Anna Rozenberg, Wszyscy umarli [Czwarta Strona Kryminału]
Wydaje się, że od debiutu Anny Rozenberg minęło tak niewiele czasu, ale autorka sumiennie pracuje na swoją pozycję wśród naszych rodzimych "kryminalistów". Po dobrze przyjętych Maskach pośmiertnych, a także ich kontynuacji, czyli Punktach zapalnych, które potwierdziły potencjał serii, przyszedł czas na część trzecią - Wszyscy umarli. Oczekiwania miałam spore, choć w moim odczuciu nie nadmiernie wygórowane, i bardzo zaostrzony apetyt.
Inspektor David Redfern ma wiele zmartwień. Drży o zdrowie ukochanego dziadka i wciąż martwi się o zaginioną przyjaciółkę. Bardzo chciałby poświęcić się jej poszukiwaniom, co utrudniają mu zawodowe zobowiązania. Jest więc zdecydowany, by z pracy zrezygnować, jednak zanim to nastąpi, musi zająć się kolejną sprawą.
W pobliskim pozornie spokojnym miasteczku Pirbright dochodzi do morderstwa. Ofiarą jest lokalny hodowca koni. Brakuje motywu zbrodni, tym bardziej że mężczyzna raczej stronił od ludzi, a wszyscy uznawali jego talent do opieki nad zwierzętami. Choć mieszkańcy są początkowo wstrząśnięci zabójstwem, szybko obojętnieją. Redfern próbuje przebić się przez tę obojętność, a przede wszystkim przez mur kłamstw.
Jednocześnie wciąż nie skończyła się pewna rozgrywka, którą z Redfernem prowadzi niezidentyfikowany przeciwnik. A cena, za stracenie tego faktu z oczu, może być bardzo wysoka.
We Wszystkich umarłych znalazłam każdy z elementów, który urzekł mnie w pierwszej i kolejnej części cyklu. Choć niewiele tu obecności dziadka, którego uwielbiam, wciąż na pierwszym planie jest ciekawie wykreowany bohater o mieszanych korzeniach i skomplikowanej przeszłości. Spokojny, systematyczny, dociekliwy, a jednocześnie zmagający się z demonami przeszłości i przewlekłą chorobą, która nie ułatwia mu codziennego funkcjonowania.
Do tego mamy bardzo ciekawe śledztwo prowadzone w kameralnej, zamkniętej społeczności. Mamy tu skomplikowane relacje rodzinne, których zagmatwane linie nie sposób dostrzec od razu, oraz całą masę wzajemnych animozji. Jest chciwość, wewnętrzne rozgrywki i kłamstwa, które zaciemniają obraz sytuacji. Wszystko to zdaje się barierą nie do przebicia dla Redferna i współpracujących z nim policjantów. Ta zagadka naprawdę wciąga.
Jednocześnie, obok wykreowanego na potrzeby jednego tomu śledztwa, jest też drugi zagadkowy wątek, który stanowi klamrę spajającą wszystkie części równie mocno jak postać głównego bohatera. Autorka prowadzi wątek przeszłości Redferna, zaginięcia jego przyjaciółki oraz tajemniczego przeciwnika spokojnie i konsekwentnie, stopniowo podbijając stawkę gry, w której Redfern wcale nie zamierza uczestniczyć. Oba wątki prowadzone są z rozmysłem i utrzymane zostają w dobrej proporcji.
Anna Rozenberg wplata w swoje opowieści wiele ciekawostek związanych z Woking i okolicami. Stają się one integralną częścią fabuły, a jednocześnie wisienką na torcie. Nie inaczej jest i tym razem, a odkrywanie tych smaczków wplecionych w wątki to dodatkowa frajda dla czytelnika.
Znajdziemy w powieści doskonale zbalansowane warstwy kryminalną i obyczajową, świetnie budowane i podsycane napięcie, a także masę wskazówek i sprytnie mylonych tropów. Cenię sobie też małomiasteczkową, duszną atmosferę i powoli przytłaczające bohatera poczucie, że coś mu umyka. To sprawnie napisany kryminał w stylu, który bardzo mi odpowiada.
Komentarze
Prześlij komentarz