Anna Fryczkowska, Saga o ludziach ziemi. Czas rumianku [W.A.B.]
Anna Fryczkowska literacko mnie uwiodła i nie wstydzę się do tego przyznać. I to nie żadnym romansem, a rodzinną sagą osadzoną w realiach kujawskiej wsi. Pierwszy tom Sagi o ludziach ziemi poruszył czułe struny w mojej duszy, a ja poczułam się częścią rodziny Józwiaków do tego stopnia, że bardzo chciałam poznać ich dalsze losy. Dlatego niecierpliwie czekałam, aż w moje ręce trafi Czas rumianku.
Jest rok 1852, na świecie wieje wiatr zmian, ale na Kujawach czas nadal płynie swoim rytmem. W rodzinie Józwiaków dojrzewa kolejne pokolenie. Janek ma urodę, dowcip i wdzięk, dziewczyny i sąsiedzi go uwielbiają. Michał nie ma nic poza zawziętością, nawet ojciec ledwo zauważa jego istnienie. Za płotem dorastają dziewczyny, które Janek uwodzi na potęgę. Za to Michał nie śmie odezwać się do żadnej.
Tymczasem okolicę pustoszy epidemia cholery, a nad rodziną Józwiaków zdaje się ciążyć przedziwna klątwa. Dziedzic, jak zawsze, oczekuje szacunku, a gdzieś tam daleko car planuje zniesienie pańszczyzny.
Drugi tom sagi jest nie mniej wspaniały niż pierwszy, nie mniej porywający i urzekający. Śledzenie losów Józwiaków staje się przyjemnością i... nałogiem.
Autorce udaje się rzecz niesamowita. Sprawia, że historia bardzo przyziemna, traktująca o życiu chłopów pańszczyźnianych, zamkniętym w ramach wyznaczanych przez pory roku, odmierzanym codziennymi pracami i płynąca z góry ustalonym rytmem, staje się niesamowicie zajmująca i fascynująca, a do tego bliska czytelnikowi, który tej rzeczywistości nigdy nie zasmakował. Jednocześnie Fryczkowska tej rzeczywistości nie romantyzuje, a jednocześnie swoich bohaterów nie upadla. Nie ma w tej książce ani przesadnego naturalizmu, ani lukrowanej rzeczywistości.
Fryczkowska splata swoją opowieść z rzeczy bardzo przyziemnych, doprawiając je szczyptą realizmu magicznego, w przepiękny, ale też trudny do ujęcia słowami sposób oddając mentalność swoich bohaterów. Udaje jej się pokazać to nieuchwytne osadzenie w kręgu ludowej mądrości, niemal pogańskiej obrzędowości i prostej, głębokiej wiary o chrześcijańskim rodowodzie. Ich działania, potrzeby, marzenia i całe rzycie zarówno wynikają z tej mentalnej mieszanki, jak i się w nią wpisują.
Historia prowadzona przez autorkę ma w sobie wiele z gawędy. Jej spokojny rytm przypomina długą opowieść snutą zimą przy piecu, wywodzącą się z rodzinnych wspomnień i nie tylko. Narracja zdaje się płynąć pozornie leniwym nurtem, a jednak w tym nurcie zawiera się wiele odmiennych prądów pełnych emocji - słodkich i gorzkich, cudownych i bolesnych, które oddziałują na czytelnika i pozwalają mu na nawiązanie prawdziwie intymnej literackiej relacji z bohaterami.
Autorka bardzo świadomie dobiera elementy fabularne, a - choć trudno to opisać słowami - cała historia jest jak spektakularna mozaika utworzona z setek drobniutkich elementów, które same w sobie nie wyglądają na widowiskowe, ale razem, w precyzyjnym układzie, tworzą coś wyjątkowego, niesamowitą w swej zwyczajności opowieść.
Pisałam już o tym, że decyzja o pierwszoosobowej narracji, i to rozpisanej na wiele głosów, wydaje się ryzykownym pomysłem. Oddając głos bohaterom wywodzącym się z dość specyficznej klasy społecznej, bo pozbawionej jakiegokolwiek formalnego wykształcenia i - siłą rzeczy - o dość ograniczonych (z naszej perspektywy) horyzontach, łatwo byłoby popaść w manierę i stworzyć groteskową językową konstrukcję. A jednak autorce udaje się zachować autentyzm. I to zarówno w obrazowaniu czynów, jak i przemyśleń każdego z kolejnych narratorów. Ich perspektywy się zazębiają lub uzupełniają, czasem nawet sobie przeczą, ale pozostają realnie osadzone w obrębie ich życiowych doświadczeń, wiedzy, a także mentalności.
W tej opowieści realna zwyczajność miesza się z drobnym pierwiastkiem nadnaturalnym, ale powieść Fryczkowskiej wcale nie ciąży ku fantastyce. Czarownice, boskie interwencje czy śmiertelne świerki są tu tak namacalnie realne jak proszalne dziady czy obowiązek pańszczyźniany. A wszystko dlatego, że dla ówczesnych chłopów były one równie realne co mieszkający za płotem sąsiedzi i cykl pór roku. To kolejny z czynników, który czyni Sagę... tak wyjątkową. I kolejny, który niełatwo zawrzeć w racjonalnym słownym przekazie.
Doceniam także sposób, w jaki autorka wpisuje bardzo lokalne wydarzenia w szerszy kontekst, rozpoczynając każdą z części przytoczeniem konkretnych wydarzeń "ze świata". Pozwala to z jednej strony umiejscowić akcję w czasie, odnaleźć punkty styczne w historii świata i Polski, zerknąć na migawki z wydarzeń, o których uczyliśmy się w szkole, a z drugiej pokazuje, jak bardzo tzw. "wielka historia" rozgrywała się poza życiem rodzin chłopskich. Ten sposób obrazowania rozdzielności życia chłopów i reszty społeczeństwa jest kolejnym interesującym punktem pobudzającym czytelnika do refleksji.
Komentarze
Prześlij komentarz