Stanisław Syc, Suplementy siostry Flory [Znak Literanova]

 

[#recenzjaprzedpremierowa] Stanisław Syc, Suplementy siostry Flory [Znak Literanova]

Lubię sięgać po książki nieoczywiste. Wplatać literackie doświadczenia pomiędzy lektury czytane dla czystego relaksu. Pomiędzy "bezpiecznymi" wyborami podejmować ryzyko - z różnym przecież skutkiem. Właśnie niesiona potrzebą ryzyka skusiłam się na literacki debiut Stanisława Syca Suplementy siostry Flory i układam ją w sobie już od kilku dni.

W opisie wydawcy czytamy: "Napisany wbrew modom, queerowy psalm o zbuntowanym klasztorze.
Zważ, siostra Flora – podprzeorysza od przyziemności – widzenie miała. Matka Boża jej się objawiła i przesunąć nieprzesuwalne święto nakazała.
Bądź się słusznie dziwiącym, albowiem mało kiedy, mało co ruszyć umie zgromadzenie karmelitanek bosych w jego posadach: to krowa Gwiazdula cieli się latem, to Przeorysza z podprzeoryszą walczyć o władzę w klasztorze są zmuszone.
Czemu Matka Boża uznała wtrącić się w życie klasztorne?
Ciąży co siostrom na sumieniu? Kogo kości pod jabłonką zakopane?
Dowiesz się prawdy jako prawdą suplementy Flory całe?
Bądź słowa nasze, duszo, zważającą, jako my są je tobie przedkładającymi.
Amen†
Pierwszy raz w historii święte obcowanie prowadzi narrację, jakby jednym głosem przemawiali mistyczka Marchocka, Gombrowicz i Witkacy. Tę oryginalną i brawurową prozę stworzył debiutant – Stanisław Wincenty Syc – literackie objawienie, jakiego nie było od lat".

Zaintrygowała mnie obietnica "literackiego objawienia, jakiego nie było od lat" i przyznać muszę, że coś w tym jest. Bo dawno bardziej nieoczywistej książki nie czytałam i ciekawa jestem, czy jej autor stanie się kulturowym fenomenem jak swego czasu Dorota Masłowska, czy zniknie z oczu czytelników i krytyków. Myślę, że warto jednak zmierzyć się z jego powieścią i samemu przekonać, czy to rzeczywiste objawienie, czy może tylko jeszcze jeden marketingowy slogan.

Czytelnik książki stawiany jest przed wyzwaniem, jaki stanowi już specyficzny język powieściowej narracji - archaizowana stylizacja rytmem i składnią przypominająca dawne teksty religijne czy okołoreligijne. Tonem uderzająca ku moralitetom, meandrująca długimi, wielokrotnie złożonymi zdaniami. Więcej pada w niej słów niż dostajemy autentycznego "dziania się" w fabule, bo narracja szeroko zatacza kręgi dywagacji i płynie nieco filozofizującym rytmem. Można się od tej narracji odbić jak od ściany, choć wydaje mi się, że warto zajrzeć pod powierzchnię.

Archaiczna stylizacja zostaje w książce zaprzęgnięta do wyrażenia historii, która rzeczywiście ma w sobie coś z gombrowiczowskiej przewrotności i witkacowskiej cynicznej obserwacji rzeczywistości. Docenić trzeba oryginalność tej opowieści, powstałej wbrew modom i z pewnością nie inkluzywnej. 

Kiedy już oswoimy się ze specyfiką językową powieści, przyjdzie nam zatopić się w opowieści o walce o władzę w klasztorze, w historii ukazującej w oryginalnym przekroju oblicze Kościoła, rozdzieranego między kwestiami wiary i interesu, lubującego się w swym poczuciu wyższości, ale niefunkcjonującego bez wsparcia "maluczkich", którzy ze swej podległej roli wyrastają, by sami narzucać oczekiwania i wysuwać żądania. A choć autor czerpie z swym dziele z kultury queerowej, nie jest to wcale historia obrazoburcza, raczej celna, choć wyrażona nie-wprost krytyka. 

Od porównań z Gombrowiczem trudno uciec w czasie lektury, gdy w ręku trzymamy powieść, w której pełnoprawną bohaterką obok dwóch zakonnic - tytułowej siostry Flory i przeoryszy Anny a Jesu - jest krowa Gwiazdula. Jej obecność wykorzystuje Syc bardzo przewrotnie i niezwykle pomysłowo. Sama zaś książka konfunduje, oszałamia, przytłacza i na długo anektuje do analizy.

Zastanawiam się, jak mam tę książkę ocenić i jak zachęcić od lektury, skoro sama nie umiem zawrzeć się w prostej dychotomii podobało się–nie podobało. Bo i nie jest to książka do prostego podobania, tak jak nie jest lekturą dla każdego. Na pewno nie zaangażowała mnie emocjonalnie, na tym poziomie pozostałam niewzruszona i niepochłonięta. Ale na poziomie intelektualnym czuję się jak rażona gromem i choć opowieść nie jest mi bliska, sam fakt, jak długo nad nią rozmyślam, jak przyglądam się elementom narracji i fabuły świadczy o tym, że to lektura co najmniej niebanalna. I choćby dla tego intelektualnego pobudzenia warto się nad nią pochylić.

To książka niebanalna, niepohamowana w fabule i narracji, pełna groteskowego poczucia humoru i przewrotnego spojrzenia na bohaterów. Świeża i oryginalna, niełatwa w interpretacji, ale osiadająca w głowie na dłużej i z pewnością niezapomniana jako literackie doświadczenie. Rozbuchana w zamyśle i wykonaniu, niepodążająca za trendami i niełasząca się o uznanie szerokiego grona odbiorców, wyróżniająca się z tła współczesnej prozy, choć na tej pożywce wyrosła. Brawurowy debiut, który doceniam, choć nie do końca odnajduję się w tej historii. Już samo to, jak długo zastanawiałam się, czy mi się ta książka podoba, świadczy, że spełniłam pragnienie o nieoczywistej lekturze. Ale takiej, która nie tylko ma zaskarbić sobie przychylność krytyków, ale opowiada przewrotną, nietypową historię. 

Autor: Stanisław Syc
Tytuł: Suplementy siostry Flory
Wydawca: Znak Literanova

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty