Michelle Harrison, Plątanina zaklęć [Wydawnictwo Literackie]
Powroty do ukochanych serii książek są jak powroty do domu, w którym wiesz, że jest bezpiecznie i przyjemnie, choć wcale nie nudno. Dlatego z radością po raz kolejny ruszyłam na spotkanie sióstr Wspacznych, które po Szczypcie magii i Odrobinie czarów mogłam teraz spotkać w Plątaninie zaklęć.
Fliss, Betty i Charlie mają wreszcie szansę spełnić swoje największe marzenie, jakim jest możliwość zamieszkania poza Wronoskałem. Uwolnione od czaru więżącego na smutnej wyspie wszystkie kobiety z rodu Wspacznych, chcą spróbować innego życia. Fliss marzy o nowych znajomościach, Charlie o możliwości hodowania zwierząt, a Betty... Betty o przygodach i podróżach, do których przeprowadzka ma być pierwszym krokiem.
Po sprzedaży oberży Buni, rodzina przeprowadza się do wsi Wisiorknotki, gdzie zamieszkać mają w Kosowej Chacie. Dom nie robi na siostrach najlepszego wrażenia, ale postanawiają, że sobie z tym poradzą. Ciekawe nowego miejsca wkrótce przekonują się, że i tu krążą opowieści o czarach. Mieszkańcy wsi niechętnie opowiadają o Żarłocznym Drzewie, unikają Tik-takowej Kniei, a dziewczyny wkrótce przekonują się, że dom, w którym zamieszkały, był kiedyś domem dziewczyny oskarżonej o czary.
Groźnie zaczyna się robić w chwili, gdy nowy dom Wspacznych odwiedza tajemnicza starucha, a Fliss zaczyna lunatykować. Betty i Charlie szybko odkrywają, że tata i Bunia zdają się być pod wpływem dziwnego czaru i tylko od nich dwóch zależy, czy Fliss nie podzieli losu innych dziewczyn, które zostały skrępowane plątaniną czarów.
Ależ tę książkę się wspaniale czyta. Z zapartym tchem, bez możliwości odłożenia jej na bok. Po raz kolejny okazuje się, że Michelle Harrison niczym wytrawna czarodziejka rzuca na czytelnika urok za pomocą słów i fabuły, sprawiając, że na kilka godzin niemal spaja się z lekturą, daje się pochłonąć kolejnym scenom i emocjom.
Choć akcja zostaje przeniesiona z mrocznego, ponurego, zasnutego mgłami Wronoskału do pozornie bardzo spokojnej wioski, autorka świetnie buduje atmosferę niepokoju, która niejako kontrastuje z sielskością małej wioski. Zamiast zimna i mgieł mamy duszną aurę podejrzliwości wobec wszystkiego, co kojarzy się z magią, zamkniętą społeczność i jej mroczne legendy, wewnętrzne reguły, których nieprzestrzeganie naraża na większe niebezpieczeństwo niż jedynie ostracyzm.
Siostry Wspaczne są jak zwykle wspaniałe. Każda o odmiennym charakterze i odmiennych upodobaniach, ale kochające się wzajemnie, wspierające i w obliczu niebezpieczeństwa gotowe do działania. Z Fliss mi może nie po drodze, ale i na nią, choć bardziej interesuje ją flirtowanie niż zabawa, siostry mogą liczyć. Buńczuczna Charlie jak zwykle pakuje się w drobne kłopoty, ale pozostaje niezmiennie urocza. Natomiast Betty jest żądna wiedzy i przygód, najodważniejsza z sióstr, mądra i zdecydowana. Uwielbiam ją.
W Plątaninie zaklęć mamy do czynienia z zupełnie nowym niebezpieczeństwem, z którym zmierzyć muszą się siostry, do tego w nieznanej m przestrzeni. Autorka świetnie rozgrywa ten motyw, pokazując jednocześnie, jak niszcząca może być sieć pomówień, jak wiele skrywać może mała, zamknięta społeczność i jak łatwo popełnić błąd, oceniając po pozorach. Fantastycznie wykorzystany został motyw bluszczu i pajęczej sieci, które oplatają wszystko wokół tak jak wokół wioski tkana jest istna plątanina zaklęć.
Znów w tkaninie fabuły ważnym elementem są lokalne przesądy i wierzenia, z których niektóre mogą posłużyć jako narzędzie do walki ze złem, inne zaś narzędziem zła służącym do pętania woli mieszkańców - i bardzo podoba mi się, że Harrison tak dobrze posługuje się tym motywem, uatrakcyjniając lekturę. Dzięki temu pozostaje ona nieprzewidywalna do samego końca i trudno zgadnąć, które z elementów przysłużą się bohaterkom, a które będą dla nich przeszkodą. Świetne są też rymowanki, za pomocą których można przekazać historie, które rozegrały się kiedyś w wiosce, a raczej to, jak zostały one zinterpretowane.
Komentarze
Prześlij komentarz