Powroty do Bułeczki są jak powroty do dobrej przyjaciółki, za którą się tęskni. Naprawdę uwielbiam tę dziewczynkę i serię książek Sary Ohlsson i Lisen Adbage. Po uroczej Bułeczka rządzi i Bułeczka ratuje świat, teraz przyszedł czas na... Bułeczkę i miłość.
Tytułowa Bułeczka to tak naprawdę Francesca Fransson, rezolutna, zabawna dziewczynka, która jest jednocześnie narratorką historii. Towarzyszą jej sympatyczna i nie do końca poprawna mama oraz szalona, zapominalska babcia. Te dwie kobiety to właściwie cała rodzina Bułeczki i cały jej świat. Niewielki, ale bardzo sympatyczny.
Tym razem Bułeczka ma nie lada kłopot. Nie dość, że w szkole uczą się tworzyć sztukę ze znalezionych na boisku przedmiotów, co wcale nie jest łatwe, to jeszcze Ester, najlepsza przyjaciółka Bułeczki, proponuje naszej bohaterce coś... dziwnego. Otóż pyta, czy Bułeczka by się w niej zakochała. Tyle że dziewczynka niespecjalnie interesuje się miłością i nie bardzo ma ochotę zakochiwać się w kimkolwiek. Ester wydaje się obrażona, ale na szczęście Bułeczka ma babcię, z którą może przegadać ten temat.
Czy ja już mówiłam, że kocham Bułeczkę? Nie? A zatem oznajmiam: Bułeczka jest przekozacka. Sympatyczna, wrażliwa, mądra i zabawna w swej dziecięcej powadze. Wciąż nie mam jej dość. Bohaterka ponownie zaprosiła nas do swojego małego wszechświata i pokazała codzienność, która właśnie dzięki niej jest bardziej... niecodzienna. Entuzjazm, z jakim dziewczynka patrzy na świat, i sposób, w jaki go postrzega, udziela się czytelnikowi od pierwszych stron. Towarzyszą jej mama i bardzo oryginalna babcia, a z nimi nudzić się nie będziecie. Ba, nie raz, nie dwa przyjdzie wam wybuchnąć śmiechem, jak choćby na widok pokoju, który nie chce przestać być zagracony.
Ta książka to doskonała rozrywka, pełna ciepła i odczuwalnego humoru, napisana z prostotą właściwą dzieciom i z lekkością, która musi się podobać. Jednocześnie podejmuje ważne - także dla dzieci - tematy, w tym związane z dbaniem o planetę i potrzebą ratowania świata. Jest w niej radość i swoboda, jest zachwyt nad wszystkim, co nas otacza, który czyni codzienność znacznie barwniejszą i bardziej wartą uwagi. To książka plasterek na smutki, kojarząca się z dziecięcą paplaniną, wypełniona zdarzeniami przedstawionymi w taki sposób, że nie sposób się w czasie lektury nie uśmiechnąć.
Nadal doceniam nieuładzone, oryginalne ilustracje, rysowane jakby trochę niewprawną ręką dziecka. Bohaterki zyskują na nich nieco odbiegające od "kanonu piękna" rysy, mają odrobinę zaburzone proporcje, a jednak budzą w odbiorcy bardzo pozytywne odczucia. Na rysunkach jest nieco przykuwających dziecięce oko detali, sporo koloru, a także świetnie oddana dynamika.
To książka dla tych, którzy tak jak my Bułeczkę znają i kochają, ale i dla tych, którzy właśnie zapragnęli ją poznać, bo każdą z opowieści można czytać niezależnie (choć ja preferuję po kolei, żeby drobne szczegóły ułożyły się w całość). Opowieść jest stworzona dla przedszkolaków i wczesnoszkolniaków, ale i starsi ogrzeją się przy bijącym z niej cieple. Pisałam, że ta opowieść jest trochę jak waniliowy budyń - ciepła, słodka i przyjemna, ale na pewno nie mdła. A nie poznać takiej bohaterki jak Bułeczka to grzech.
Autor: Sara Ohlsson
Tytuł: Bułeczka rządzi
Ilustracje: Lisen Adbage
Tłumacz: Anna Czernow
Wydawca: wydawnictwo Dwie Siostry
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz