Dizz Tate, Dzikuski [Mova]
Dzikuski Dizz Tate przyciągnęły mnie już na etapie zapowiedzi wydawniczych, gdy wydawnictwo Mova planowało je pod nieco innym polskim tytułem. Byłam ciekawa tej książki i, przyznam szczerze, również okładka mi się podobała. Kusiła mnie obietnicą "mrocznego piękna" i ostatecznie pozostało mi sprawdzić, jak wiele zapowiedź ma wspólnego z rzeczywistością.
Nie zrodziła nas słodycz, lecz furia. Czułyśmy ją w kościach.
W Falls Landing na Florydzie – mieście pełnym parków rozrywki, bagnistych jezior i spalonych słońcem bugenwilli – w każdym zakamarku czai się coś złowieszczego. Paczka trzynastoletnich dziewcząt obsesyjnie krąży wokół córki miejscowego kaznodziei. Sammy jest hipnotyzująca, starsza i zakochana w Eddiem. Pewnego dnia znika bez śladu.
Nastolatki z ukrycia przyglądają się tragedii, nieświadomie zbliżając się do odkrycia mrocznego sekretu ich głodnego sławy miasta. To, co zobaczą, będzie je prześladować już na zawsze.
Te dziewczyny, dzikuski, brutalki, wiedzą wszystko o wszystkich – może nawet za dużo.
Nie jest to niestety książka, która do końca mnie do siebie przekonała, choć i zamysł ciekawy, i tematyka. Przeczytałam ją z mieszaniną fascynacji i skonfundowania, zaintrygowania, które nie zostało w pełni zaspokojone.
Bohaterkami są dziewczyny w wieku nastoletnim, ale w tym przełomowym momencie, kiedy są już "za duże na lalki", a za małe na to, co jest domeną młodych (prawie)dorosłych. Można powiedzieć, że to właściwie bohater zbiorowy, budowany przez narrację w pierwszej osobie liczby mnogiej. Bardzo panuje do tego nastoletniego pseudomonolitu jakim jest grupa przyjaciółek. I niebezpodstawnie używam tego określenia. Te dziewczyny są monolitem wobec świata zewnętrznego, robią wszystko razem, że zdają się jednością. Zdają się podejmować wspólne decyzje, mają wspólne sympatie i antypatie. Ale wewnątrz tego tworu wrze jak w ulu, trwa ukryta, mimowolna walka sił i wpływów. I to udało się autorce świetnie oddać.
Tate uchwyciła swoje bohaterki w tym niezwykłym momencie, kiedy jeszcze im się wydaje, że przyjaźń jest wieczna, jest napędzającą je siłą, ale ona już się rozpada, już zmienia układ sił i pcha powoli każdą z dziewczyn w zupełnie inną stronę. Choć teraz, jeszcze, są siłą dziką i nieujarzmioną.
Typ narracji, na który zdecydowała się autorka, nie jest często spotykany, co działałoby na korzyść powieści, gdyby nie fakt, że nie dość sprawnie został wykorzystany. Bohater zbiorowy, a przynajmniej wyrażony w pierwszej osobie liczby mnogiej, utrudnia czytelnikowi poznanie bohaterów i budowanie z nimi więzi. Oczywiście więź nie jest konieczna do zaangażowania w lekturę, a tu ta zbiorowość ma uzasadnienie i podkreśla ten typowy dla wieku nastoletniego sposób wyrażania przyjaźni przez ścisłą wspólnotę działania, jednak w połączeniu z dużą dozą aluzyjności opowieści sens historii zaczyna się wymykać.
A ta aluzyjność, która wygląda trochę na pozę, na próbę budowania tajemniczości przez niedopowiedzenia, staje się dla czytelnika coraz bardziej męcząca. Lubię historie nieoczywiste, lubię historie tajemnicze, jednak dla mnie ta lektura okazała się nieco drogą donikąd. Niewiele światła rzuciły też wstawki pokazujące bohaterki jako jednostki, już w dorosłym życiu, które okazały się zbyt zdawkowe, by stwierdzić, czy wydarzenia z przeszłości w jakikolwiek sposób się na nich odcisnęły czy jakimi osobami się stały.
Doceniam próbę autorki do opowiedzenia historii w sposób nieszablonowy. Doceniam gęstą atmosferę i duszny klimat. A także umiejętność uchwycenia tego specyficznego stanu zawieszenia pomiędzy tym, co jeszcze dziecięce, a budzącą się fascynacją tym, co nastoletnie i dorosłe. Jednak to dla mnie nie dość, by wysoko ocenić książkę, zwłaszcza że lektura bywała męcząca. Za dużo pozostawiono tu w sferze domysłu, przez co czytanie szło mi coraz bardziej opornie. Nie czuję się przekonana i żałuję, bo liczyłam na literackie doznania.
Autor: Dizz Tate
Tytuł: Dzikuski
Tłumacz: Martyna Tomczak
Wydawca: wydawnictwo Mova
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz