Boga i wywodzące się z pogańskiej obrzędowości istoty, trzeźwe spojrzenie na trudną wiejską rzeczywistość z wiarą w przenikający świat mistycyzm.
Znajdzie się w tej historii mnóstwo drobnych nitek, splecionych w fascynującą opowieść. Jest w niej miejsce na to, co słodkie, i na sporą dawkę goryczy, na smutek i radość, miłość i cierpienie. Na niespełnione marzenia, rozczarowania, ale i piękne chwile. Na miłość niemającą w sobie nic z romantycznej egzaltacji, a szukającej ukojenia w prostych gestach i nieutulonej tęsknocie. Na wiarę w lepsze jutro i dotrzymane obietnice. Na ryzykowne podróże za ocean, po których wieści przychodzą z rzadka i zmiany planów w ostatniej chwili. Na wszystko zebrane tak precyzyjnie w wyjątkową, niepowtarzalną opowieść.
Pisałam już o tym, że decyzja o pierwszoosobowej narracji, i to rozpisanej na wiele głosów, wydaje się ryzykownym pomysłem. Oddając głos bohaterom wywodzącym się z dość specyficznej klasy społecznej, bo pozbawionej jakiegokolwiek formalnego wykształcenia i - siłą rzeczy - o dość ograniczonych (z naszej perspektywy) horyzontach, łatwo byłoby popaść w manierę i stworzyć groteskową językową konstrukcję. A jednak autorce udaje się zachować autentyzm. I to zarówno w obrazowaniu czynów, jak i przemyśleń każdego z kolejnych narratorów. Ich perspektywy się zazębiają lub uzupełniają, czasem nawet sobie przeczą, ale pozostają realnie osadzone w obrębie ich życiowych doświadczeń, wiedzy, a także mentalności.
Komentarze
Prześlij komentarz