Sher Lee, Fake Dates and Mooncakes [Wydawnictwo Literackie]

 

Sher Lee, Fake Dates and Mooncakes [Wydawnictwo Literackie]

Eskapizm czasem jest dokładnie tym, czego potrzebujemy od literatury. Ulotnej chwili oderwania się od rzeczywistości, poddania marzeniu, zagłębienia w świat, w którym wszystko jest prostsze, a happy end pewny. I jeśli szukacie takiej właśnie historii, niezależnie od tego, czy macie lat naście, czy odrobinę więcej, a do tego nie boicie się napadów głodu w trakcie lektury, to Fake Dates and Mooncakes Sher Lee jest doskonałym wyborem.

Siedemnastoletni Dylan jakiś czas temu stracił matkę i zamieszkał z ciotką i kuzynami nad barem z chińskim jedzeniem. Łączy naukę z pracą, podobnie jak kuzynostwo nie ustając w wysiłkach, by rodzinny interes sprawnie funkcjonował. Niestety, zmartwień dostarcza im fakt, że ciotka nieudolnie ukrywa przed nimi stan zadłużenia. Chłopak marzy, by przyczynić się do uratowania baru i pomóc ciotce spełnić marzenie o własnej restauracji. Na razie jednak planuje start w konkursie pieczenia księżycowych ciastek na Święto Środka Jesieni.

Theo, którego Dylan pozna w czasie awaryjnej dostawy jedzenia, jest chłopakiem niemal z innego świata. Pomijając, że jest przystojny, jest też bogaty. Markowe ubrania, drogie samochody, prywatna szkoła - to jego codzienność. I choć tak wiele obu chłopaków dzieli, są gotowi sprawdzić, ile może ich łączyć.

Sher Lee, Fake Dates and Mooncakes [Wydawnictwo Literackie]

Fake Dates... to historia skierowana do tzw. młodych dorosłych, ale w jej uroku łatwo się zatracić niezależnie od wieku. Jest pełnym ciepła i delikatności romansem LGBTQ+, w którym nie brak smaczków, zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym sensie. 

Obaj bohaterowie mają mieszane etniczne pochodzenie, ale to Dylan jest tym, który zachowuje kontakt ze swoim kulturowym dziedzictwem. I dlatego to on będzie dla Theo przewodnikiem po kulturze, z której wywodziła się jego mama. Fakt, że obaj stracili matki, jest pewnym łącznikiem w tej relacji, ale jej oś buduje się na linii zauroczenia, wzajemnej fascynacji i stopniowo budowanego zaufania. To właśnie w tej rozwijającej się więzi, pełnej nastoletniej nadziei i obaw, tkwi niepodważalny urok całej historii, która jest sama w sobie jak ciastko ze słodkim nadzieniem, które pochłania się z dziką przyjemnością.

Smak romansowej historii podbija wyraźnie wątek "kulinarny", który zgrabnie przewija się przez całą fabułę. I trzeba przyznać, że Lee prowadzi go doprawdy wybornie, opisując pojawiające się w treści potrawy tak apetycznie i plastycznie, że niemal można poczuć na języku ich smak. Są w tekście faktury, zapachy, kolory i nieustająca fascynacja kuchnią azjatycką, a szczególnie singapursko-chińską. Te motywy nie są jedynie wypełniaczem fabuły, stanowią jej esencję, wokół której kształtują się tak naprawdę dwa miłosne wątki - ten dotyczący rodzącego się uczucia między młodymi bohaterami i ten dotyczący jedzenia jako pasji, rodzimej kultury i sposobu na wyrażenie miłości. Nie ma nic bardziej rozczulającego w tej książce niż scena lepienia pierożków i nic bardziej wzruszającego niż odtwarzanie przepisu na księżycowe ciasteczka, które mają być jednocześnie formą uczczenia pamięci o zmarłej mamie.

Sama love story dotycząca dwojga nastolatków wydaje się dość prosta i właściwie przewidywalna. Autorka wykorzystuje tu znane romansowe schematy, obecne w niejednej historii o zakochanych o różnym statusie społecznym i materialnym, a jednak wciąż odbieram ją jako pełną uroku, ciepła i słodyczy w całkiem znośnej dawce. Lee dość zgrabnie przedstawia rozwijającą się relację i nawet jeśli opowieść jest odrobinę naiwna, to w akceptowalnych granicach. Tak naprawdę w tę miłość zwyczajnie chce się uwierzyć, niczym w garniec złota na końcu tęczy.

Nie jestem fanką anglojęzycznych tytułów książek i wierzę, że można było Fake Dates... przetłumaczyć. Jednak niechęć nie powstrzymała mnie przed lekturą i bardzo się z tego cieszę. W tej powieści jest wszystko, co sprawia, że czyta się ją na jednym wdechu - sympatycznych bohaterów, dramy w świecie bogaczy w kontraście do dramatów tzw. zwyczajnego życia, fałszywe randki, rodzące się nastoletnie uczucie, adoptowanego psa corgi, a do tego sporo elementów chińskiej kultury i baaardzo apetyczne wątki kulinarne. Mnóstwo dobrze skomponowanych składników. Ta powieść jest niczym chińskie księżycowe ciastko - z wierzchu podobne do innych, zbudowane z dobrze znanych składników, lecz skrywające smakowite wnętrze, skomponowane z pomysłem i wyczuciem. Wystarczy lekko zmrużyć oczy i na kilka chwil uciec w tę historię. Odrobina eskapizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziła. 

Autor: Sher Lee
Tytuł: Fake Dates and Mooncakes 
Tłumacz: Łukasz Małecki
Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Egzemplarz recenzencki.


Komentarze

Popularne posty