John Hersey, Hiroszima [Znak Literanova]
Kiedy John Hersey pracował nad reportażem o Hiroszimie, w mainstreamowych mediach amerykańskich o zrzuceniu bomb atomowych na japońskie miasta mówiło się niemal wyłącznie językiem korzyści, podkreślając doniosłość zdarzenia i jego wagę dla zakończenia wojny. Pokazanie doświadczeń mieszkańców Hiroszimy, możliwie dokładne odtworzenie przebiegu tego pamiętnego dnia, dało czytelnikom zupełnie inny ogląd sytuacji. Choćby dlatego, że Hiroszima powstała krótko po wojnie jest reportażem wartym uwagi i musiałam po niego sięgnąć.
Jest słoneczny dzień, 6 sierpnia 1945 roku.
Piętnaście minut po godzinie ósmej rano. Panna Sasaki z działu kadr odwraca głowę do koleżanki. Pani Nakamura, wdowa po krawcu, stoi przy kuchennym oknie. Terufumi Sasaki, chirurg w szpitalu Czerwonego Krzyża, idzie korytarzem, trzymając w ręku próbkę krwi.
I wtedy oślepiający błysk uderza w ich miasto. Huk wybuchu nadchodzi po zaskakująco wielu sekundach.
Tak zaczyna się era atomowa.
Gdy II wojna światowa się skończyła, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak naprawdę wydarzyło się w Hiroszimie i Nagasaki. Młody reporter John Hersey postanowił odnaleźć tych, którzy przeżyli.
Jego reportaż ukazał się 31 sierpnia 1946 roku w wyjątkowym wydaniu „New Yorkera” – z numeru usunięto wszystkie inne artykuły, felietony i rubryki, a okładka nie zapowiadała opowieści o apokalipsie.
Hersey w niezwykle oszczędny i poruszający sposób pokazuje godzina po godzinie rzeczywistość osób, które znalazły się w sercu atomowego piekła.
Tekst został uznany za najważniejszy reportaż XX wieku.
Ogromnie ciekawe są okoliczności wydania tego reportażu, opisane w tekście pełniącym rolę przedmowy. Nie został on opublikowany w klasycznej książkowej formie, ale pojawił się w prasie, w obrębie jednego numeru tygodnika „New Yorker”, z którego zostały usunięte wszystkie wcześniej zaplanowane teksty poza okładką (którą zobaczyć możemy w aktualnym wydaniu książki). Tekst wzbudził ogromne zainteresowanie i znacząco wpłynął na poglądy wielu odbiorców. To dlatego w 1999 r. jury Uniwersytetu Nowojorskiego uznało go najważniejszym amerykańskim tekstem dziennikarskim XX wieku, a choć na okładce z tej frazy nie pojawia się słowo "amerykański", to można przyjąć, że nie jest to tylko chwyt marketingowy.
O sile opowieści stanowi kilka kwestii. Po pierwsze fakt, że była to właściwie pierwsza rozbudowana relacja z 1945 roku, a fakt, że autor zbierał materiał w niewielkim odstępie czasu od feralnego dnia niemal gwarantuje, że wspomnienia świadków były wtedy wyjątkowo żywe i nieskażone. Takie relacje nie mają terminu przydatności, a to oznacza, że choć od czasu powstania reportażu minęło 80 lat, wciąż może wzbudzać zainteresowanie.
Trafna okazała się też decyzja autora, by nie próbować stworzyć syntetycznego, uogólniającego tekstu o tragedii Hiroszimy, ale skupić się na kilku jednostkowych relacjach. Choć przeżycia bohaterów stanowią ledwie wyimek doświadczeń mieszkańców miasta, są ich doskonałą egzemplifikacją, a przy tym pozostają na tyle zindywidualizowane, że czytelnikowi łatwiej się z nimi utożsamić i emocjonalnie zaangażować w opowieść. Szóstka bohaterów jest też odpowiednio różnorodna zarówno pod względem pochodzenia i ról społecznych, jak i samych doświadczeń tego dnia.
W tym reportażu autor jest właściwie nieobecny i to kolejna dobra decyzja. Oddaje głos swoim bohaterom, ludziom, którzy ucierpieli w wyniku wybuchu bomby i nie rozmywa ich doświadczeń za sprawą swojej obecności. A choć wydarzenia relacjonowane są w trzeciej osobie, pozostawiając nas ze świadomością, że wywód został przez kogoś przygotowany i uporządkowany, to w centrum uwagi pozostają ofiary, a nie reporter.
Hersey stawia na wyważony język. Można nawet powiedzieć oszczędny i "suchy". Pozbawienie przekazu dodatkowej emfazy, ogołocenie z wszelkich ozdobników sprawia paradoksalnie, że relacja staje się bardziej dojmująca. Uderza w czytelnika swoim przekazem i nie wywołuje poczucia, że ktoś próbuje wywrzeć na nim z góry zaplanowane wrażenie. To wrażliwość odbiorcy decyduje o tym, jak bardzo poruszy nas historia mieszkańców Hiroszimy i jak bardzo intelektualne poruszenie zostanie zmiksowane z emocjonalnym odbiorem.
Książka wydana przez Znak zawiera także rozdział, którego w pierwotnym wydaniu być nie mogło. Pokłosie jest bowiem wynikiem powrotu autora do bohaterów reportażu po 40 latach, kiedy to dwie osoby z sześciu już nie żyły. Dzięki temu zyskujemy nową perspektywę i możemy zobaczyć, jak wielkie piętno na życiu bohaterów reportażu wywarł 6 sierpnia 1945 roku. To bardzo interesujący dodatek, pokazujący nie tylko skutki zdrowotne, ale też społeczne i psychologiczne.
Hiroszimę czyta się z zapartym tchem i poczuciem przytłoczenia, ale też ogromnym zainteresowaniem. Nawet jeśli na ten temat czytało się już wiele. Reportaż Herseya jest dziełem przemyślanym, ale też wyrosłym z wrażliwości autora i szacunku wobec rozmówców, nawet jeśli byli przedstawicielami wrogiego (przynajmniej do niedawna) narodu. Wnikliwość tych rozmów i oddanie przestrzeni faktom wywiera na czytelniku wrażenie, a książka wciąż pozostaje godną uwagi lekturą.
Autor: John Hersey
Tytuł: Hiroszima
Tłumacz: Jerzy Łoziński
Wydawca: Znak Literanova
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz