Neige Sinno, Ponury tygrys [Wydawnictwo Literackie]
Piszę tę książkę w poszukiwaniu prawdy. Prawdy, którą trudno uchwycić, trudno sformułować, prawdy ponad pozorami. Nie unieważnia ona całkowicie prawdy widocznej, prawdy dobrych stron, chwil radości, rodzinnych fotografii, lecz zmienia jej naturę, Jest jej ciemną stroną, przeklętą siostrą syjamską.
Taka książka nigdy nie powinna powstać. I nie chodzi o to, że Ponury tygrys Neige Sinno to książka zła czy niepotrzebna. Po prostu impulsem do jej napisania stało się coś, co nigdy, przenigdy nie powinno się wydarzyć. Sam fakt istnienia tej i podobnych książek, zawierających opowieści o trudnych doświadczeniach, jest plamą na honorze człowieka. Jednak jeśli już powstała, to trzeba się nad nią pochylić. Bo tylko w ten sposób przyznajemy ofiarom prawo do mówienia.
Ta historia zdarzyła się naprawdę.
Neige Sinno ma siedem albo osiem lat, gdy ojczym zaczyna ją gwałcić. Matka, nauczyciele, sąsiedzi – nikt niczego nie widzi, niczego się nie domyśla. Zastraszona dziewczynka milczy.
W obawie, by podobna krzywda nie spotkała jej siostry i przyrodniego rodzeństwa, już po wyjeździe na studia Neige składa zawiadomienie do prokuratury. W jawnym procesie mężczyzna przyznaje się do winy, ale dla lokalnej społeczności, to ona, nie on, staje się czarną owcą. Kat i ofiara, niczym tygrys i jagnię z wiersza Williama Blake’a, są na siebie skazani.
To nie była lekka lektura, ale też i się takiej nie spodziewałam. Wiedziałam, że czytanie będzie prawdziwą przeprawą przez cudzy ból i historię, która łamie serce, bo jest prawdziwa, bo nie można oddzielić się od niej z poczuciem, że to tylko fikcja, i zapomnieć o tym, co się przeczytało, gdy tylko zamknie się książkę i odłoży na bok. Oczywiście można zastanowić się, czemu zatem sięgać po tego typu książkę. Nie mam dla was prostej odpowiedzi.
Podobnie autorka nie umie wyjaśnić czytelnikowi, dlaczego ta książka powstała, bo nie potrafi tego do końca wyjaśnić sobie samej. Nie chce przecież być wyłącznie kolejnym głosem w chórze ofiar. Nie chce naszej litości, nie szuka zemsty na swoim oprawcy - anonimizuje go poniekąd, ale nie dla ochrony czy z delikatności, ale dlatego, by swoją obecnością nie zawłaszczał więcej jej przestrzeni, by kat nie przysłaniał ofiary, która przecież długo już żyć musiała w jego cieniu.
Autorka, w tej konfesyjnej publikacji, mającej w sobie wiele z eseju, szuka odpowiedzi także na pytanie o to, dlaczego potrzeba pisania jest tak wielka, a jednocześnie zdając sobie sprawę, że szczerość nie oznacza, że da odbiorcy dostęp do całej swojej intymności. Sinno nie pozwala się zawłaszczyć nikomu, tak jak odgrodziła jakąś najgłębszą cząstkę siebie od własnego ciała i tego, co było mu robione. I nie chodzi tu wcale o demonstrację ani o fakt, że nie została skrzywdzona - została. Ogromnie i na całe życie. Ale znalazła w sobie dzielność, by stawiać granice, których nie pozwala przekroczyć.
Jest zatem Ponury tygrys książką o cierpieniu i krzywdach doznanych w dzieciństwie. Ale jeśli szukacie tabloidowej sensacji, plastycznych opisów, to nie tędy droga (choć bez pewnej dozy dosłowności się nie obejdzie). Sinno wciąga bowiem swoją jednostkową historię w szerszy kontekst, zwłaszcza literacki. Szukając w literaturze drogi ucieczki, buduje obraz własnych doświadczeń w mozaice podobieństw i kontrastów z innymi konfesjami, z literaturą faktu, ale też z fikcją - poczynając od najbardziej oczywistej analogii z Lolitą Nabokova, ale też tekstami Woolf, Morisson, Carrère’a i Despentes.
