Magda Knedler, Medea z Wyspy Błogosławionych [Zwierciadło]

 

Magda Knedler, Medea z Wyspy Błogosławionych [Zwierciadło]

Książki Magdy Knedler są mi bliskie na wielu płaszczyznach. Czytane przecież dla rozrywki, osiadają gdzieś w środku. Nie tylko moje myśli raz po raz zwracają się w ich kierunku, ale i ja sama lubię do nich wracać. Bo w przeciwieństwie do wielu innych historii, które sprawiły przyjemność podczas lektury, lecz stały się jednorazową przygodą, w powieściach autorki jest tyle niuansów do odkrywania przy ponownej lekturze. Jak choćby w nieco zapomnianej Windzie, we wspaniałej dylogii Ocean odrzuconych, w Szeptach z wyspy samotności i wielu innych. Także w rozpisanej na trzy tomy historii XX-wiecznej Medei, której finalną część Medea z Wyspy Błogosławionych mam już niestety za sobą.

Dolny Śląsk 1918–1923.

Zakończenie działań wojennych nikomu nie przyniosło ukojenia. Do domu z frontu wraca okaleczony psychicznie Thomas, syn Adama. Jego cierpienie kładzie się cieniem na życiu rodziny Mady. Kobieta próbuje mu pomóc, jednocześnie zajmując się bliźniakami i córką Galą i… rozwijając w tych trudnych czasach zakład krawiecki. Walczy o utrzymanie swoich bliskich, ale też dba o współpracowników i przyjaciół.

W mieście powoli wraca życie, jednak ciągle jest bardzo ciężko. Brakuje żywności i towarów, nadal czai się niebezpieczeństwo, a na ulicach widać okaleczonych żołnierzy. Wszyscy próbują przetrwać, lecz nie wszystkim to się udaje.

Udręczony Thomas dostaje propozycję leczenia w sanatorium na Wyspie Błogosławionych. Nieoczekiwanie Mada odkrywa, kim jest jego dyrektor i gdzie tak naprawdę się ono znajduje.

Czy można uciec przed przeznaczeniem? Czy Mada może mieć nadzieję na nową miłość?

Cokolwiek napisałabym o tej książce, mam wrażenie, że słowa będą nie dość dobre, by oddać jej sprawiedliwość. Bo dla mnie to historia ważna, poruszająca i doskonale wpisująca się w moją wrażliwość. Takie historie chcę czytać, w takich opowieściach lubię się zatracać. 

Trzeci tom serii o Medei jest doskonałym zwieńczeniem opowieści. Zwieńczeniem wystarczająco wypełnionym rozbudowywaniem i domykaniem ważnych wątków, a jednocześnie niezatrzaśniętym na głucho, pozostawiającym furtkę niekoniecznie dla autorki, a raczej dla wyobraźni. Zachęcającym wręcz do rozważań, dokąd jeszcze historyczne zawirowania mogą Madę zapędzić i jak dalej potoczyć mogą się jej losy. Bo zakończenie wpisuje się w inteligentną grę, jaką podejmuje autorka z czytelnikiem w całym cyklu. Wpisując biografie fikcyjnych bohaterów w realne historyczne wydarzenia, pobudza czytelnika do snucia przypuszczeń, obnaża ulotność marzeń i planów bohaterów w kontekście toczącej się w tle "wielkiej historii" i przyszłości, o której oni nie mają pojęcia, ale czytelnik już wie, jak się potoczy.

Knedler wspaniale łączy fikcję i fakty, wydobywając między wierszami dodatkowe pola do interpretacji. Pozwalając cieszyć się fikcyjną historią, uzmysławia, z jaką łatwością żarna historii mielą ludzkie losy. Ale nie ma w tym fatalizmu, raczej podziw dla tych, którzy mają w sobie dość determinacji, by stawiać czoła wszelkim przeciwnościom. Nasza uprzywilejowana pozycja tych, którzy wiedzą, co się wydarzy, staje się zarazem powodem do niepokoju, bowiem więź emocjonalna, jaką nawiązujemy z bohaterami, sprawia, że martwimy się o nich i czujemy bezsilność. Autorka błyskotliwie wykorzystuje te zależności do budowania i podsycania napięcia, a lektura staje się nie tylko wciągająca, ale i intelektualnie pobudzająca.

W pobudzaniu udział też mają wszelkie epizodyczne realne postaci, z którymi autorka krzyżuje drogi Mady. Doskonale wkomponowane w fikcyjną historię, stają się jej integralną częścią, a jednocześnie inspirują do dalszych poszukiwań, do odkrywania, poszerzania wiedzy. To zachwycające literackie easter eggi, które dodają lekturze smaku i stanową charakterystyczny rys prozy Magdy Knedler. Autorki, której rozległą wiedzę w wielu dziedzinach i umiejętność wyłuskiwania zapomnianych nieco postaci z kręgu nauki, historii, kultury i nie tylko nieustająco podziwiam.

Wracając natomiast do samej Medei, muszę stwierdzić, że to spektakularnie wykreowana bohaterka. Postać, nad którą zdaje się wisieć tragiczne fatum związane z mityczną imienniczką. Łatwo byłoby mu ulec, poddać się, uznając deterministyczne podejście za jedyne właściwe. Ale Mada ma w sobie ogień, wewnętrzną siłę, która - raz odkryta - nigdy już nie gaśnie. Może się uginać, może słabnąć, ale finalnie zawsze stawia czoła przeciwnościom i walczy. Walczy o siebie, ale przede wszystkim o najbliższych, wyrywając się sugerowanemu przez imię przeznaczeniu. 

Magda Knedler dokonała swoim cyklem tego, co osiągnąć próbowała jej bohaterka, wybierając dla swoich dzieci konkretne mitologiczne imiona. Wyrwała Medeę z ram mitu, nadała jej imieniu nowy los. Medea przestała być synonimem morderczyni dzieci, dzikuski niezdolnej do funkcjonowania w społeczeństwie, kobiety odrzucanej i niedopasowanej. Stała się bliską sercu czytelnika heroiną, która świadoma jest swoich wad i słabości, a jednocześnie inspiruje determinacją, siłą, empatią i wolą walki. Mada to nie kobieta wszechmocna, ale taka, która nie jest skłonna się poddać, zwłaszcza gdy walczy o ludzi, których kocha.

Trylogia Magdy Knedler nie jest przeniesionym w XX wiek retellingiem mitu. Jest osobną, wyjątkową historią, która czerpie z mitologicznych odniesień i wpisuje je we współczesne konteksty. Mit staje się dla autorki narzędziem do stworzenia znacznie szerszej niż fabuła płaszczyzny do interpretacji, pomaga dostrzegać niuanse i inspiruje do wyłuskiwania punktów stycznych. To bardzo inteligentna proza, ale napisana w niezwykle przystępny sposób. Doskonały przykład literatury środka. 

Cała trylogia to wielowątkowa powieść, w której wszystkie nici owijają się wokół jednego rdzenia, który stanowi postać Mady. Co nie znaczy, że rozpatrywane z osobna są mniej interesujące. Trzeba przyznać autorce, że doskonale panuje nad każdym z elementów, nadając im odpowiednią głębię, a jednocześnie zachowując balans. Nie chcę wdawać się w szczegóły, żeby nie zdradzać zbyt wiele, ale bardzo podoba mi się, jak w rytm starannie i przemyślanie rozwijanej akcji, wszystkie elementy dopasowują się do siebie, tworząc wielowymiarową i spójną jednocześnie opowieść.

Powtórzę też to, o czym pisałam we wcześniejszych recenzjach: choć akcja powieści rozgrywa się na początku XX wieku, z łatwością można dostrzec, jak wiele podjętych przez autorkę tematów wciąż pozostaje aktualnych i jak doskonale odbija współczesną rzeczywistość. Bo ta książka - nie po raz pierwszy zresztą - jest nie tylko fabułą samą w sobie, ale i rodzajem dialogu między przeszłością a współczesnością. 

Takich powieści jak seria o Medei szukam i takie chcę czytać. Wysmakowana, inteligentna proza, poszerzająca horyzonty i inspirująca do zdobywania wiedzy, a jednocześnie przystępnie napisana i - co najważniejsze - poruszająca historia. Opowieść o miłości i rodzinie, wykluczeniu, niedopasowaniu i wykuwaniu dla siebie miejsca. O marzeniach, chwilach słabości i sile, która pobudza nas do walki o najbliższych, ale i o siebie. O sprawczej sile i odpowiedzialności za własny los. O kobietach i ich ówczasnych problemach, które do dziś nie są do końca rozwiązane. I o tym, że życie to droga pełna wybojów, ale i pięknych momentów. To powieść ze wspaniale wykreowanymi bohaterami, doskonale włączająca prawdę do fikcji. Do czytania umysłem i sercem, do podążania w ślad za słowami i szukaniu tego, co kryje się pomiędzy nimi. Rewelacja.

Autor: Magda Knedler
Tytuł: Medea z  Wyspy Błogosławionych
Wydawca: wydawnictwo Zwierciadło

Audiobook wysłuchany w ramach abonamentu Storytel. 

Komentarze

Popularne posty