Wilhelm Meinhold, Bursztynowa Czarownica [Zysk i s-ka]

 

Wilhelm Meinhold, Bursztynowa Czarownica [Zysk i s-ka]

Jeśli chodzi o powieści napisane i wydane przed wiekiem XX, najczęściej sięgamy po te najsłynniejsze, które wymieniane są w popularnych zestawieniach jako klasyki literatury. W ten sposób inne, mniej znane, siłą rzeczy coraz bardziej popadają w zapomnienie. Tak stało się choćby z Bursztynową czarownicą, powieścią Wilhelma Meinholda, o której pewnie poza pasjonatami literatury niewiele osób nawet słyszało. I chyba warto to zmienić.

Akcja tej powieści rozgrywa się podczas wojny trzydziestoletniej. Maria Schweidler, córka pastora, pragnąc uśmierzyć ból i nędzę dotkniętych wojną mieszkańców wioski, postanawia sprzedać znaleziony przez nią bursztyn i kupić jedzenie dla głodujących. Pada jednak ofiarą plotek rozsiewanych przez parającą się czarami sąsiadkę i staje przed sądem, oskarżona o bycie wiedźmą.

Wydawca podaje, że książka była ulubioną lekturą wieku młodzieńczego dla Oscara Wilde'a i chyba dlatego się nią zainteresowałam. Bo choć słyszałam o Meinholdzie, nie czytałam choćby jego Sydonii. Pragnąc dowiedzieć się, co fascynowało autora, który sam od lat fascynuje czytelników, postanowiłam więc sięgnąć po Bursztynową czarownicę i zaskakująco mocno się w fabułę wciągnęłam.

Na wstępie zaznaczyć muszę, że powieść nie jest tak przystępna jak współczesne publikacje - i to nie tylko ze względu na fakt, iż powstała w XIX wieku, ale też na zastosowany przez autora zabieg archaizacji języka, stylizowanego na dokument z czasów wojny trzydziestoletniej. Bardzo tu dużo łacińskich zwrotów, a nawet całych sentencji, które miały oddawać charakter ówczesnych zapisków, i które rzeczywiście nadają całości posmak autentyczności, ale częstokroć wymagają sięgania do przypisów. A te - z niezrozumiałych dla mnie przyczyn - wydawca zdecydował się zamieścić na końcu tekstu, co wymaga wielokrotnego przeskakiwania od tekstu na tył publikacji. I o ile osoby, które liznęły łaciny na poziomie szkolnym albo też rozpoznają wiele słynnych tekstów - choćby poetyckich - bez wspomagania się tłumaczeniem, o tyle pozostali czytelnicy mogą się o te łacińskie wtręty potykać i czytać całość z większym oporem. Dodam, że w przypisach znaleźć też można inne objaśnienia od tłumaczki, które pomagają zrozumieć tekst, i ich brak bezpośrednio na dole strony, na której się pojawiają, mocno mnie irytował.

Jednak jeśli jesteśmy w stanie przełknąć irytację na brak przypisów dolnych, naprawdę warto po tę powieść sięgnąć. Sama historia jej publikacji jest dość ciekawa, jako że Meinhold w pierwszym wydaniu nie podpisał się jako jej autor, a jedynie wydawca, dając czytelnikom do zrozumienia, że publikuje odnaleziony przez siebie rękopis zawierający autentyczne zapiski pastora, którego córkę oskarżono o czary. I wcale mnie nie dziwi, że czytelnicy mu uwierzyli, bo powieść jest napisana tak wiarygodnie, że nawet dziś do pewnego momentu fabuły (kiedy pastor opisuje iście już fantastyczne zdarzenia, których jakoby był świadkiem) można by uznać przytaczane zapiski za autentyczne.

To poczucie autentyzmu sprawia, że dość łatwo można zaangażować się emocjonalnie w fabułę powieści, tym bardziej że biorąc pod uwagę to, co dziś wiemy na temat procesów czarownic, atmosfera społecznej paniki płynącej z zabobonu doskonale podkreśla cały tragizm sytuacji kobiety oskarżonej o czary ścierającej się z bezduszną machiną procesową, dla której żadne świadectwo nie jest w stanie zmącić przekonania o własnej nieomylności.

Autor bardzo sprawnie zarysowuje intrygę - prowadząc nas przez relację świadczącą o naturze i charakterze bohaterki, który ujawniał się już w czasach klęsk, jakie sprowadziła na prostych ludzi wojna trzydziestoletnia. To na jej tle ujawnia się dobroć i oddanie dziewczyny, które tym bardziej podkreślają gorycz płynącą z niesłusznego oskarżenia i niesprawiedliwość będącą wynikiem fałszywych pomówień. Meinhold wciąga czytelnika w gęstniejącą ze sceny na scenę atmosferę, sprawia, że krew wrze w żyłach na widok sposobu, w jaki mści się odtrącony przez pannę szlachcic. Gula w gardle narasta, gdy śledzimy stronniczy proces, w którym wszystko, co świadczyć może o niewinności oskarżonej odwrócone zostaje w dowód jej winy. 

Co prawda pełen przesadnie roztkliwionej czułości ton narratora, którym w historii ma być ojciec oskarżonej, bywa momentami męczący i za bardzo trąci moralitetem, zestawiającym ideał z pełnym nienawiści światem, ale już obraz samego procesu i przyczyn, które do niego doprowadziły ma w sobie wiele autentyzmu. W ten sposób właśnie staje się wciągającą opowieścią, po którą warto sięgnąć. Z dzisiejszej perspektywy pewne jej elementy mogą wydawać się niepotrzebne i trącą trochę myszką, jednak sama konstrukcja opowieści jest świadectwem bardzo przemyślanych decyzji autora wpisujących się w ówczesną mu literaturę i nadających fikcji literackiej pozory autentyczności. Sama powieść stanowiła dla mnie interesującą w wielu aspektach lekturę i uważam ją za wartą uwagi. Tym bardziej że stała się punktem wyjścia innych dzieł kultury.

Autor: Wilhelm Meinhold
Tytuł: Bursztynowa Czarownica 
Tłumacz: Barbara Grunwald-Hajdasz
Wydawca: wydawnictwo Zysk i s-ka

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty