Rosie Walsh, Miłość mojego życia [Harde]
Ostatnimi czasy w moje ręce trafiło kilka interesujących thrillerów psychologicznych i uznałam, że ten gatunek zapewnia mi dobrą rozrywkę i jest ciekawą odskocznią. Chyba dlatego właśnie skusiłam się na książkę Rosie Walsh Miłość mojego życia, mimo tytułu pasującego raczej do romansu niż thrillera. Podobno w Wielkiej Brytanii powieść sprzedała się w ponad 70 tys. egzemplarzy. Nie będę udawać, że wiem, jak to się ma do brytyjskiego rynku, ale rzeczywiście byłam tej książki ciekawa.
Emma, znana biolożka morska, bardzo kocha męża Leo i córeczkę Ruby. Zrobiłaby dla nich wszystko. Ale niemal każde słowo, które im o sobie powiedziała, to kłamstwo. I być może nigdy nie wyszłoby to na jaw, gdyby nie praca Leo. Jest on autorem nekrologów. Kiedy Emma zapada na poważną chorobę, Leo radzi sobie ze stresem, robiąc to, na czym zna się najlepiej – badając życie żony i pisząc o nim. Krok po kroku zbliża się do strasznej prawdy: osoba, którą kocha, tak naprawdę nie istnieje. Nawet jej imię nie jest prawdziwe. Kim jest kobieta, którą od dziesięciu lat trzyma nocą w ramionach? Emma będzie musiała w jakiś sposób udowodnić Leo, że naprawdę jest tym, za kogo zawsze ją uważał. Najpierw jednak musi mu opowiedzieć o drugiej miłości swojego życia...
Przyznam, że nie do końca czuję w tej opowieści rasowy thriller. Jest to bardziej hybryda powieści obyczajowej z thrillerem i jak dla mnie na wstępie ta obyczajowa część rozwija się nieco zbyt wolno. Osobiście czekałam, kiedy autorka "przejdzie do rzeczy" i zamiast rozbudowanej ekspozycji, postawi na jakąś akcję lub budowanie napięcia.
A na to przyszło mi trochę poczekać i finalnie uważam, że nie wszystko to, co obserwowałam na początku było konieczne do zrozumienia postaci i nakreślenia ich osobowości. Można było zrobić to sprawniej i - przede wszystkim - nieco zwięźlej. Ale kiedy już pojawia się właściwy thrillerowi niepokój - robi się znacznie ciekawiej, a cała historia, choć momentami możliwa do przewidzenia, okazuje się spójna i interesująca.
Walsh stawia przede wszystkim na dwie pierwszoosobowe narracje odzwierciedlające dwie perspektywy kochających się małżonków - Emmy i Leo. On jest tym, który zaczyna odkrywać nieścisłości w jej biografii, ona - wzbrania się przed ujawnieniem tajemnic. A ponieważ również czytelnik ma tych tajemnic nie poznać zbyt szybko, to w narracji Emmy bardzo dużo jest aluzji i urwanych myśli, co bywa momentami męczące.
Historia rozgrywa się tak naprawdę nie tylko w dwóch perspektywach (kilka razy uzupełnionych kolejną), ale też w dwóch płaszczyznach czasowych, które autorka stopniowo splata ze sobą, uzupełniając o kolejne detale, by finalnie zaprezentować nam misterną i dość wiarygodną mozaikę emocji i zdarzeń, które pchnęły życie bohaterów na zupełnie inne tory. I choć końcówka jest jak dla mnie nieco zbyt czułostkowa, to zainteresowało mnie jądro opowieści i wydarzenia, które Emma tak usilnie skryła za zasłoną milczenia.
To książka o przypadkach, które mogą odmienić życie, pełna bólu, ale też miłości. Opowieść o trudnych relacjach także z samym sobą, a przede wszystkim o niszczącej sile tajemnic. Historia o związkach i macierzyństwie momentami bywa przewidywalna, ale jest sprawnie napisana i może budzić emocje. Myślę, że znajdzie swoich miłośników, choć umieściłabym ją raczej w środku stawki, jeśli chodzi o powieści z gatunku. Ma swoje mankamenty, ale też potrafi zabłysnąć, dlatego nie żałuję spędzonego nad nią czasu. Tym bardziej że zawiła intryga, jaką kreśli autorka, zostaje finalnie całkiem dobrze umotywowana i poprowadzona. Warto jednak pamiętać, że tej gatunkowej hybrydzie jednak trochę bliżej do powieści obyczajowej niż thrillera.
Autor: Rosie Walsh
Tytuł: Miłość mojego życia
Tłumacz: Katarzyna Matczuk
Wydawca: wydawnictwo Harde
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz