Jenny Jackson, Pineapple Street [Otwarte]

 

Jenny Jackson, Pineapple Street [Otwarte]

Filmy, seriale i książki o obrzydliwie bogatych ludziach mają w sobie coś, co przyciąga zainteresowanie. I to różnych grup wiekowych. Tego typu produkcje mają bardzo różny ton - od sensacyjnego, przez romantyczny po melodramatyczny, więc jest z czego wybierać. Szukając dla siebie lektury na wakacje, skusiłam się na propozycję wydawnictwa Otwartego i książkę Jenny Jackson Pineapple Street, która zapowiadana jest jako gratka dla fanów serialu Sukcesja.

Poznajcie kobiety Stockton z owocowego zakątka Nowego Jorku – Pineapple Street!

Darley Stockton, od dziecka ciesząca się przywilejami najbogatszych, nigdy nie musiała martwić się o pieniądze. Postanowiła jednak podążyć za głosem serca i zrezygnowała z bogactw dla swojej nowej rodziny.

Sasha, żona jedynego syna Stocktonów, nie urodziła się w zamożnej rodzinie, a w domu męża czuje się jak w muzeum. Nikt nie liczy się z jej zdaniem, trudno jej się odnaleźć w towarzystwie, na przyjęciach ktoś zawsze myli ją z kelnerką...

Georgina, najmłodsza z rodziny Stocktonów, wychowana wśród bogactw, marzy o tym, aby pozbyć się ich ciężaru i związanych z nimi oczekiwań.

To historia, która w przewrotny sposób zadaje jedno z najstarszych pytań świata: czy pieniądze naprawdę dają szczęście?

Żeby odpowiednio ocenić tę książkę, trzeba zdać sobie sprawę z jednego - to nie jest książkowy odpowiednik Sukcesji, a fani serialu, którzy oczekiwać będą podobnego poziomu dramaturgii, poczują się zawiedzeni. Nie dlatego bynajmniej, że książka jest zła czy nudna. Ale to z pewnością nie dramat, a bardziej lekko cukierkowa baśń o bogaczach, którzy nie są do cna zepsuci lub próbują się zrehabilitować. 

Fabuła powieści skupia się na trzech kobietach z rodziny Stocktonów, bardzo zamożnych nowojorczyków z długą tradycją dziedziczonego i pomnażanego majątku, ale nie krezusów pokroju Billa Gatesa. To wciąż wyższe sfery, w których tragedią dnia może okazać się nieudana dekoracja stołu podczas tematycznego przyjęcia, ale nie nazwisko, które otwiera drzwi na całym świecie. 

Z trzech kobiet, wokół których rozgrywają się powieściowe wątki, dwie urodziły się w bogactwie i pewne rzeczy zawsze uważały za pewnik. Na ich przykładzie autorka ciekawie pokazuje, jak bardzo uprzywilejowana pozycja wynikająca z zasobów rodzinnych wpływa na ich postrzeganie świata i innych ludzi, ale też wzajemne rodzinne relacje. Darley i Georgiana swój poziom życia traktują jako pewnik. Zwłaszcza najmłodsza Georgiana, która nie zastanawia się nawet nad tym, czy jej zarobki pozwoliłyby na choćby w części tak spokojne życie. W kontrze do nich pojawia się postać Sashy, żony ich brata, dla której to życie jest obcym terytorium, w którym nie umie do końca się odnaleźć.

Najciekawszym aspektem tej historii było to, jak bardzo doświadczenia życiowe Sashy różnią się od doświadczeń Stocktonów, mimo iż dziewczyna nie pochodzi całkiem z nizin społecznych. Wychowywała się przecież w domu pełnym miłości, w którym zawsze starczało na podstawowe potrzeby, a jednak jej styl życia, doświadczenia związane ze sposobem spędzania wakacji, pracą w weekendy itp. są dla jej nowej rodziny całkiem egzotyczne. 

Ciekawie portretuje też autorka rodzinne relacje w gronie Stocktonów i sposób, w jaki nieświadomie zwierają szyki wobec wszystkiego, co uważają za zagrożenie zewnętrze dla siebie i majątku. Uświadomienie sobie tego, jak niesprawiedliwie traktują Sashę, to prawdziwy proces i wypada całkiem ciekawie. Natomiast niezupełnie udało się autorce porównanie między zachowaniem Georgiany i Stocktonów wobec Sashy a Sashy i jej rodziny wobec jej byłego chłopaka. Odnoszę wrażenie, że stwierdzenie Sashy, że wymagając, by jej rodzina odcięła się od jej byłego chłopaka, zachowała się jak Georgiana jest mocno na wyrost, skoro w grę wchodziła przemoc i zachowania przypominające nękanie. W takiej sytuacji rodzina powinna opowiedzieć się po stronie osoby pokrzywdzonej i zrozumieć jej emocje. Fakt, że Mullin się zmienił i w gruncie rzeczy okazał dobrym człowiekiem, nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem. 

Akcja powieści płynie niespiesznie, a autorka - skupiając się na trzech bohaterkach, bardzo słabo charakterologicznie rozwija pozostałych bohaterów. Zwłaszcza mężczyźni są w tej opowieści ledwie statystami, potrzebnymi jedynie do odegrania bardzo konkretnych ról w historii. Dowiadujemy się o nich tyle, ile jest potrzebne do pchnięcia kobiecej części historii, ale nie przechodzą oni w czasie fabuły żadnej istotniejszej przemiany. Ojciec rodziny jest niemal nieobecny, Cord to papierowy charakter, podobnie jak Malcolm i Brady. Tak naprawdę nawet przemiana, jaką przechodzą główne bohaterki, pozostaje minimalna, a ich charaktery są raczej pewną stałą, w obrębie której rozgrywa się powieściowa dramaturgia.

Jeśli już jesteśmy przy dramaturgii - to oscyluje ona emocjonalnie na poziomie bajki o dobrych bogaczach, którzy popełniają błędy, ale są na tyle otwarci, że w końcu dostrzegają swoje błędy i od ręki obierają kurs na właściwe tory. Jeśli więc szukacie emocjonalnego kotła i fabularnych fajerwerków, to nie tędy droga. Powieść jest raczej niewymagającą lekturą, po którą z przyjemnością możecie sięgnąć w leniwe popołudnie. Na tyle ciekawa, by utrzymać uwagę - i złaknionym lekkiej lektury zapewnić przyjemność - ale odrobinę przewidywalna i niewymagająca mocnego zaangażowania. Coś jak przyjemna, typowa komedia romantyczna.

Nie znajdziecie tu wnikliwej diagnozy społecznej ani błyskotliwych zwrotów akcji. Jest za to spokojna opowieść o rodzinnych relacjach w warstwie społecznej, na którą zwykli ludzie spoglądają często z zazdrością. To kameralna, spokojna historia, która z dość banalnych refleksji uczyniła swój atut. 

To rzeczywiście typowa lektura na wakacje. Lekka, przyjemna w odbiorze, z ciekawą, choć nieprzesadnie zawiłą fabułą. Jednak pozostaje bajką, romantyczną nieco wizją świata bogaczy, którzy prowadzą swoje zwykłe życie, tylko na nieco innym niż my poziomie, i próbują odnaleźć się w relacjach rodzinnych i partnerskich. Bardziej przypomina zbiór opowieści, wycinków z biografii bohaterek, które pojawiają się jak odcinki serialu, bez skonsolidowanej, zmierzającej w konkretnym kierunku osi fabularnej. Takie rodzajowe scenki mogą mieć swoich miłośników, tym bardziej że książkę dość przyjemnie się czyta. Jednak dla mnie to odrobinę za mało, a powieść nieco rozminęła się z moimi oczekiwaniami. 

Komentarze

Popularne posty