Odkrycie literatury może się wiązać z wejściem do świata ekstremalnego ryzyka, w którym ma się do czynienia z mocami rządzącymi życiem i śmiercią, tyle że w innym wymiarze. Literatura daje pocieszenie. Pewna formę pocieszenia, lecz niewystarczającą do tego, by ktokolwiek dostąpił wybawienia.
Ten literacki kontekst nie tylko pozwala wyłuskać inne wartościowe teksty o podobnej tematyce, ale też wydobywa interesującą perspektywę autorki na literaturę i zawarte w niej treści. Jest to niezwykle interesujące pod względem zarówno literackim właśnie, jak i psychologicznym, bo dobitnie pokazuje, jak osobiste przeżycia wpływają na odbiór dzieł powszechnie znanych i tych mniej znanych. Dodatkowo Sinno pokazuje, że literatura ma pewną moc ocalającą czy eskapistyczną, ale też nie da się w nią uciec zupełnie.
Wiem, że język nie zawiera prawdy. Wiem, że prawda nie zawiera się w niczym. Wiem, że opowieść może przywołać doświadczenie całkiem innego rodzaju niż to, o którym mowa.
Jest to także książka o poszukiwaniu prawdy. O tym, że wcale nie jest ona oczywista i z góry nadana. Zawiera się po trosze między wierszami, trzeba jej szukać wśród wspomnień, które są przecież ulotne i ulegają zniekształceniu. Ich weryfikacja, porównywanie ze wspomnieniami innych, czasem skrajnie sprzecznymi, niczego nie ułatwia. Trudno wyrazić ją językiem, a od ciągłego poszukiwania trudno uciec. Doświadczenie, które naznacza na całe życie, bywa tak intensywne, że zmusza człowieka do ciągłych pytań, do niepewności mimo pewności, zamyka w spirali wciąż narastających pytań.
Zresztą doświadczenie tak straszne, intensywne i okryte tabu spychającym w milczenie, jest trudne do wyrażenia słowami. Jaka więc prawda może kryć się w słowach, która są wciąż niewystarczające. I niewygodne. Bo mówienie o tym zwabia tych żądnych sensacji, a innych odpycha, odrzuca.
Nie on nauczył mnie czytać, lecz mój ojciec. To ojcu zawdzięczam tarczę, za którą mogę się schronić., możliwość ucieczki w wyobraźnię, upodobanie do samotności. Z tych odkryć zrodziła się miłość do książek. Ale za sprawą ojczyma poznałam zdradliwość języka i milczenia. Ta dogłębna wiedza i nienawiść sprawiły, że piszę.
Choć bolesna, lektura ta tworzy niesamowity, straszny i fascynujący zarazem portret osobowości "po katastrofie", obraz kobiety, która jest silna i krucha zarazem. Choć czasem wydaje nam się, że są jedynie dwie dostępne dla ofiar drogi - ku załamaniu lub odbudowaniu, autorka między wierszami swojej książki kreśli zniuansowany, pełen półcieni obraz chyba najbliższy prawdy. Pokazuje, że można jednocześnie być silnym i słabym, mieć chwile upadków i wzlotów, nie poddać się traumie, ale i nie oswoić jej do końca. Nieść swoje rany, dystansować się od nich, by po chwili z uporem się im przyglądać. Wahać się, pytać. Balansować między spokojem i gniewem, potrzebą wybaczenia otoczeniu, które nie widziało lub nie wspierało, nie odrzuciło oprawcy do końca, a poczuciem zranienia z tych właśnie powodów.
Nie sądzę, by książka o krzywdzie, jakiej doznała autorka, można było oceniać tak jak inne książki, a zwłaszcza fikcję. Jej głos jest bowiem jednostkowym, ale i w pewnym stopniu chóralnym wyznaniem doświadczeń dzieci, które wpadły w sidła drapieżców. I jako taki już zyskuje prawo do istnienia, bo nasze podszyte litościwą delikatnością unikanie pytania ofiar o ich perspektywę, w pewien sposób buduje tabu i nie pozwala im w pełni wyrazić tego, co kotłuje się w ich sercu i duszy. A sposób, w jaki swoją konfesję prowadzi Sinno, jest niesamowicie interesujący na bardzo wielu płaszczyznach, nie ujmując jednak jego sedna - opowieści o tym, co to znaczy być naznaczonym na całe życie.
Autor: Neige Sinno
Tytuł: Ponury tygrys
Tłumacz: Katarzyna Marczewska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz