Kim de l'Horizon, Drzewo krwi [Wydawnictwo Literackie]
Początkowo mnie samej ta kreacja sprawiała problemy, wymagała bowiem wyjścia poza heteronormatywne myślenie i poza binarne postrzeganie świata. Ale też taka ma być ta opowieść, niewygodna, uwierająca jak kamień w bucie, uświadamiająca, że nawyki myślowe są tak naprawdę jak za małe, przyciasne ubranie, które czas wymienić na to zapewniające większą swobodę.
Kim mierzy się z demencją babki, a ta trudna sytuacja jest dla jeno katalizatorem do rewidowania swojej osoby, tożsamości, przynależności. Kim przygląda się sobie, funkcjonowaniu w świecie pełnym stereotypów i binarnego punktu widzenia, wyzwala się z okowów gender, ale jednocześnie szuka zrozumienia w przeszłości. Zaczyna podążać za liniami krwi, które układają się w całe drzewo, korzeniami sięgające kilka wieków wstecz.
W jeno poszukiwaniach z mroku niepamięci zaczynają wydobywać się historie pełne strachu i wstydu, opowieści o przodkiniach, które trzymane były głęboko w szafie, znikały z rodzinnych wspomnień i wzmianek, teraz jednak mają swoją szansę na ponowne zaistnienie. Kim dociera do przekazów o czarownicach i buntowniczkach, o tych, które odbiegały od społecznie narzuconych norm, i czerpie siłę z ich nowo odkrytej odmienności i niedopasowania.
Osoba autorska świetnie wykorzystuje motyw drzewa zarówno we frenetycznych wizjach przewijających się w fabule, gdzie czerwony buk staje się bardziej dosłowny, ale też łącząc linie krwi w genealogiczną metaforę drzewa, tworzącego gęstą sieć powiązań. Narracja wydaje się odrobię niespójna, meandruje między przeszłością i teraźniejszością, wspomnieniami i wizjami, ale choć bywa to wymagające, w pewien sposób pozostaje spójne z całą tą literacką kreacją. Jest jak chaos myśli, z którego wyłaniać zaczyna się dopiero porządek.
To tekst bardzo dosadny, mocny, czasem obrazoburczy, który jest jak siarczysty policzek dla narzucanych społecznie ram i konwencji. Szczery i momentami bardzo emocjonalny, ale właśnie dzięki temu tak interesujący. Wyrzuca czytelnika z bezpiecznej bańki i niemal siłą zmusza do uwagi i refleksji. Jest zapisem odbytej przez Kim drogi do wyrażania siebie, mówienia o sobie, realizowania swoich potrzeb i przekonań, w opresyjnym świecie wtłaczających wszystkich w szufladki.
Drzewo krwi nieustannie wyłamuje się ze znanych norm i konwencji. Narracja jest równie płynna jak tożsamość Kim, zgrabnie przemykając od agresywnego czy pełnego żalu tonu ku niezwykłej delikatności i czułości. Pobudzająca jest jego intertekstualność, a jednocześnie pewna osobność, zmieniająca lekturę w szereg doznań - od dyskomfortu po wzruszenie. A choć wydaje się manifestem zmagań z kwestią płci czy seksualności, jest też opowieścią o trudnych, zagmatwanych relacjach - przede wszystkim z babką. I w tym aspekcie lektury odnaleźć może się każdy czytelnik.
Z pewnością nie jest to książka łatwa i dla każdego, a lektura przypomina nieco zmagania ze zmieniającą się formą, szokującymi czasem obrazami, dosadnością pomieszaną z czułością i brakiem wyraźnej fabuły - wszak to bardziej monolog Kim kierowany do babki - jednak mimo wszystko warto się z nią zmierzyć. Jest literackim doznaniem i emocjonalnym przeżyciem, które ocenić możemy, dopiero wybrzmi ostatnie zdanie.
Autor: Kim de l'Horizon
Tytuł: Drzewo krwi
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz