Wiktoria Król, Zabójcza zieleń. Historia zielonego pigmentu z arszenikiem [Wydawnictwo Kobiece]
Zieleń to piękny kolor. Jeden z moich ulubionych. I choć pełno go w naturze, od dawna pragnęliśmy przenieść go do naszego najbliższego otoczenia, do naszych domów, a nawet naszych ciał. Tyle że to nie takie proste, by występujący w naturze barwnik odtworzyć. I ta nasza, ludzka, pogoń za realizacją zachcianki okazała się dla wielu dość... kosztowna, a przynajmniej niebezpieczna. I o tym opowiada Wiktoria Król w swojej książce Zabójcza zieleń. Historia zielonego pigmentu z arszenikiem.
Zabójcza moda: jak daleko można się posunąć w imię piękna?
Zieleń o jadowitym, szmaragdowym odcieniu była jednym z najbardziej intrygujących odkryć chemicznych przełomu XVIII i XIX wieku. Wyczekiwany przez artystów kolor w końcu pojawił się w formie, której nie sposób było się oprzeć. Jednak za jego niezwykłym urokiem kryła się toksyczna prawda – związki arsenu. Pigment, dostępny w różnych odmianach – od zieleni Scheelego, szwajnfurckiej po paryską – stał się symbolem piękna o śmiertelnych konsekwencjach. Masowa produkcja sprawiła, że trucizna przeniknęła do codziennego życia: zdobiła ściany, ubrania, a nawet trafiała na stoły i do zabawek dziecięcych.
Jaką cenę ludzie byli gotowi zapłacić, by podążać za modą? Jaką rolę w tej śmiertelnej pogoni odegrali wyrachowani politycy i nieuczciwi sprzedawcy?
Komentarze
Prześlij komentarz