Gu Byeong-Mo, Osiedle Sielskiej Przyszłości [Mova]
Mimo postępującej globalizacji świata, Daleki Wschód wciąż wydaje się nam egzotyczny. Dopiero wyjście poza europocentryczny krąg literacki pozwala dostrzec, jak wiele łączy lub dzieli naszą rzeczywistość i codzienność mieszkańców wspomnianego rejonu. I chyba tego właśnie najczęściej szukam, sięgając po literaturę dalekowschodnią - spojrzenia na codzienność współczesnych mi ludzi i ich problemy. Dlatego zapragnęłam chwycić za Osiedle Sielskiej Przyszłości Gu Byeong-Mo.
Władze Korei Południowej, walcząc z niskim przyrostem naturalnym, wdrażają innowacyjny projekt – na obrzeżach Seulu powstaje kompleks socjalnych bloków nazwany Osiedlem Sielskiej Przyszłości. Rząd oferuje młodym małżeństwom atrakcyjne lokale, ale pod warunkiem, że zadeklarują chęć posiadania co najmniej trojga dzieci.
Yo-jin i Eun-o, nowi lokatorzy, wychowują wspólnie córkę. To nietypowa rodzina – kobieta zarabia na utrzymanie, a mąż opiekuje się dzieckiem.
Dan-hui, samozwańcza liderka osiedla, jest kobietą wścibską, narzucającą mieszkańcom różne inicjatywy. Jej mąż, Jae-gang, żyje pod pantoflem apodyktycznej żony.
Hyo-ne uchodzi za outsiderkę – wycofana ilustratorka unika opieki nad dzieckiem i zaangażowania w życie sąsiedzkie, przez co uważana jest za samolubną.
Ostatnie małżeństwo, Yeo-san i Gyo-won, wychowuje dwoje dzieci i zmaga się z trudnościami finansowymi. Kobieta wydaje się zadowolona, ale pod uśmiechem kryją się problemy z samoakceptacją i zdrowiem psychicznym.
Ta niewielkich rozmiarów książka okazała się fascynującą lekturą, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy podzieli moje zdanie. Brak tu bowiem szybkiego biegu wydarzeń czy spektakularnych zwrotów akcji (choć i je znajdziemy), a wśród obco brzmiących imion postaci można się początkowo pogubić. Warto jednak zagłębić się w tę opowieść, bo wiele mówi ona o codziennych trudnościach Koreańczyków z południa, a ich problemy zadziwiająco przypominają nasze.
Marzenie o własnym M
W czasie, kiedy w polskich mediach - i mediach społecznościowych - coraz głośniej mówi się o kryzysie mieszkaniowym związanym z wysokimi kosztami zakupu własnego lokum, ogromnymi marżami kredytodawców i rosnącymi kosztami najmu, które przekreślają marzenia młodych rodzin o swoim mieszkaniu, w powieści zauważyć możemy, że podobne poczucie beznadziei towarzyszy też młodym Koreańczykom. Gu Byeong-Mo pokazuje, że nieprzystające do kosztów zakupu zarobki, ale też tzw. śmieciowe umowy stawiają ludzi pod ścianą i przyprawiają o frustrację.
Spadek dzietności jest jednym z bezpośrednich następstw tego stanu rzeczy, choć oczywiście przyczyny są znacznie bardziej złożone i tę wielowymiarową diagnozę także wyczytać można z kart opowieści. To wszystko okazuje się doskonałą motywacją dla bohaterów powieści, by zgłosić się do rządowego programu, który oferuje miejsce na eksperymentalnym osiedlu w zamian za zobowiązanie do powiększenia rodziny. Jednak życie w "wymarzonym miejscu" potrafi odbiegać od marzeń właśnie, bo nie da się uciec od masy innych problemów, które sprawiają, że rodzicielstwo - a macierzyństwo szczególnie - stanowią ogromne wyzwanie.
Klaustrofobia społecznych oczekiwań
Gu Byeong-Mo kreśli bardzo kameralną opowieść, skupiając na fikcyjnym osiedlu niczym promienie słońca w soczewce całą gamę problemów, z jakimi spotykają się młodzi rodzice. Dzięki niewielkiej liczbie bohaterów i ograniczonej przestrzeni buduje przytłaczającą wręcz klaustrofobiczną atmosferę. Miejsce, które miało być azylem, dla niektórych osób okazuje się coraz ciaśniejszą klatką, której ściany stanowią oczekiwania społeczne wprost wyrastające z patriarchalnego społeczeństwa.
