Anna Dziewit-Meller, Góra Tajget [Wydawnictwo Literackie]
Czasem przeraża mnie lista książek, które chciałabym przeczytać, ale jakoś nie mogę się do nich zabrać. Mam poczucie, że umykają mi wartościowe tytuły, a jakoś wciąż brakuje na nie czasu. Dlatego dobrym impulsem, żeby wreszcie chwycić za tytuł z tej listy staje się wznowienie. I tak właśnie nareszcie udało mi się przeczytać Górę Tajget Anny Dziewit-Meller.
Czasy współczesne. Po narodzinach córki Sebastian nieustannie odczuwa irracjonalny lęk przed stratą dziecka. Strach potęguje informacja o mrocznej historii szpitala, w którym prowadzi aptekę.
II wojna światowa. Mały Rysiu trafia do miejsca, do którego nikt nie chciałby trafić. Jemu jednemu jest dane przeżyć.
Profesor Luben w przeszłości prowadziła eksperymenty medyczne na bezbronnych ofiarach. Sąd nigdy jej nie skazał, sprawiedliwości nie stało się zadość. Teraz kobieta rozkoszuje się dźwiękami muzyki operowej, którą uwielbia. Jej serce wciąż skuwa lód.
Losy bohaterów – kobiet, mężczyzn, dzieci i osób z niepełnosprawnościami – splatają się w poruszającą powieść o cierpieniu, lęku i demonach przeszłości.
Choć opowiadane w tej książce historię skupiają się na wojennych traumach i czy historycznych wydarzeniach, zaczyna się ona dość zwyczajnie i przyziemnie - od narodzin dziecka. Dziecka zupełnie zwyczajnego, ale które sprawia, że jego ojciec odkrywa, jak wiele zmienia ono w jego życiu i jak bardzo zależy mu na jego bezpieczeństwie. I wtedy spotyka starszego pana, który próbuje upamiętnić pewien straszny wojenny epizod związany z okrutnym planem nazistów wytępienia społecznie nieprzydatnych istot. Każda kolejna historia, która pojawi się w tej książce jak następujące po sobie opowiadania, bardziej lub mniej dosłownie będzie do tego nawiązywać.
Historia zwyczajnej rodziny staje się tu spoiwem łączącym niczym klamra poszczególne opowieści, choć każda z nich rozgrywa się w nieco innym czasie. Nie wszystkie też są równie udane i fascynujące, choć jako całość książka wypada naprawdę nieźle. Tworzy przestrzeń do interpretacji i refleksji, a także stanowi literackie świadectwo tego, co się może wydarzyć, gdy zaczniemy dzielić ludzi na społecznie przydatnych i zbędnych, na lepszych i gorszych. Każde z opowiadań dorzuca mniej lub bardziej wyraźnie cegiełkę do tego najważniejszego wątku i uporczywie zmusza czytelnika do stawiania niewygodnych pytań i szukania niełatwych odpowiedzi.
To wspomnienie dzieci unicestwionych w eugenicznym procesie w Lublińcu jest spiritus movens całego procesu przyglądania się zapomnianym zbrodniom, tym, o których latami nie mówiło się głośno lub o których chciano zapomnieć, mimo że winni nie zostali nigdy ukarani. Ale autorka patrzy nie tylko na te ofiary, przygląda się cierpiącym i sprawcom cierpienia. Portretuje emocjonalnie okaleczone osoby, które nie potrafią kochać dzieci własnych i cudzych, ludzi przekonanych o swojej wyższości, tych złamanych i tych, którzy przeżyli życie, zamykając swoje cierpienie w milczeniu. Dziewit-Meller pisze o matkach i ojcach, córkach i synach, o skomplikowanych relacjach, tych, które ranią, i tych, które niosą ocalenie.
Mieści się w Górze Tajget wiele przejmujących historii, które wwiercają się w myśli i łamią serca. Trudno też wyzbyć się frustracji na myśl o nieukaranych winowajcach i niesprawiedliwości dziejowej. Jest też mnóstwo inteligentnych nawiązań, historii skrytych w historiach, jak opowieść o dziennikarzu pytających "spokojnie żyjących" niemieckich staruszków "Co u Pana słychać" (całkiem niedawno wróciłam do tego reportażu) czy ta o wyłowionym z wody chłopcu będąca ucieleśnieniem "ironii losu". Cała książka jest inteligentną, empatyczną i analityczną prozą, która na długo zapada w pamięci.
Choć niepozbawiona wad, powieść jest wartościową i nietracącą na aktualności pozycją. Choć zwrócona ku przeszłości, dobitnie pokazuje, co może się wydarzyć, gdy nie widzimy równego sobie w drugim człowieku. Gdy zapominamy o cierpieniu, dokonujemy podziałów, prowadzimy selekcję. W tej książce wiele się mieści i myślę, że każdy wyniesie z lektury coś innego. Z jednej strony przywraca pamięć o autentycznych, tragicznych wydarzeniach z Lublińca, z drugiej zmienia się też w swoistą metaforę. Najdobitniej wybrzmiewa tu bezsilność - bezsilność ofiar wobec oprawców, czytelnika wobec dramatycznych zdarzeń, człowieka wobec dziejowych zawirowań. I drobne okruchy miłości, które niosą w sobie moc ocalenia. Bardzo to była interesująca, choć niełatwa lektura.
Autor: Anna Dziewit-Meller
Tytuł: Góra Tajget
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz