[#zwojtkowejbiblioteczki] Sara Ohlsson, Lisen Adbage, Bułeczka ratuje świat [Dwie Siostry]
Uwielbiam wracać do bohaterów, którzy mnie w jakiś sposób zachwycili. Właśnie dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy dotarła do nas przesyłka z drugą częścią przygód Bułeczki, czyli Bułeczka ratuje świat Sary Ohlsson i Lisen Adbage od wydawnictwa Dwie Siostry. Byłam bardzo ciekawa, czy nową historię przeczytam z równą przyjemnością co pierwszą.
Właśnie zaczęły się wakacje. Pierwsze wakacje w życiu Bułeczki. Dziewczynka nocowała dziś u babci, którą odwiedza właśnie... chłopak z Niemiec. Klaus nocuje w swoim namiocie w ogrodzie, a tego ranka zabierze Bułeczkę na obserwowanie ptaków. A że Bułeczka ma jasny plan na te wakacje - chce uratować świat - czeka ją jeszcze więcej ciekawych aktywności i przygód w ich trakcie.
Powrót do Bułeczki, czyli tak naprawdę Franceski Fransson, rezolutnej, zabawnej dziewczynki, która jest jednocześnie narratorką historii, okazał się bardzo udany. Bohaterka ponownie zaprosiła nas do swojego małego wszechświata i pokazała codzienność, która właśnie dzięki niej jest bardziej... niecodzienna. Entuzjazm, z jakim dziewczynka patrzy na świat, i sposób, w jaki go postrzega, udziela się czytelnikowi od pierwszych stron.
Czytamy o jednym właściwie dniu z życia bohaterki, a przygód i zdarzeń starczyłoby na wypełnienie co najmniej tygodnia. To wrażenie potęguje narracyjne rozgadanie bohaterki, która opisując swój pierwszy dzień wakacji, odnosi się do wielu różnych spraw i rzeczy. Mniej w tej historii mamy i babci, które tak polubiłam w książce Bułeczka rządzi, ale wciąż odczuwalna jest ich wzajemna miłość i ciepło. No i pojawia się Klaus, który w ciekawy sposób wypełnia przestrzeń.
Ta książka to doskonała rozrywka, pełna ciepła i odczuwalnego humoru, napisana z prostotą właściwą dzieciom i z lekkością, która musi się podobać. Jednocześnie podejmuje ważne - także dla dzieci - tematy, w tym związane z dbaniem o planetę i potrzebą ratowania świata. Jest w niej radość i swoboda, jest zachwyt nad wszystkim, co nas otacza, który czyni codzienność znacznie barwniejszą i bardziej wartą uwagi. To książka plasterek na smutki, kojarząca się z dziecięcą paplaniną, wypełniona zdarzeniami przedstawionymi w taki sposób, że nie sposób się w czasie lektury nie uśmiechnąć.
Nadal doceniam nieuładzone, oryginalne ilustracje, rysowane jakby trochę niewprawną ręką dziecka. Bohaterki zyskują na nich nieco odbiegające od "kanonu piękna" rysy, mają odrobinę zaburzone proporcje, a jednak budzą w odbiorcy bardzo pozytywne odczucia. Na rysunkach jest nieco przykuwających dziecięce oko detali, sporo koloru, a także świetnie oddana dynamika.
Jeśli tak jak ja pokochaliście Bułeczkę, nie będziecie lekturą zawiedzeni. A jeśli jakimś cudem jeszcze jej nie znacie, dobrze będzie nadrobić tę zaległość. Bo przegapić taką wspaniałą bohaterkę to grzech!
Komentarze
Prześlij komentarz