Książki Roberta Małeckiego czytam od debiutu autora. Po każdą kolejną powieść sięgam właściwie bezzwłocznie, ale to seria o Bernardzie Grossie należy do moich ulubionych, i to nie tylko w dorobku tego pisarza, ale ogólnie - spośród różnych polskich seriach kryminalnych. Kiedy autor, na jednym ze spotkań, zażartował sobie, że napisze 12 tomów Grossa, pomyślałam, że to super, bo ulubionych bohaterów chce się spotykać jak najdłużej (Wistinga od Horsta na przykład wciąż nie mam dość). I choć doskonale rozumiem pragnienie autora, by rozwijać się i próbować nowych rzeczy, to jednak za Bernardem tęskniłam bardzo. I - z tego co wiem - nie tylko ja. Ale nareszcie, po czterech latach oczekiwania, komisarz Bernard Gross powrócił - w powieści pt. Zrost.
Jest mroźny grudniowy poranek 2018 roku, gdy w jeziorze w pobliżu Chełmży komisarz Bernard Gross znajduje ciało starszego mężczyzny. Na razie jeszcze nie wie, czy to nieszczęśliwy wypadek, morderstwo, a może samobójstwo. Bez wahania chwyta najdrobniejszy nawet trop i przedziera się niczym przez zaspy poprzez piętrzące się zagadki. By wyjaśnić sprawę, policjant musi sięgnąć głęboko w przeszłość i odnaleźć świadków, którzy własne tajemnice chcieliby zabrać do grobu.
Bernard Gross mierzył się już z niejedną spektakularną zagadką, ale tę może zaliczyć do jednych z największych wyzwań w swojej policyjnej karierze. Tym bardziej że stare, niezabliźnione rany nadal się jątrzą, ale wszystko utrudnia zmowa milczenia. A przecież komisarza także dręczą niewyjaśnione sprawy - zwłaszcza fakt, że wciąż nie wie, kto i dlaczego zaatakował przed laty jego żonę Agnieszkę, doprowadzając do rodzinnej tragedii.
A potem spojrzał przez boczną szybę na pogrążone w resztkach nocy śpiące miasto. Miasto, które miało się budzić do życia. I miasto, w którym właśnie ktoś to życie stracił.
To właśnie z tym zdaniem wieńczącym Zadrę zostaliśmy pozostawieni na cztery lata. Ale "nowy Gross" zaczyna się dokładnie w miejscu, w którym urwał się tom trzeci. Z tego też względu literacko pozostajemy w 2018 roku - i to w samym środku mroźnej zimy, podążając za bohaterem ku kolejnej nowej kryminalnej zagadce.
Autor wraca do swojego bohatera ze swobodą godną pozazdroszczenia, zupełnie jakby nie rozstał się z nim nawet na chwilę. I co dla mnie, jako czytelnika najważniejsze, w całej powieści buduje ten klimat, za który całe rzesze odbiorców uwielbiają serię. Nie jest to coś, co da się oddać słowami, ale to mieszanka melancholii, ponurego smutku, duszna atmosfera małego miasteczka z jego niespiesznością przemieszaną z tajemnicami skrytymi pod powierzchnią normalności. W uzyskaniu efektu na pewno pomaga też autorowi zimowa aura, w której brak przedświątecznej radosności.
Nie ukrywam, że komisarz Bernard Gross jest jednym z moich ulubionych bohaterów literackich i uwielbiam podążać jego tropem. Ten wewnętrznie rozdarty, życiowo poobijany mężczyzna zachwyca mnie inteligencją, spokojem uwidaczniającym się podczas prowadzenia sprawy, rzetelnością i drobiazgowością, z jaką prowadzi śledztwo. Fascynuje mnie, jak jego modelarska pasja współgra ze sposobem wykonywania pracy i jak wspaniale autor komponuje tę pasję w fabule. Osobiste wątki z życia bohatera są elementem stałym tej serii, do pewnego stopnia pozostają powtarzalne, ale wprowadzane precyzyjnie i nie stają się nużące.
Stałych czytelników serii nieustająco interesuje kwestia osobistej tragedii Grossa, która od lat kładzie się cieniem na jego życiu i pozostaje niewyjaśniona. W tej kwestii w Zroście zmienia się niewiele, ale też wcale jeszcze nie musi. Robert Małecki bowiem nie pozostawia bohatera w emocjonalnej próżni, uzupełniając jego personalną historię o bardzo ciekawy dylemat oparty na rozdarciu między lojalnością wobec pozostającej latami w śpiączce żony a nieśmiało kiełkującym uczuciem do sympatycznej bibliotekarki Malwiny Lemańskiej. Jeśli dodamy do tego bardzo napiętą, a właściwie zerwaną relację z synem, mamy tu prawdziwy emocjonalny węzeł gordyjski, którego nie da się zerwać jednym gładkim cięciem. Autor rozwija tę sytuację niespiesznie, ale w sposób przemyślany, z jednej strony raz za razem ciężko doświadczając bohatera, z drugiej strony dbając o to, by emocje nie rodziły się w próżni i działania bohatera - nawet jeśli łamią nasze serca (a moje na koniec zostało złamane) - pozostawały psychologicznie wiarygodne.
Wątki osobiste nie stanowią oczywiście dominanty Zrostu, bowiem w centrum powieści pozostaje kolejna zagadka kryminalna. A tak - do czego autor już nas przyzwyczaił - składa się z wielu warstw i przenikających wątków, które finalnie zbiegają się w zaskakujący sposób. Śmierć starszego mężczyzny okazuje się tu punktem wyjścia do opowiedzenia historii, w której wciąż istotną rolę odgrywa wojenna przeszłość okolic Chełmży, wciąż mało znana. Realne dramaty, jakie rozegrały się w okolicznych lasach, Małecki włącza do fikcyjnej, kryminalnej opowieści. W ten sposób, pozostając w ramach powieści gatunkowej, autor przemyca do ogólnej świadomości prawdę o tragicznym losie Żydówek z podobozów KL Stutthof.
Fabuła rozwija się niespiesznie, za to ma precyzyjnie zbudowane napięcie, podbijane raz po raz kolejnymi odkryciami komisarza. Dodajmy do tego włączenie do kryminału rozbudowanej warstwy obyczajowej, podejmujące - co charakterystyczne dla prozy Małeckiego - także kwestie społeczne. Tym razem intryga kryminalna staje się pretekstem do opowiedzenia nie tylko o skrywanych latami mrocznych tajemnicach, ale i o samotności starszych ludzi, odsuniętych na boczny tor, pozostawionych swoim myślom, rozliczeniom z przeszłością i poczuciem odrzucenia. W ten sposób autor nie tylko dostarcza nam literackich emocji, ale skłania do refleksji, pokazuje zagadnienia, nad którymi warto się pochylić, uwrażliwia.
Zrost jest powieścią, która - w moim odczuciu - zadowoli fanów serii o Grossie i rozbudzi apetyt na kolejne tomy. Jeśli autor chciał uniknąć powtarzających się lawinowo pytań "kiedy kolejny Gross", to nie powinien pozostawiać nas z kolejnym cliffhangerem (i to naprawdę mocnym, zważywszy na okropną spontaniczną decyzje bohatera). Jednocześnie pod kątem intrygi kryminalnej stanowi zamkniętą całość, na tyle precyzyjnie skonstruowaną, że można ją czytać niezależnie od znajomości poprzednich części (tylko po co? ;-D). To dowód na to, że autor wciąż jest w formie, a przerwa od tworzenia serii nie zadziałała na jego niekorzyść. I choć bohater pozostaje mocno opóźniony w czasie względem naszej rzeczywistości, całkiem dobrze jest się cofnąć do 2018 roku. (Choć równie interesująco będzie przyglądać się działaniom bohatera w roku 2020, kiedy dla nas pandemia stanie się nieco odleglejszym wspomnieniem).
Jestem ukontentowana tą sięgającą aż do czasu II wojny światowej intrygą kryminalną, psychologicznie wiarygodną konstrukcją bohatera, która pozwala zrozumieć jego wybory, nawet jeśli się ich nie popiera, kolejnymi społecznie istotnymi tematami podejmowanymi przez autora i klimatem powieści, który jest dokładnie takim, jakim go zapamiętałam. To bardzo dobra powieść dla czytelników, którzy lubią niespieszny, przemyślany rozwój akcji, pokaleczonego przez życie bohatera, który najlepszy jest wtedy, gdy musi zmierzyć się z kryminalną intrygą, a także wielowątkowe intrygi kryminalne czerpiące z faktycznych wydarzeń. Ale po lekturze pozostaje nam jedynie czekać... na kolejnego Grossa.
Autor: Robert Małecki
Tytuł: Zrost
Seria: Bernard Gross - seria chełmżyńska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz