Magda Knedler, Pani labiryntu [Otwarte]
Wszystko łączą jakieś nici. Nawet jeśli ich nie widać.
Retellingi znanych historii wciąż cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Ja sama bardzo je lubię - czy to w przypadku baśni, czy - nawet bardziej - mitów. Co nie znaczy, że każda taka forma gry z oryginałem okazuje się udana. Na opowiadanych ponownie znanych historiach połamał sobie zęby niejeden twórca. Jednak wciąż nie mogę się oprzeć pokusie sięgania po kolejne retellingowe historie - czy to literackie, czy filmowe. A jeśli za jedną z nich odpowiada najbardziej ceniona przeze mnie autorka, której proza bezsprzecznie mnie zachwyca, to przed sięgnięciem po Panią Labiryntu nie wahałam się ani chwilę.
Magda Knedler bierze na tapet mit o potwornym synu króla Krety - Minotaurze - który zamknięty w zbudowanym przez Dedala labiryncie, budzi grozę wszystkich wokół. Aż do chwili przybycia dzielnego Tezeusza, który potwora zabija, a z labiryntu uchodzi, dzięki pomocy córki Minosa - Ariadny.
Jest to historia powszechnie znana, w tej czy innej formie, mniej lub bardziej dosłownie przekazywanej to tu, to tam. Kto nie czytał Mitologii Parandowskiego, Mitów greckich Gravesa czy Mitologii Graków i Rzymian Kubiaka, natknął się może na jakieś przytoczenie czy parafrazę tej opowieści i hasła takie jak Minotaur czy nić Ariadny nie są mu całkiem obce. Jednak Magda Knedler, podejmując się napisania tej historii na nowo, przetwarza ją przez własną wrażliwość i wyłuskując zupełnie nowe konteksty.
Gdybym miała posłużyć się metaforą, porównałabym mit do sklepowego manekina, który jest pewnego rodzaju tworzywem, tak dobrze znanym i rozpoznawalnym. Autor, który podejmuje się jego rettelingu, ubiera go w wybrane przez siebie tkaniny, w osobne, zindywidualizowane przybranie. To przybranie akcentuje - zgodnie z wolą twórcy - jedne elementy, pozostawiając poza granicami uwagi inne, odmieniając mit, ale pozostawiając niezmienione i rozpoznawalne samo jego jądro. Dobry retelling nie oznacza bowiem dekonstrukcji rdzenia, a jego dopełnienie i zaakcentowanie istotnych, różnych dla danego twórcy, fragmentów, dodanie detali, które pomagają tym nowym sensom ukazać się w pełnej krasie. I właśnie to zrobiła z mitem o labiryncie Magda Knedler.
Najważniejszą rzeczą, jakiej dokonała, była zmiana perspektywy z męskiej na kobiecą. Zauważyliście, że większość mitów to osobne historie o bogach, herosach, bohaterach, którzy toczą swoje własne boje i zmagania? Wspomniana zmiana perspektywy pozwoliła połączyć wiele mitów w jedną opowieść. Tak jak kobieta zapewnia ciągłość życia, tak perspektywa kobieca stała się spoiwem zapełniającym ciągłość historii. Dzięki temu swoje miejsce znalazły tu pozornie osobne historie - opowieść o Europie porwanej przez Zeusa pod postacią byka, o Minosie, o Minotaurze, o Tezeuszu, o Dedalu i Ikarze, gdzieś w tle pojawiają się wzmianki o boskim pochodzeniu Pazyfae, o przyszłości Fedry zakochanej w synu Tezeusza, o wojnie trojańskiej... A nić każdej z tej opowieści gładko niczym nić do kłębka prowadzi do Ariadny, będącej centrum pisanej przez Magdę Knedler opowieści.
Jest więc lektura tej książki wspaniałą, wysmakowaną podróżą w przeszłość, w świat powtarzanych z ust do ust opowieści, mitów, które od wieków rozpalają wyobraźnię twórców. I jest to lektura pasjonująca, wciągająca od pierwszego do ostatniego zdania, czasem bardzo dosłowna, czasem widmowo oniryczna, wybiegająca to w zamierzchłą przeszłość, to w daleką przyszłość, refleksyjnie pochylająca się nad tym, co było, i wieszcząca to, co być może.
Zmiana perspektywy mitu z męskiej na kobiecą nie objawia się jedynie w skupieniu na Ariadnie, w umieszczeniu jej w centrum opowieści zamiast przyznania roli pobocznej pomocniczki wielkiego herosa Tezeusza. W tej książce bardzo wyraźnie rysują się kobiece postaci - Europa wciąż potrafiąca zajść Minosowi za skórę, zmagająca się z bolesną przeszłością ukrytą pod płaszczykiem mitu, pozornie uległa Pazyfae, która w godzinie próby okazuje tak wiele hartu Ducha, Ariadna, która staje się centrum kultu bogini, echem dawnego matriarchatu i matrylinearności. Przepięknie tę kobiecość sygnalizują porównania wnętrza ziemi do kobiecego łona i rogów sakralnych, które wcale nie muszą być rogami byka. Te zachwycające odniesienia rozsiane po całej powieści pozwalają odkrywać jej głębię, meandrującą niczym korytarze labiryntu przez kolejne sceny.
Labirynt jest wielką tajemnicą Dedala i nikt nigdy w pełni nie zrozumie jego istoty. To, co na człowieka zsyła, też jest tajemnicą. To dar, a jednocześnie ciężar i przekleństwo. Sprawia, że nie wiemy, jak się dalej poruszać i nieść swój bagaż, który wydaje nam się nie do udźwignięcia. Dlatego nikt stąd nie wychodzi.
Czuć, że autorka poświęciła dużo uwagi samej idei labiryntu. Tego, czym miał być w zamierzeniu, i tego, czym stał się wbrew twórcy. Tego, jak wpływał na człowieka i dlaczego budził lęk nie mniejszy od Minotaura. Opisy fantasmagorii nawiedzających wstępujących w jego trzewia urzekają i skłaniają do refleksji. Same w sobie budzą refleksję, jednocześnie będąc drogą do kolejnych przemyśleń i szukania kolejnych punktów odniesień. Labirynt stał się dla autorki fantastycznym narzędziem pozwalającym opowiedzieć o tym, co dzieje się teraz, ale też wybiec w przyszłość, wpleść kolejne refleksje i kolejne historie. Sama zaś opowieść o Pani Labiryntu jest niczym labirynt, pozwalający kluczyć między kolejnymi mitami.
Nauczyłam się wtedy sporo o zadawaniu bólu i zrozumiałam, że nie zawsze chodzi o to, co odczujemy na własnej skórze. Krzywda, która dzieje się naszym bliskim, jest znacznie cięższa do udźwignięcia. Bezsilność, kiedy nie można w żaden sposób pomóc. Wrażenie, że ma się związane ręce.
Pani Labiryntu jest opowieścią, w której autorka odkrywa przed czytelnikiem kolejne warstwy znaczeń. Wydobywa nowe akcenty, przekształcając mit w uniwersalną opowieść, która jest komentarzem do całkiem współczesnych zagadnień. Uwydatnia kobiecą siłę, która budzi się pod jarzmem męskiej pychy i męskich ambicji. Uważny czytelnik znajdzie w niej jednak znacznie więcej ciekawych przemyśleń. Tych dotyczących cierpienia i zadawania bólu, siły matczynej miłości, cyklu życia i śmierci. Pozornie mimochodem, a jednak wyraziście autorka podejmuje też wątki z - jak byśmy dziś powiedzieli - ekologicznym przesłaniem, zerkając ku przyszłości Ziemi niszczonej bezmyślnie przez człowieka. W wizje Ariadny wplata bardzo istotne, wielowymiarowe przesłanie.
W życiu chodzi o to, by dbać o ziemię, powietrze i wodę. Jesteśmy na ich łasce. A także to, by dbać o ludzi, których kochamy, i tych, których wcale nie lubimy. By budować porozumienie. By zasłużyć na miłość. Bo jeśli zasługujemy na miłość, nie jesteśmy wcale tak nędzni, jak nam się wydaje.
Mit jest opowieścią pełniącą ważną rolę, zawiera w sobie "wyjaśnienie sensu świata i ludzi w ich doświadczeniach zbiorowych i indywidualnych". Tworząc swoją historię, Magda Knedler nie tylko zapewniła ciągłość mitu, ale też dzięki jego reinterpretacji pokazała, że my sami nieustannie transformujemy dawne opowieści, wplatając je we własne religie czy wierzenia, we własne, indywidualne doświadczenia.
(...) różne religie mogą wykazywać wiele podobieństw. Ludzie wędrują z kraju do kraju, z wyspy na wyspę, a każdy człowiek przynosi cząstkę siebie i swoich wierzeń na nową ziemię. Później ta cząstka jest przekształcana, rozrasta się, wchłania dawne opowieści i modlitwy, dawne rytuały, wszystko to ponownie przeobraża, tworząc kolejną całość, tylko pozornie odrębną od poprzedniej.
Podsumowując, wrócę jeszcze na chwilę do mojej metafory indywidualnego przybrania manekina. Książka Magdy Knedler jest bowiem w moim odczuciu jak misternie upięta tkanina, pozwalająca z jednej strony przyjrzeć się rdzeniowi opowieści, jakim jest mit o labiryncie, z drugiej podziwiać całość tego stroju, utkanego z przepięknych słów i zdań, z poruszających scen i obrazów. Dać się porwać gładko płynącym zwojom materii, narracji opowiadającej o miłości i odrzuceniu, odnajdywaniu własnej drogi i wewnętrznej siły, o bierności i działaniu, pełnej miłości do natury, sztuki i drugiego człowieka. Pięknie, wielowymiarowo opisanych międzyludzkich relacji. Ciekawej fabuły i umiejętnie budowanego napięcia, okraszonego cudownym, nieoczywistym wątkiem miłosnym ze szczyptą pikanterii. Z trzeciej strony (w końcu ta opowieść ma więcej niż dwa wymiary) możemy podejść bliżej, przyjrzeć się teksturze tkanin, jej załamaniom, detalom, które akcentują ważne dla autorki elementy, i wydobyć z niej - warstwa po warstwie - kolejne, bardzo współczesne i uniwersalne odniesienia, przefiltrowane przez wrażliwość autorki, ale jednocześnie pozostawiające pole do własnych, bardzo osobistych refleksji.
Twórca zawsze odciska samego siebie w tym, co robi (...). W malowidle, tkaninie, rzeźbie czy budowli. (...) W pewnym sensie miał więc rację, ożywiamy to, co robimy. Dajemy przedmiotom i przestrzeniom cząstkę siebie.
Pani Labiryntu jest dokładnie tym, czego oczekuję od dobrego retellingu. Wspaniałą współczesną interpretacją dobrze znanej historii, na której jej autorka pozostawiła swoje własne piętno, a jednocześnie stworzyła nową przestrzeń, gotową do wypełnienia naszą, czytelników, wrażliwością. Jej jakość trudno zamknąć w jednym zdaniu mieszczącym się gdzieś pomiędzy "tę książkę świetnie się czyta" a "to genialna powieść". Dla mnie lektura była przyjemnością, doznaniem estetycznym i literackim przeżyciem. Cudowna, poruszająca opowieść napisana przez autorkę, która zasługuje na znacznie większe uznanie. Jestem w niej zakochana. Nie sposób o tej książce tak łatwo zapomnieć.
Autor: Magda Knedler
Tytuł: Pani labiryntu
Wydawca: wydawnictwo Otwarte
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz