Elif Shafak, Tam na niebie są rzeki [Wydawnictwo Poznańskie]
Od dawna przymierzałam się do lektury książek Elif Shafak, jednak zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Przeczytałam jednak wystarczająco entuzjastycznych opinii by czuć się zachęcona. Kiedy więc w moje ręce trafiła powieść Tam na niebie są rzeki, nie mogłam się jej oprzeć.
Epicka historia, która zaczyna się od… kropli wody.
W wiktoriańskim Londynie obok pełnej ścieków rzeki Tamizy przychodzi na świat Artur – chłopiec o genialnej pamięci. Ten wyjątkowy dar otwiera mu drzwi do pracy u słynnego brytyjskiego wydawcy, gdzie trafia na książkę, od której nie może się uwolnić.
We współczesnej Turcji mieszka Narin – jazydka cierpiąca na rzadką chorobę słuchu. Jej babcia ma jedno marzenie: ochrzcić wnuczkę w świątyni u wybrzeża rzeki Tygrys.
Kilka lat później, w Londynie Zaleekah właśnie się rozwiodła i przeprowadziła na łódź na Tamizie. Kobieta daje sobie tylko miesiąc życia. Aż do chwili, kiedy w jej ręce wpada książka, która wszystko zmienia.
Jakie tajemnicze więzi łączą Artura, Narin i Zaleekah? I dlaczego ich historia zaczęła się o wiele wcześniej – w starożytnej Niniwie nad brzegiem rzeki Tygrys?
Ta opowieść jest jak rzeka. Rzeka, którą budują stopniowo maleńkie, rosnące w siłę strumyki. Strumyczki rozsiane w czasie i miejscach. Każdym z nim płynie historia innego bohatera, osadzona w nieco innym czasie. W każdym ze strumieni przybywa wody. I kiedy w końcu połączą się ze sobą, w ich urzekającej toni wybrzmiewa całe bogactwo tej historii.
Wielowątkowa narracja rozwija się niespiesznie, owija wokół bohaterów. Jest piękną gawędą, która buduje przestrzeń do poznania. Autorka nie skupia się jedynie na wydarzeniach, interesują ją także ludzie, ich emocje, myśli, przeżycia. Dzięki temu każdy z bohaterów ma swoją własną, zupełnie autonomiczną historię, wraz z bogatym tłem kulturowym.
Pisząc o żyjącym w wiktoriańskim Londynie Arturze, Shafak opowiada o nierównościach społecznych i trudnej drodze do realizacji marzeń. A jednocześnie porusza temat związany z polityką kolonialną oraz – dla mnie bardzo interesujący – temat wywożenia dzieł sztuki z krajów pochodzenia. Egipt, Mezopotamia, Indie i wiele innych miejsc było eksplorowanych przez archeologów i historyków sztuki, a zabytki tamtych kultur były wywożone do Europy. Możemy podziwiać je w Londynie, Berlinie, Wiedniu, ale pozbawieni dostępu do nich są ich kulturowi spadkobiercy. Shafak z dużą wnikliwością pokazuje mechanizm myślowy, który pcha jej bohatera do podróży i poszukiwania artefaktów z przeszłości, podziwiania ich w muzeum, ale też gorzki moment uświadomienia sobie, że to nie tylko ocalanie przeszłości dla potomnych, ale często zwykła grabież.
Książka porusza także temat kulturowej tożsamości imigrantów, a także potomków imigrantów, którzy noszą na swoich barkach ciężar oczekiwań bliskich. Świetnie widać to w historii Zaleekah i tym, jak przez to kształtuje się jej relacja z rodziną, a zwłaszcza wujem. To kolejny interesujący wątek i ciekawa postać, w której losach przejawia się wiele drobnych aspektów tematycznych. Jest mowa o pasji, samotności, poczuciu wyobcowania i budowaniu siły w obliczu własnej słabości.
Zdecydowanie najbardziej poruszającym wątkiem jest jednak historia Narin, za której pomocą Shafak przybliża czytelnikowi historię społeczności jezydów. [I tu dygresja. W książce zdecydowano się na wersję "jazydzi", jednak do mnie przemawia argumentacja, z którą możecie się zapoznać tutaj: Poradnia PWN i pozostaję przy formie z -e-] Literacka forma pozwala czytelnikowi wniknąć do tej zamkniętej społeczności, poznać nie tylko fakty, ale i ludzi. Być może fikcyjnych, ale wykreowanych z czułością, subtelnością i szacunkiem. W losach przodków Narin widzimy, z czym jezydzi borykali się na przestrzeni wieków, a podążając za dziewczynką i jej babcią w pełni odczuć możemy współczesną tragedię mężczyzn, kobiet i dzieci.
Epicka powieść Shafak zbudowana jest z subtelności i niuansów. Przebogata w poruszane tematy, pozostaje jednocześnie spójną - choć wymagającą uwagi - przepięknie opowiedzianą historią, którą jak klamra spaja opowieść o... kropli wody. Jest trochę jak baśń z tysiąca i jednej nocy, a zarazem boleśnie prawdziwa opowieść o ludziach, wyborach, braku perspektyw, samotności i szukaniu własnego miejsca. To historia, w której znaczenie mają woda, rzeki, pismo klinowe, poemat o Gilgameszu, wojny, historia i teraźniejszość. Napisana zmysłowym, plastycznym językiem, wspaniale oddająca klimat miejsc, czasów i kultur.
Gdybym miała pochylić się nad każdym interesującym wątkiem, musiałabym napisać elaborat, ponieważ rzeczywiście na całą opowieść składają się dziesiątki małych strumyczków. I najlepsze, co możecie zrobić, do wejść do tej rzeki i dać się jej ponieść. Niech opowieść otuli was jak woda. To będzie podróż pełna piękna i zachwytu, ale też cierpienia. Niespieszna, acz emocjonująca. Wymagająca skupienia, ale i przystępna zarazem. Jest trochę jak baśń, trochę jak rodzinna saga, mimo że bohaterowie nie są spokrewnieni ze sobą. Po tej lekturze wiem, że muszę sięgnąć po wcześniejsze książki autorki i nie omieszkam tego zrobić.
Autor: Elif Shafak
Tytuł: Tam na niebie są rzeki
Tłumacz: Natalia Wiśniewska
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz