Marek Šindelka, Zmęczenie materiału [Afera]

 

Marek Šindelka, Zmęczenie materiału [Afera]

Jeśli mówię o tym, że po Šindelkę sięgam w ciemno, to tak jest dosłownie. Zanim usiadłam do lektury nie przeczytałam ani jednej recenzji, ani nawet opisu na okładce. Autor zachwycił mnie w końcu Mapą Anny, w której tak pięknie maluje emocje za pomocą słów, a później na spotkaniu autorskim w czasie warszawskich targów książki. Dlatego też zupełnie nie spodziewałam się, jak mocno uderzy we mnie ta historia.

Bezimienny chłopiec podczas nielegalnej ucieczki do „lepszego świata” zostaje rozdzielony ze starszym bratem – jedyną bliską mu osobą. Trafia do ośrodka detencyjnego, który opuszcza nocą, żeby ruszyć na poszukiwania Amira. Musi radzić sobie sam na obcym terytorium, gdzie wszystko wydaje się wrogie i martwe.

Chłopiec jak cień porusza się po opłotkach miast i społeczeństwa, szuka schronienia w przypadkowych miejscach, wyczerpują go mróz, głód i strach. Ale ciało jest zestawem narzędzi do przetrwania. Chłopiec zmierza na północ, wierzy, że tam czeka na niego brat.

To, że Šindelka świetnie pisze, to wiedziałam. Że doskonale rozumie i oddaje emocje, że w sugestywny, a zarazem nieprzesadzony sposób dotyka indywidualnych doświadczeń, wyciągając z nich aspekt uniwersalny. To wszystko, w połączeniu z dramatyczną historią młodego uchodźcy, sprawia, że jego opowieść ściska za gardło i serce, wykręca żołądek i na bardzo długo osiada w czytelniku.

Šindelka nadał imię ledwie jednemu z braci. Czytelnik nigdy nie pozna tożsamości drugiego, co jest świetnym zabiegiem, ponieważ czyni z chłopaka everymana, postać, która jest jednostką i symbolem zarazem, w której materializują się i objawiają trudne doświadczenia, nadzieje, rozczarowania i traumy wszystkich ludzi, którzy stracili własną tożsamość, stając się w oczach świata niczym więcej niż "uchodźcami". Nie mają imion, ich przeszłość niespecjalnie interesuje kogokolwiek, podobnie jak to, skąd przybyli i przed czym uciekają.

Rzeczywiście nazwa kraju, który opuścili bracia, również nie pada w książce. Łącząc rozrzucone w fabule szczątki informacji, możemy się domyślić, że chodzi o Syrię, poznajemy też częściowo okropne rzeczy, których bracia doświadczyli lub byli świadkami, jednak nic bardziej nie przeraża, niż ogrom poniżenia, dehumanizacji i odrzucenia, jaki czeka na nich w drodze i w wymarzonej "ziemi obiecanej". 

Šindelka umiejętnie kieruje naszą uwagę na to, od czego Zachód tak uporczywie odwraca oczy. Pokazuje, czego zazwyczaj nie widzimy, nie dostrzegamy. Co gorsza, zmusza nas, żebyśmy współuczestniczyli w tej drodze przez mękę, żebyśmy spróbowali ją zrozumieć. Ta opowieść składa się z wielu bolesnych, strasznych i tragicznych momentów, ale w żadnej chwili nie ma się wrażenia, że autor epatuje drastycznymi scenami. Wręcz przeciwnie, Šindelka świetnie zachowuje proporcje, doskonale operuje słowami, odciąża narrację drobnymi chwilami oddechu, jednocześnie nie zaburzając zbudowanego napięcia. 

Chyba najbardziej uderzająca była dla mnie scena ze wspomnień bohaterów, kiedy to ich dotkniętą przez wojnę okolicę odwiedzają "wojenni turyści", poszukiwacze mocnych wrażeń, którzy na Zachodzie wiodą bezpieczne życie i z wypraw w strefy konfliktów uczynili sobie coś w rodzaju hobby. Ten rodzaj "turystyki", z której przywożą masę zdjęć, ale zero zrozumienia dla tragedii mieszkających tam ludzi, stał się dla nich sposobem na życie i powodem do dumy. Bezrefleksyjnie wydają swoje pieniądze, żeby odwiedzać kolejne miejsca, nie troszcząc się o pomoc ludziom i fakt, że często z tych funduszy będzie kupowana kolejna broń powodująca kolejne masakry. W tym jednym wątku bardzo celnie zawarł autor obraz Zachodu, który humanitaryzm ma jedynie na języku, a nie w sercu.

Zmęczenie materiału doskonale wpisuje się w narrację takich książek jak Drobny szczegół Adani Shibli, uporczywie przypominających Zachodowi o sprawach, które tylko pozornie ich nie dotyczą. Oddają głos tym, którym go odebrano, nawet jeśli na kartach książek te osoby nie dostają nawet imienia. Historia pasuje także do filmu Zielona granica, bo przejmująco przybliża gehennę uchodźców, wszystkich tych niechcianych ludzi, którzy opuszczają swoje domy, z nadzieją na lepsze życie. Po takich lekturach zdecydowanie trudniej jest odwracać wzrok i właśnie dlatego są tak cenne.

Przy całym swoim ciężarze gatunkowym, przy ważkich, aktualnych tematach, które porusza, książkę czyta się zadziwiająco lekko. Jest świetnie napisana, pięknym, jasnym językiem, doskonale równoważącym zdarzenia i emocje. Narracja jest jak wir, który wciąga czytelnika do samego jądra uchodźczych doświadczeń i do ostatniej strony trzyma w prawdziwym klinczu. Mimo że na polskie wydanie czytelnicy czekali kilka lat, ta nagrodzona Magnesia Litera w Czechach powieść jest (niestety) wciąż bardzo aktualna i niezwykle uniwersalna. Jak bardzo nich świadczy choćby postać Palestyńczyka, który pojawia się w jednym z wątków...

Ta powieść boli i uwiera, niepokoi i wyrywa czytelnika z bezpiecznej bańki. Ale jest wspaniałą lekturą i jedną z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku. W tej w gruncie rzeczy skondensowanej formie Šindelka zawarł ogrom uchodźczych doświadczeń i wystawił też bardzo nieciekawe świadectwo zachodniemu humanitaryzmowi. I z tego właśnie powinniśmy zdać sobie sprawę.

Autor: Marek Šindelka
Tytuł: Zmęczenie materiału 
Tłumacz: Dorota Dobrew
Wydawca: wydawnictwo Afera

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty