Grzegorz Dziedzic, Żadnych bogów, żadnych panów [Agora]

Grzegorz Dziedzic, Żadnych bogów, żadnych panów [Agora]

Kiedy jesienią ubiegłego roku Grzegorz Dziedzic odbierał w Toruniu na Festiwalu Gwiazdozbiór Kryminalny Kujawy i Pomorze nagrodę za najlepszy debiut literacki, wiedziałam o powieści Żadnych bogów, żadnych panów tyle, że zgarnęła też Nagrodę Wielkiego Kalibru, wcześniej jednak umknęła mojej uwadze. Ale skoro jury toruńskiej imprezy książkę doceniło, obiecałam sobie, że nadrobię zaległości. Udało się to przy okazji wznowienia powieści przygotowanego przez wydawnictwo Agora.

Akcja rozgrywa się u progu lat 20. XX wieku w Chicago, jeszcze przed erą prohibicji. To wtedy silną pozycję w podziemiu mają polskie gangi, a najbardziej zuchwałym jest Erab. Czerwone chusty, anarchistyczne hasła i rozboje pod płaszczykiem Rewolucji – to ich styl. To oni rządzą w cuchnących ubojniach i nędznych alejkach.

W tym polonijnym, marginalizowanym otoczeniu dochodzi do zbrodni, bestialskiego mordu, który szokuje nawet policjantów. Do sprawy oddelegowany zostaje  świeżo upieczony sierżant Teodor Rucki. Jednak rozpoczynając śledztwo nawet nie podejrzewa, do czego doprowadzi go ta sprawa. 

Muszę przyznać, że to rzeczywiście bardzo udany debiut literacki, z silną nutą gangsterskich klimatów czy kina noir. W trakcie lektury nieustannie widziałam w wyobraźni kadry najlepszych produkcji gatunku, tyle że wpisane w chicagowskiej środowisko polonijne.

Autor posługuje się plastycznym, często dosadnym językiem, wyraźnie kreśląc przed nami brudne alejki, nędzne spelunki, biedną dzielnicę pełną spracowanych, zmęczonych ludzi, obskurne mieszkanka. Oddaje nie tylko ich wygląd, ale niemal namacalnie portretuje panujący wokół zaduch, smród, opary dymu czy alkoholu. Jest w tym coś fascynująco odrażającego, ale wprowadzonego do fabuły świadomie i w konkretnym celu. Autorowi nie chodzi o szokowanie czytelnika ani bezpodstawną obskurnością, ani niecelową brutalnością, a jedynie zbudowanie przestrzeni, w której rozgrywać się będą wydarzenia, równie istotnej dla rozumienia bohaterów jak ich czyny i wybory. Wszechobecna nędza pokazuje bowiem, w jakim otoczeniu przebywają polscy emigranci i ich potomkowie i co wpływa na ich życiową drogę. Bo w tym miejscu łatwiej trafić do burdelu, niż zrealizować swój american dream, a na młodych mężczyzn czekają gangi lub mordercza praca w ubojniach czy fabrykach.

Skoro już mowa o brutalności... Język, którym posługuje się autor, jest dosadny, plastyczny, a sama fabuła często bywa brutalna. Lecz znów - nie czuję tu przesady. Opisy zbrodni rzeczywiście mrożą krew w żyłach, ale są konieczne do oddania skali zagrożenia. Dziedzicowi udaje się nie przekroczyć tej subtelnej granicy, która oddziela dobrą, choć przerażającą fabułę od epatowania makabrą i brakiem dobrego smaku. Można powiedzieć, że w tym szaleństwie jest metoda, bo i zbrodnia, i cel zbrodniarza pozostają nieprzypadkowe.

Polonijne środowisko Chicago nie jest jedynie smaczkiem, wartością dodaną do fabuły, a pozostaje jej integralną częścią. Intrygi zbudowanej przez Dziedzica nie da się łatwo i bezkolizyjnie przenieść w dowolne miejsce i otoczenie. Ona ściśle związana jest z chicagowskimi imigrantami - tymi, którzy biedują, i tymi, którzy się bogacą. To właśnie polskie pochodzenie predestynuje Ruckiego do prowadzenia śledztwa i to właśnie polskie pochodzenie czyni z niego potencjalnego pionka w pewnych machinacjach. 

Sam Rucki jest postacią ciekawą i z łatwością skupiającą na sobie uwagę czytelnika. Z jednej strony policjant, świeżo upieczony mąż, z drugiej mężczyzna z gangsterskimi powiązaniami i demonami gryzącymi jego duszę. Trochę jak w filmach noir - postać zbudowana z szarości, wykorzystująca obie strony swojej natury. Dobrze wykreowany bohater, za którym podąża się z przyjemnością i zaangażowaniem.

I oczywiście to, co w powieści kryminalnej najważniejsze, czyli intryga. Pozornie "zwyczajne" śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa, prowadzone metodycznie, ale też z wykorzystaniem powiązań śledczego, wiedzie bohatera ku znacznie szerzej zakreślonym planom. Wątki obyczajowe i kryminalne splatają się tu w bardzo przemyślany konstrukt, który podbija napięcie i wciąga do ostatnich stron.

Żadnych bogów... to ciekawa propozycja na rynku wydawniczym w sam raz dla miłośników mocnych powieści z pogranicza kryminału i sensacji. Z przemyślaną, rozbudowaną intrygą, ciekawie wykreowanymi bohaterami i wyrazistym, dusznym klimatem rodem z filmów noir. Świetnie rozpisane wątki obyczajowe, a zwłaszcza społeczne, pozwalają dotknąć realiów życia chicagowskiej polonii w międzywojniu, poznać relacje między etnicznymi diasporami oraz społeczne niepokoje. Brutalna, dosadna powieść, która jednak nie przekracza granic dobrego smaku, będąca udaną rozrywką w niesztampowych realiach. 

Autor: Grzegorz Dziedzic
Tytuł: Żadnych bogów, żadnych panów
Wydawca: wydawnictwo Agora

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty