[#zwojtkowejbiblioteczki] Janusz Leon Wiśniewski, Marcelinka, Cecylka i pan Genomek. Opowieść mocno genetyczna [Tadam]
Czyż genetyka nie jest fascynującą dziedziną nauki? Czyż same geny i kwestie przenoszonych przez nie informacji nie są fascynujące? W końcu gdzieś w moich genach została zakodowana informacja, że moje ciało ma osiągnąć taki a nie inny wzrost, że mam kolor włosów taki jak moja mama, ale nos jest odbiciem nosa mojego taty. I jak to jest, że Wojtek ma oczy niebieskie, a jego rodzice zielone i brązowe? Poznawanie tajemnic dziedziczenia już w szkole średniej sprawiało mi sporo frajdy. A dzięki książce Janusza Leona Wiśniewskiego pt. Marcelinka, Cecylka i pan Genomek. Opowieść mocno genetyczna mogę w ten temat wprowadzić Wojtka już teraz.
Pewnie część czytelników kojarzy tytułową Marcelinkę, która po raz pierwszy pojawiła się w innej książce autora - Marcelinka rusza w kosmos. Jeśli nie, nic straconego. Możecie poznać ją teraz. A do kompanii dodamy jej młodszą, zadziorną siostrę Cecylkę oraz uroczego psiaka Chrupka. Tak się składa, że w wyniku feralnego zbiegu okoliczności Cecylka z Chrupkiem zostają uwięzieni w mieszkaniu sąsiada z czwartego piętra, pana Jeremiego, którego Marcelinka nazywa uroczo Genomkiem, a sama Marcelinka i pan Jeremi, bez kluczy do zatrzaśniętych drzwi, zostają na korytarzu. W oczekiwaniu na ślusarza, zaczynają rozmawiać i tak zaczyna się fascynująca znajomość.
Pan Genomek jest profesorem, uznanym naukowcem i - co podkreśla Cecylka - ma aż cztery, no... pięć komputerów i świetnie zna się na kwestiach dziedziczenia. A ponieważ rozmowa szybko przenosi się na te kwestie, sąsiad zaczyna dziewczynkom wyjaśniać, o co z tymi genami chodzi. Podczas kolejnych odwiedzin dwie rezolutne siostry spędzają czas z panem Jeremim i zostają adeptkami nauki zwanej genetyką.
Kto czytał książki Janusza Leona Wiśniewskiego ten wie, że lubi on prowadzić niespieszną narrację, w której jest dość przestrzeni, by odpowiednio wybrzmiały nie tylko emocje, ale i ważne refleksje. Nie inaczej jest w przypadku książki dla dzieci, która również ma niespieszną fabułę, a jednocześnie jest pełną emocji i wiedzy opowieścią o rzeczach ważnych.
Uzupełnieniem tekstu - dość rozbudowanego, ale nieprzytłaczającego na niespełna 130 stronach - są nieliczne, ale za to wyjątkowo klimatyczne ilustracje Ani Jamróz. Jej charakterystyczna kreska zawsze mnie urzeka i nie mogę oderwać oczu zarówno od okładki, jak i od kolejnych rysunków wewnątrz książki. Ania Jamróz ma na swoim koncie wiele świetnych prac, a z panem Wiśniewskim, poza Marcelinką, pracowała chociażby przy poruszających Uczuciach. Teraz zaś, za pomocą czarnej, wyrazistej kreski i plam kolorów (często jednego lub dwóch zaledwie) współtworzy klimat tej książki, tak pięknie wydanej, w której tekst zawarty jest na stronach wyodrębnionych geometrią ramki.
To nie jest zwykła książka. Powiedziałabym, że ma w sobie wszystkie elementy, które pozwalają ją nazwać książką popularnonaukową. W fikcyjną historię o Marcelince i Cecylce wpleciona została masa wiedzy, którą odbiorca łatwo może sobie przyswoić. Trudny temat przekazany jest tu możliwie wyczerpująco, ale przede wszystkim zrozumiale, zarówno dla dorosłego, jak i - a właściwie przede wszystkim - dla dziecka. Czuć w niej szacunek do młodego odbiorcy, znajomość tematu i przemyślaną formę przekazu. Nie brak w niej jednak humoru i sporej dawki ciepła, emanuje z książki przyjazna atmosfera, która sprzyja zgłębianiu tematu. Myślę, że lekturę można zaproponować już 8-, 9-latkom, ale wspólne czytanie będzie jeszcze przyjemniejsze. Być może nie od razu staniecie się ekspertami od genomu, ale pewnie nie raz do książki wrócicie, a wtedy... kto wie? Może okazać się, że kręte genomowe schody do wiedzy wcale nie tak trudno pokonać.
Autor: Janusz Leon Wiśniewski
Tytuł: Marcelinka, Cecylka i pan Genomek. Opowieść mocno genetyczna
Ilustracje: Ania Jamróz
Wydawca: wydawnictwo Tadam
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz