Lily Lindon, Gra na dwa fronty [Albatros]

 

Lily Lindon, Gra na dwa fronty [Albatros]

Choć nie jestem wielką miłośniczką komedii romantycznych czy romansowych obyczajówek, lubię czasem sięgnąć po coś lekkiego i przyjemnego i odpocząć przy lekturze tak jak przy lekkim filmie. Życzyłabym sobie trafiać na książki takie jak choćby Współlokatorzy Beth O'Leary, która była lekka, zabawna i można było ją czytać bez poczucia żenady. Na to właśnie liczyłam, sięgając po audiobookową wersję Gry na dwa fronty Lily Lindon.

Bohaterką powieści jest dwudziestosześcioletnia Georgina, zwana powszechnie Giną. Kobieta od 7 lat jest w poukładanym, spokojnym heteroseksualnym związku i pracuje jako nauczycielka gry na pianinie. Praca nie jest spełnieniem jej marzeń. Gina męczy się wałkując z uczniami te same utwory za każdym razem, nie widząc w nich potencjału, ale też nie dając z siebie więcej niż konieczne minimum. Kiedyś Gina była dobrze rokującą muzyczką, członkinią zespołu Epoka Brązu, jednak w dość dramatycznych okolicznościach zrezygnowała z gry i kariery scenicznej. I choć może obecne życie nie jest szczytem jej marzeń, nie planuje wielkich zmian. Do czasu...

Pewnego dnia, na koncercie lesbijskiego zespołu Faza Gina poznaje Kit, perkusistkę, dla której całkowicie traci głowę. Zaczyna kwestionować swoją orientację seksualną i przyszłość z ukochanym, który - jak podejrzewa - zamierza jej się oświadczyć. Udaje jej się przekonać mu do przekształcenia relacji w otwarty związek, w ramach którego będzie mogła eksplorować swoją nowo odkrytą seksualność. Jednocześnie zaczyna swoje drugie życie jako George - świeżo upieczony klawiszowiec Fazy. To dla niej szansa na powrót na scenę i jednocześnie zbliżenie się do osoby, która działa na nią tak elektryzująco.

Ta historia miała naprawdę spory potencjał. Wplecenie w romantyczną historię muzyki i wątków queerowych zapowiadało świeżość i cały wachlarz możliwości prowadzenia fabuły. To mogła być barwna, energetyzująca opowieść o miłości i szukaniu siebie... niestety nie do końca się udała.

Od razu zaznaczę, że to nie jest powieść totalnie nieudana. Wbrew wszystkiemu pochłonęłam ją właściwie na raz, a autorka na tyle rozbudziła moje zainteresowanie, że chciałam wiedzieć, co jeszcze się wydarzy. Na pewno na plus działa nietypowa przyczyna kryzysu w udanym związku bohaterki, który sprawia, że choć całość ma typową dla komedii romantycznej strukturę, pozostaje dla czytelnika interesująca. Taka koncepcja już się innym autorom udawała - w końcu fenomen ostatnich miesięcy, czyli komiks Heartstopper Alice Oseman, również odtwarza typowe dla nastoletnich "romkomów" mechanizmy w queroowym wydaniu (i robi to fenomenalnie, uwypuklając wiele ważnych dla środowiska kwestii, ale to już temat na inny wpis). Lily Lindon jednak mnie do siebie nie przekonała.

A właściwie nie przekonała mnie do swojej pierwszoplanowej bohaterki. Zaczęło się całkiem dobrze, udało się poznać Ginę, zanęcić czytelnika tajemniczą traumą, przez którą porzuciła karierę w zespole, pokazać jej poukładany związek, który - im więcej o nim wiedzieliśmy, tym wydawał się coraz bardziej przytłaczający. Potem udanie wprowadziła przełomowe spotkanie, które zmusiło Ginę do zakwestionowania swojej seksualności i próbę przekształcenia się w George. Niestety, choć Lindon ewidentnie próbuje wzbudzić w czytelniku współczucie do bohaterki i pokazać jej cierpienie, sprawia, że zarówno Gina, jak i George stają się coraz bardziej irytujące.

Nie chciałabym wdawać się w szczegóły i psuć zabawy tym, którzy książki jeszcze nie czytali, dlatego powiem tylko, że o ile początkowe kłamstwa i rozdarcie bohaterki wpisują się w gatunkowy schemat, a nawet są zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia, to z czasem jej postępowanie z irytującego stawało się coraz bardziej żenujące i zamiast współczuć bohaterce w obu jej wcieleniach, miałam ochotę ją spoliczkować i obdarzyć kilkoma niewybrednymi epitetami. "Zabawa" skończyła się  w memencie, gdy padające z jej ust słowa przekroczyły granice i w moim odczuciu z raniących stały się niewybaczalne. W takiej sytuacji trudno było mi życzyć jej powodzenia i czekać na happy end, ponieważ marzyłam o tym, by najbliżsi - a zwłaszcza chłopak i przyjaciółka - odwrócili się od niej na dobre.

Bolączką tej książki są też zachwiane proporcje. Niektóre mniej znaczące sceny są opisane zbyt szczegółowo, a te wpływające na dramaturgię nie dość, że czasem są jak królik wyciągnięty z kapelusza, to jeszcze zawierają się w kilku akapitach. 

W moim odczuciu ta książka nie ma szansy stać się dla środowiska młodych dorosłych queer tym, czym dla nastoletnich queer stał się wspomniany wcześniej Heartstopper. Być może ta książka robi więcej złego niż dobrego, choć niekoniecznie, bo nie ma aż takiej siły oddziaływania. Jej wadą jest raczej niewykorzystanie potencjału niż szkodliwy wydźwięk, bo przecież jedna niebudząca sympatii bohaterka nie ma takiego wpływu. 

Trudno mi ocenić tę książkę jednoznacznie. Paradoks polega na tym, że słuchałam ją w delikatnym napięciu, nie mogąc się oderwać, a jednocześnie wściekając się na główną bohaterkę. Może osoby bardziej niż ja obeznane z gatunkiem wskażą więcej mocnych punktów i dostrzegą jej humorystyczny rys. Gra na dwa fronty miała "przesunąć granice gatunku na zupełnie nowe terytoria" (cyt. z recenzji na stronie wydawcy) i rzeczywiście autorka podjęła taką próbę, jednak nie przekonała mnie, bym zaufała bohaterce i ją polubiła, w związku z czym trudno mi było jej kibicować. Mam też wrażenie, że albo językowo ta książka nie jest do końca udana, albo problem powstał na etapie tłumaczenia. Możecie jednak z powodzeniem zignorować moją opinię i przekonać się sami, czy potraficie czytać tę powieść z większym niż ja dystansem.

Autor: Lily Lindon
Tytuł: Gra na dwa fronty
Tłumacz: Robert Waliś
Wydawca: wydawnictwo Albatros

Audiobook dostępny na EmpikGo.



Komentarze

Popularne posty