Anna Fryczkowska, Ludzie wędrowni [W.A.B.]
Saga o ludziach ziemi podbiła moje serce od pierwszego do ostatniego zdania, a jej autorka - Anna Fryczkowska, dołączyła do grona autorek, których powieści wyczekuję z niecierpliwością. Każda osoba, której pożyczyłam potem te trzy tomy, wracała do mnie oczarowana i domagała się informacji, czy pojawi się w tym cyklu coś więcej. I choć teoretycznie Ludzie wędrowni są osobną powieścią, to jednak w pewien sposób powiązaną i przede wszystkim doskonale powracającą do tamtej estetyki.
Ludka nigdy nie wie, gdzie będzie jutro jadła i spała. Józka, żona rybaka podróżującego od jeziora do jeziora, raz po raz ląduje z dziećmi w zrujnowanych chałupach. Ina, najmocniej z nich zakorzeniona, wkrótce będzie musiała ruszyć w drogę. Trzy kobiety z kolejnych pokoleń przemaszerowują przez powstania i wojny, usiłując utrzymać rodzinę w komplecie. Ich oczami obserwujemy rzeczywistość pierwszej połowy XX wieku – sławojki i szable, witaminy i zarazki, duchy i koniokradów, objawienia i wysiedlenia.
Jakże bliska jest mi wrażliwość autorki. Jakże bliska estetyka jej książek, że o tematyce nie wspomnę. Kiedy po nie sięgam, mam wrażenie, jakbym wracała do domu i wsłuchiwała się w rodzinne opowieści. W historie mojej rodziny, choć przecież nie łączy nas nic poza... kujawskim pochodzeniem.
Autorka ponownie pochyla się nad losem ludzi z ludu, odtwarzając z zapisków i fantazji historię swojej rodziny. Tak jak robiła to w przypadku losów rodziny Józwiaków, choć tym razem w centrum uwagi znajduje się inna gałąź, a właściwie ludzie, którzy z Józwiakami zostaną związani przez małżeństwo. Podążamy za tymi wędrowcami, bez własnej ziemi i bez stałego domu, obserwując blaski i cienie wędrownego życia. A później tego, jak uczą się zapuszczać korzenie, choć wojenna zawierucha znów wyrwie ich z miejsca i rzuci w dal.
Cudowna jest to lektura, pisana z czułością i nutą szlachetności, choć przecież dotyka spraw najzwyklejszych i ludzi najniżej na drabinie społecznej usytuowanych. Fryczkowska uczy nas dostrzegać niezwyczajność w zwyczajności, wyciąga jednostkę z monolitu, a przy tym oddaje głos tym, które przez wieki głosu były pozbawione - kobietom. Choć nie ukazuje ich w próżni i kreśli także męskie portrety, widać wyraźnie, że to w kobiece emocje, marzenia i troski zagłębia się najbardziej.
Powieść, tak jak wspomniana trylogia, napisana jest pięknym językiem. Przystępnym, swojskim, ale urzekającym właśnie. Autorka nie decyduje się na językowe eksperymenty, nie stylizuje narracji na gwarę, a jednak właśnie tym literackim językiem z precyzją oddaje ducha prostego człowieka. To wspaniała umiejętność przekładania mentalności prostych ludzi żyjących przed stu laty na współczesny język, bez odzierania ich z autentyzmu.
Opowieść płynie tu spokojnym rytmem, choć dramatów w życiu bohaterów jest niemało. Niemało też gwałtownych uczuć, pragnień i rozczarowań, które angażują czytelnika w lekturę. Jednocześnie spokój opowieści sprawia, że jesteśmy jak słuchacze gawędy, jak publiczność wsłuchana w opowieści gawędziarza, które może są bajką, a może całkiem prawdziwą historią. Ten rytm niesie nas jak rzeka czasu, hipnotyzuje i urzeka. Otula jak bliskie ramiona, spajając z historią.
Ludzie wędrowni to opowieść o codzienności, takiej sprzed wieku, ale w pewnych aspektach bliskiej nam i teraz. O tradycji i wychodzeniu poza społeczne oczekiwania. O potrzebie wspólnoty, głodzie wiedzy, miłości i zrozumieniu. O blaskach i cieniach małżeństwa, relacjach rodziców i dzieci. O zawirowaniach historii, która zmiata ludzi jak wiatr suche liście.
Jest w niej coś otulającego, dającego poczucie wspólnoty, jakbyśmy sami stawali się częścią tej opowieści. Autorka pięknie wyciąga na pierwszy plan to, co zwykle jest tłem dla tzw. wielkiej historii, kluczowe zaś wydarzenia przemieniając w tło. Powstania, wojny, walka o niepodległość nie interesują bohaterów dopóki nie zawitają na ich próg, bo ważne jest dla nich to, co przyziemne. Jednocześnie autorka nie deprecjonuje tego spojrzenia na świat, pokazując go jako naturalny dla ludzi związanych z ziemią i każdego dnia skupionych na pracy i walce o byt rodziny. I właśnie ten punkt widzenia przywraca szacunek do prostych, niewykształconych, pogardzanych. Szacunek biorący się ze zrozumienia.
Ta opowieść ma w sobie coś intymnego, osobistego, jednostkowego, a jednocześnie pozostaje w wielu aspektach uniwersalna. Zwracając się ku przyszłości, skłania też do refleksji nad teraźniejszością. Tą, którą zawdzięczamy przecież przeszłym pokoleniom. Urzekająca to opowieść o wyjątkowym klimacie, tak dla autorki charakterystycznym. Czuła, lecz nie czułostkowa, prosta, a nie prostacka, przystępna i pięknie potrafiąca uchwycić szlachetność codzienności bez gloryfikowania chłopskiego życia i losów, bez wypaczania i bez spojrzenia z góry. Zachwycająca.
Komentarze
Prześlij komentarz