Jennifer Egan, Domek z piernika [Znak Literanova]
Tylko (...) fikcja umożliwia nam zupełnie swobodne wałęsanie się
po ludzkiej zbiorowości. Wiedzenie wszystkiego
przypomina jednak za bardzo niewiedzenie niczego; bez opowieści
to tylko informacje.
Uwielbiam nieoczywiste powieści. Takie, w które trzeba się wgryźć, które zaczyna się, marszcząc brew w skupieniu, a kończy z twarzą zastygłą w wyrazie zachwytu. I taka była dla mnie lektura Domku z piernika Jennifer Egan - intrygująca, wymagająca i zachwycająca. To jest ten rodzaj książki, która trafia do mnie ze względu na formę i treść, choć nie każdy się pewnie w niej odnajdzie.
Bix, półbóg technologii, chciał odzyskać wspomnienia z pewnego dnia swojej młodości. Stworzył aplikację, która podbiła świat. Dzięki programowi Poznaj swoją podświadomość użytkownicy mogli uzyskać nieograniczony dostęp do wspomnień innych. Musieli jedynie wgrać swoją pamięć – i robili to chętnie, niczym dzieci wchodzące do domku Baby Jagi. Bo zbiorowość jest jak grawitacja: prawie nikt nie potrafi jej się oprzeć – aż w końcu poddajemy się jej całkowicie. A potem już nie ma odwrotu.
W „Domu z piernika” Laureatka Pulitzera przygląda się rzeczywistości, u progu której stoimy jako ludzkość.
Narracja tej powieści przypomina sztafetę, w której kolejni zawodnicy przekazują sobie pałeczkę. Ktoś, kto pojawił się w jednej opowieści jako postać na drugim, trzecim, a nawet jeszcze dalszym planie, staje się centrum kolejnej historii. Zaś każdy kolejny głos tej wielogłosowej powieści jest jak jeden piksel znacznie większego obrazu, który uchwycić możemy w całości dopiero z dystansu, początkowo skupiając się jedynie na jednostkowych historiach.
Egan wyraźnie się tą opowieścią bawi. Skacze po linii czasu, mocno zaburzając liniowość, narrację trzecioosobową porzuca na rzecz tej w pierwszej osobie, a nawet decyduje się na nietypową formę drugoosobową. Są tu dialogi i strumienie świadomości, mejle i inne wiadomości, a każda forma okazuje się zaskakująco idealna do danej historii. Czytelnik nie ma czasu się nudzić, choć wciąż wymaga się od niego uważności i umysłowego wysiłku, by zorientować się w linii czasu i poskładać fragmenty w jedną całość, by finalnie odkryć, jak wszystko doskonale się ze sobą wiąże.
Zachwyciło mnie, że powieść stała się jakby fizyczną manifestacją wymyślonej na potrzeby książki zbiorowej świadomości, która wyewoluowała z pomysłu Bixa na projekt odkrywania utraconych wspomnień. Lektura tego dzieła jest doświadczeniem surfowania po fragmentach jaźni zgranych przez użytkowników do świadomości zbiorowej. Dostajemy chronologicznie nieuporządkowane fragmenty wspomnień różnych osób, którym brakuje kontekstu, jak wyrzucane w internetowej wyszukiwarce propozycje czasem luźno związane z hasłem. Są tu historie wesołe i smutne, lżejsze i poważniejsze, wspomnienia z dzieciństwa i dorosłości, fragmenty i całości. A każda jest niesamowita na swój własny sposób.
Egan przygląda się możliwościom rozwiązań technologicznych, pokazując, jak często drobny pomysł ewoluuje w zupełnie niezależny byt. Nie tyle ocenia, co rozważa wszystko, czym technologia kusi - niczym domek z piernika Baby Jagi - i jakie daje możliwości, a przy tym jakie niesie zagrożenia. W świecie utkanym ze wspomnień nie zawsze mamy możliwość decydowania o tym, czego się dowiemy, a raz trafiając do sieci, niełatwo się z niej uwolnić.
Autorka nie skupia się jednak tylko na technologii, ale przede wszystkim na ludziach. Na ich nadziejach i lękach, sukcesach i porażkach. Nad świadomym i nieświadomym włączaniu się w strukturę i zaskakujących nieraz powiązaniach w ludzkiej sieci relacji. Stawia pytania o drogi, które wybierają w życiu, o relacje, w które wchodzą. O świadome dzielenie się swoją pamięcią i tym, co zachowujemy dla siebie. O drobne rzeczy, które nas kształtują, i to, ile możemy wiedzieć o sobie nawzajem. To trochę jak podróż przez znaną fanom Harry'ego Pottera myślodsiewnię, w której kłębią się wspomnienia, trochę jak przedzieranie się przez globalną sieć internetową. Zaskakująca, nieprzewidywalna podróż.
Jest w tej książce sporo fascynujących postaci, interesujących w swej zwyczajności i niezwykłości, choć dane nam jest poznać je jedynie odrobinę, przez pryzmat historii, która zawsze finalnie okazuje się zbyt krótka. Jednak to również zabieg celowy, uświadamiający czytelnikowi, że zawsze istnieją granice poznania drugiego człowieka. I że na koniec, za każdym razem, zostajemy sami z własnymi wyobrażeniami. Przekonujemy się o tym, tak jak wielokrotnie przekonują się bohaterowie powieści, odkrywający, że nawet swoich bliskich nie znają tak dobrze, jak im się wydawało.
Autorka nie próbuje zbadać całokształtu relacji między ludźmi, a pokazać, jaką bańkę tworzy świat sterowany algorytmowi, łącząc ze sobą jednych, a oddalając drugich. Zdaje się pytać o to, na ile świadome w cyfrowym świecie pozostają nasze wybory i reakcje, oraz kiedy to, co miało być narzędziem, staje się jarzmem, spod którego niełatwo uciec. Jednocześnie podkreśla, że w zmieniającym się świecie człowiek wciąż potrzebuje opowieści, bo bez nich pamięć, wspomnienia, doświadczenia pozostają tylko zbiorem danych.
Mam wśród tych historii kilka ulubionych, jak historię o zżytych z matką córkach, które po latach odkrywają, że są znacznie bardziej podobne do nieobecnego ojca niż otaczającej je opieką matki czy też pozornie pozbawione znaczenia wspomnienie Molly o jednym dniu spędzonym w country clubie. Ale chyba najwięcej frajdy zarówno pod względem formy, jak i samej opowieści, sprawiła mi pisana w drugiej osobie historia misji szpiegowskiej Lulu oraz druga - zamknięta w zbiorowej korespondencji mailowej - zaskakująca historia gromadząca wielu znanych już bohaterów.
Domek z piernika to niesamowita powieść, która jest po części futurystyczna, ale pozostaje też realistycznym komentarzem do procesów, które zachodzą tu i teraz. Zabiera czytelnika w podróż przez zbiorową świadomość, odnajdując indywidualność w zbiorowości, unikatowość w zwyczajności. Skłania do refleksji nad wpływem algorytmów na człowieka i autentycznością jego przeżyć i doświadczeń, siecią połączeń międzyludzkich i dróg, jakie pokonuje. Jest w niej coś, co przypomina mi pełne refleksji powieści Margaret Atwood i pewnie dlatego tak bardzo trafiła w moją wrażliwość. Nie obiecuję, że będziecie tak zachwyceni jak ja, ale myślę, że warto przekonać się samemu.
Autor: Jennifer Egan
Tytuł: Domek z piernika
Tłumacz: Anna Gralak
Wydawca: Znak Literanova
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz