Gwendoline Riley, Moje zmory [Czarne]

 

Gwendoline Riley, Moje zmory [Czarne]

Moje zmory Gwendoline Riley przyciągnęły mnie do siebie... okładką w wyrazistożółtym kolorze. Zaintrygowana widniejącą na niej rośliną i obietnicą opowieści o rodzinnych relacjach, nie opierałam się pokusie zbyt długo, co okazało się strzałem w dziesiątkę.

Matka – uparta jak osioł lub potulna jak baranek, tylko nie wtedy, gdy trzeba. Ojciec – sam sobie zazdrościł, że jest tak wspaniałym człowiekiem. I ona, Bridget, młoda kobieta, która próbuje wydostać się z cienia, jaki na jej dorosłe życie rzuciło dzieciństwo dzielone między rozwiedzionych rodziców.

Dorosła już córka pragnie zrozumieć, kim tak naprawdę była jej matka. Niepoprawną marzycielką, zdystansowaną dziwaczką, a może samotną kobietą, która od życia zawsze chciała więcej, niż mogła dostać? I choć Bridget stara się przegonić zmory przeszłości i na zawsze pożegnać się z bolesnymi wspomnieniami, kolejne wybryki matki na nowo przypominają jej trudy dorastania.

Riley kreuje nietuzinkowy, ale wcale nie nierzeczywisty obraz pokrętnych relacji rodzinnych, zwłaszcza łączących Bridget z matką. Bohaterce trudno jest rozeznać się we własnych odczuciach, co oznacza, że równie trudno zrobić to czytelnikowi, ale właśnie to próba przedarcia się przez gmatwaninę odczuć, uprzedzeń i zadawnionych zadr jest niezwykle fascynująca.

Rzeczą naturalną jest, że dzieci chcą kochać swoich rodziców. Ale ci nie zawsze to ułatwiają. Matka Bridget, jak wynika z relacji bohaterki, jest osobą, którą trudno polubić i z którą trudno nawiązać więź. Kapryśna z natury, pogubiona, niespokojna i zdystansowana, zdaje się nie zabiegać o podtrzymywanie relacji z dorosłymi już córkami, bo więzi te mogłyby ją krępować, a jednocześnie chce, by zawsze były gotowe przyjąć ją do swojego życia i dopasować się do wyobrażenia, jakie ma o sobie. Fascynujący to przypadek osoby, która ciągle coś odgrywa, ciągle chce sytuację kontrolować, a potem dziwi się, że córka trzyma ją od swojej codzienności na dystans.

Riley niczego czytelnikowi nie tłumaczy i nie objaśnia. Interpretację zachowań i relacji pozostawia czytelnikowi, który musi wysuwać wnioski z opisywanych przez Bridget spotkań i rozmów z matką, a także ze wspomnień. Poznając tę historię z perspektywy Bridget dostajemy wgląd nie tylko w zagmatwane emocje bohaterki, która z jednej strony chciałaby się od matki uwolnić, z drugiej nie chce tej relacji przekreślać, nie do końca, ale też nasza wiedza o matce jest tak samo jak wiedza bohaterki ograniczona. Nie znamy w pełni przyczyn zachowania i kierujących nią motywacji, tak jak nie może w pełni poznać ich sama Bridget.

Autorka kreśli nie tylko zawiły portret rodzinnych relacji i tego, co je kształtuje, ale też snuje opowieść o granicach poznania drugiego człowieka. Wszystko, co Bridget wie o matce, to wnioski wyciągnięte z jej zachowania wobec własnych dzieci i innych ludzi, a także szczątkowe informacje łowione z własnych wspomnień i rzucanych przez matkę półsłówek.

W swoje powieści Riley przygląda się też odchodzeniu rodzica poniekąd toksycznego, emocjonalnie odległego i skupionego na sobie, którego relacja z dziećmi interesuje o tyle, o ile sama ma na nią ochotę i pomysł. Mogłoby się wydawać, że odejście takiej osoby oznacza dla uwikłanych w tę relację dzieci ulgę, ale emocje Bridget wcale nie są tak jednoznaczne. Bohaterka pozostaje wobec matki do końca zdystansowana, ale czuć w tym oddaleniu również ból płynący ze świadomości, że nie będzie jej dane zrozumieć i lepiej poznać kobiety.

Choć powieść skupia się na trudnych relacjach i zawiłych emocjach, jest napisana z pewną lekkością, której nie można jednak pomylić z bagatelizacją tematu. Jest w narracji odczuwalna doza angielskiego humoru, pewna ironia towarzysząca relacji bohaterki, kreślącej portret własnej rodziny. Czyta się ją zaskakująco przyjemnie, a jednocześnie odczuwa głęboko, pozostając w stanie poznawczego dysonansu wynikającego ze zderzenia własnych wyobrażeń o modelowej relacji matki z dziećmi z pełnym zgrzytów i tarć obrazem związku Bridget i jej matki. 

Riley świetnie pokazuje, że czasem nawet osobom wykształconym może zabraknąć środków do wyrażenia zagmatwanych emocji, ale też kompetencji do zrozumienia przyczyn tej sytuacji i własnej w niej roli.  Jest też  świadoma, że wszystko, z czym pozostanie, to skrawki własnych wspomnień. 

To historia o zawiłych relacjach, ale też piętnie, jakie na życiu dzieci odciskają rodzice. Piętnie, które może być albo wzorcem, modelem zachowań, albo tym, w opozycji do czego będą budować własną tożsamość. Skłaniająca do refleksji, ale nieidąca na skróty, bez łatwych i oczywistych rozwiązań opowieść, która mimo dystansu i humoru, porusza do głębi.

Autor: Gwendoline Riley
Tytuł: Moje zmory 
Tłumacz: Maciej Stroiński
Wydawca: wydawnictwo Czarne

Egzemplarz recenzencki


Komentarze

Copyright © zaczytASY