Autorka wyraziście i poruszająco pokazuje, że nowoczesność, z jaką dzięki technologicznym osiągnięciom kojarzy się współczesna Korea Południowa nie przekłada się na zmianę postrzegania ról społecznych, a także oczekiwań, jakie są nakładane na innych. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn, choć to wymagania nakładane na kobiety autorka opisuje bardziej szczegółowo.
Bohaterki książki nie mogą realizować własnego modelu życia rodzinnego właśnie przez wzgląd na społeczne oczekiwania i osoby, które czują się w obowiązku narzucać im swoją wizję właściwych zachowań. Chyba najbardziej przytłaczające były dla mnie wizje zmuszania do kolektywnego życia i włączania się w działania grupowe, nawet jeśli nie ma się na to sił i ochoty. A nie tylko to budowało napięcie wiszące jak gradowa chmura.
Krępujące relacje damsko-męskie
Innym ciekawym wątkiem była też coraz bardziej dusząca i krępująca relacja kobiety, której narzucono podwożenie do pracy jednego z sąsiadów. Skrępowanie w sytuacji, gdy codziennie dzieli się niewielką przestrzeń samochodu z obcą osobą jest naturalne. Jednak kiedy jedna strona zaczyna przekraczać granice staje się niemal nie do zniesienia. Najgorsze, że stosunki damsko-męskie wciąż definiowane są przez dawne, stricte patriarchalne postrzeganie. Świadomość, jak surowo w takich wypadkach oceniane są kobiety, jak szybko przykleja się im łątki, a jednocześnie często bagatelizuje obawy i nazywa histeryczkami, gdy ośmielają się odrzucić niechciane zaloty.
Ogólnie całej lekturze towarzyszy uczucie przytłoczenia, niepokoju o klaustrofobicznej skali i choć pozornie niewiele się w niej dzieje, czyta się ją niczym pierwszej klasy thriller. I choć prezentowana historia jest fikcyjna, stanowi odpowiedź na rzeczywistość, którą obserwuje i której doświadcza autorka. W znacznej części powieść jest społeczną diagnozą, próbą zwrócenia uwagi na kwestie, które dotyczą całego pokolenia, a nawet nie jednego pokolenia.
Choć problemy bohaterów wynikają ze stricte południowokoreańskiej rzeczywistości, polski czytelnik z pewnością dostrzeże wiele punktów stycznych. Choćby problem z odpieraniem niechcianych zalotów, zmuszania do życia według narzucanych przez innych zasad, trudności z podołaniem rosnącym kosztom życia, zdobyciem zawodowej i finansowej stabilizacji i zakupem mieszkania. I choć autorka nie wskazuje jasno wyjścia z sytuacji, nie o to przecież tu chodzi. Przecież bez wskazania i nazwania problemów, nie można przystąpić do ich zniwelowania.
Kameralna i smutna powieść o codzienności
Choć powieść wydaje się odrobinę chłodna, w rzeczywistości aż kipi od emocji, które w typowy dla wielu Azjatów buzują tuż pod skórą. To takie wrzenie pod pokrywką, które zdaje się nie wypływać na zewnątrz, ale pozostajemy boleśnie świadomi rosnącego w naczyniu ciśnienia, które musi w końcu znaleźć jakieś ujście. Właśnie dzięki temu świetnie zbudowanemu napięciu książkę czyta się rewelacyjnie i trudno oderwać się od lektury.
Osiedle Sielskiej Przyszłości ma tak naprawdę niewiele z sielskością wspólnego. To raczej przykład tego, jak izolacja i zamknięcie w ograniczonej przestrzeni eskalują konflikty i wyciągają problemy na światło dzienne. Z jednej strony przez książkę niemal się płynie, z drugiej - trudno uciec od często smutnych refleksji jeszcze jakiś czas po jej odłożeniu. To historia skromna, oszczędna w środki wyrazu, a jednocześnie zaskakująco spektakularna, jeśli chodzi o obraz codzienności współczesnych autorce ludzi. Bohaterowie wydają się do siebie podobni, stonowani i mało wyraziście. Jednak to tylko pierwsze wrażenie wynikające z faktu, że zachowanie Koreańczyków w kontakcie z innymi ludźmi wciąż jest pokłosiem sztywnego kodeksu społecznego. Ta niewielka książka może stanowić pod pewnymi względami spore wyzwanie, ale warta jest uwagi.
Autor: Gu Byeong-Mo
Tytuł: Osiedle Sielskiej Przyszłości
Tłumacz: Dominika Chybowska-Jang
Wydawca: wydawnictwo Mova
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz