Nick Bradley, Cztery pory roku w Japonii [Znak]

 Nick Bradley, Cztery pory roku w Japonii [Znak]

Trudno nazwać książkę napisaną przez Brytyjczyka literaturą azjatycką, mimo że jej akcja osadzona jest w Japonii. Ale można powiedzieć, że Cztery pory roku w Japonii Nicka Bradleya są przesycone japońskim duchem. A przynajmniej mieć na to nadzieję, sięgając po powieść, jako że autor wiele lat mieszkał i pracował w Tokio - m.in. jako fotograf i tłumacz.

Flo przeżywa kryzys - praca ją nuży, związek się rozpada, Tokio wydaje się zbyt znajome .. Wtedy właśnie w metrze natrafia na porzuconą powieść Dźwięk wody. To moment, który odmieni jej życie...

Ayako jest najbardziej zagadkową osobą na wyspie Honsiu. W miasteczku Onomishi skleja onigiri dla stałych bywalców swojej przytulnej kawiarenki. Kiedy w progu pojawia się jej długo niewidziany wnuk – stojący na życiowym rozdrożu rysownik Kyo, skamieniałe serce babci z wolna topnieje.

Ayako i Kyo stopniowo poznają siebie samych i siebie nawzajem, poddając się uzdrawiającej mocy płynącego czasu. Ale co wspólnego ma z nimi Flo – tłumaczka, która właśnie zjawiła się w Onomishi, by odnaleźć tajemniczego pisarza?

Cztery pory roku w Tokio to niespieszne spacery kocią alejką i cień budzącej grozę góry. Wspomnienia porzuconych marzeń i emocje, przed którymi nie sposób się ukryć.

Rzeczywiście w czasie lektury łatwo poddać się niespiesznemu rytmowi opowieści, który kojarzy mi się z azjatycką literaturą, a przynajmniej tą jej częścią, która zalewa rynek po sukcesie kilku powieści. Mam zbyt małe doświadczenie w temacie, by uznać to za znak rozpoznawczy, jednak niejednokrotnie w czasie lektury zapominałam o pochodzeniu autora i miałam wrażenie, że czytam powieść autochtona. 

Jest to powieść szkatułkowa, w której jedna opowieść wpisana jest w drugą, stanowiącą dla niego klamrę, ale też ten "wewnętrzny" wątek wpływa na pozornie skromniejszy wątek "zewnętrzny". Oba mają do odegrania swoją rolę w powieści, choć przez pewien czas zupełnie nie widać między nimi związku. Przez chwilę autor pozwala nam wierzyć, że śledzimy dwie równoległe, równie realne historie - aż do chwili, gdy przekonujemy się, że czytamy powieść, która tak zafascynowała Flo. Próba odpowiedzi na pytanie, jak się ma fikcyjna historia do życia bohaterki towarzyszy nam właściwie przez całą lekturę.

To historia Ayako i Kyo zdaje się dominować w opowieści i te postaci nakreślone są najciekawiej. Babcia i wnuk, pozornie zupełnie do siebie niepodobni, oboje zamknięci w sobie i nad wyraz powściągliwi w wyrażaniu pragnień i emocji, nawiązują niepozbawioną napięć, ale ciepłą i wartościową relację. Wspólnie spędzony czas otwiera ich na siebie i zmienia, a my stajemy się świadkami tej przemiany. 

Ta opowieść jest przepięknie rozpisana. Ma w sobie kojący rytm, łagodność i delikatność, choć pod powierzchnią wręcz kipi emocjami. Jest świetnie wpisana w miejsce akcji, daleką od Tokio prowincję, co nie pozostaje bez wpływu na bohaterów. Autor stopniowo eksponuje swoich bohaterów i odkrywa przed czytelnikiem ich tajemnice, pozwalając nie tylko dobrze ich poznać, ale i zrozumieć. To dość intymna relacja, choć kulturowo nam odległa, poruszająca czułe struny w duszy.

Wątek Flo dostaje znacznie mniej "czasu powieściowego", ale też rozwija się na przestrzeni czterech pór roku - tyle że tak jak w Ayako i Kyo zachodzi stopniowa przemiana, tak Flo zamyka się w sobie coraz bardziej i oddziela od ludzi, którzy chcą być blisko niej. Kobieta znacznie bardziej przypomina stereotypowego Japończyka niż Amerykankę i tak jak jest męcząca dla innych postaci, z którymi ma styczność, tak męcząca jest dla czytelnika. Choć Bradley bardzo ładnie nakreślił motyw jej fascynacji Japonią i tłumaczoną książką, której bohaterowie stali się jej bliscy jak realni ludzie, to nie do końca jasno wybrzmiewa dla mnie jej motywacja. Nie dowiadujemy się, czemu jest tak zamknięta w sobie i czemu tak trudno jej zdobyć się na szczere budowanie relacji. Pozostaje postacią jednowymiarową i finalnie mnie do siebie nie przekonuje.

Sama powieść jest dla mnie fascynującą lekturą, która w prosty, nieprzekombinowany sposób pochyla się nad problemem osamotnienia. Osamotnienia ludzi starszych, ale też młodych, którzy nie potrafią budować szczerych relacji z innymi i pozostają samotni w swym poczuciu nieprzystawalności do świata. Jednocześnie jest historią o nadawaniu własnemu życiu sensu, poszukiwania dla siebie celu i miejsca. Bradley pokazuje, jak niełatwy to proces i jak czasem bywa bolesny. 

To książka, która na marginesie pokazuje też fascynującą japońską kulturę i obchodzone na przestrzeni roku święta, często związane z naturą, przywołuje piękno haiku, a także przypomina, jak ważne miejsce w pamięci Japończyków zajmuje Hiroszima. Te drobne elementy, niczym nanizane na niteczkę koraliki, stanowią wartość dodaną do historii o ludziach. Kameralnej opowieści o budowaniu relacji i podążaniu za marzeniami. Choć rozgrywającej się dekoracjach, które trochę zbyt usilnie starają się nas zapewnić, że powieść rozgrywa się w Japonii. Niemniej całość pozostaje przyjemna w odbiorze.

Autor: Nick Bradley
Tytuł: Cztery pory roku w Japonii
Tłumacz: Dominika Chylińska
Wydawca: wydawnictwo Znak

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty