Robert Małecki, Żałobnica [recenzja przedpremierowa]


O tej książce będzie teraz głośno. W końcu to siódma powieść Roberta Małeckiego, autora, który zapewnił już sobie miejsce w kryminalnej pierwszej lidze i jego książki są gorączkowo wyczekiwane przez coraz większą liczbę czytelników. Do tego autor chwilowo odchodzi od klasycznego kryminału i próbuje swoich sił, pisząc thriller psychologiczny i wszyscy jesteśmy bardzo ciekawi, jak sobie poradził. A że thrillery są ostatnio w modzie, to i grono czytelników ma szansę się powiększyć. 

Sama wyglądałam każdej informacji o Żałobnicy od chwili, gdy autor zdradził, że usiadł już do pisania "powieści-o-tytule-którego-nie-może-zdradzić" i uprzedził, że nie będzie to kolejna historia z moim ukochanym komisarzem Grossem (czyli kontynuacja powieści Skaza, Wada, Zadra). Postanowiłam jednak zaufać autorowi, że uraczy nas dobrą opowieścią, która nie będzie jedynie pogonią za gatunkową modą na rynku wydawniczym.



Bohaterka Żałobnicy, Anna Kowalska, wiodła dotąd życie u boku dobrze sytuowanego męża. Poznajemy ją jednak w chwili, kiedy w jej życiu zdarzyła się tragedia. Mąż Anny oraz jej pasierbica stracili życie w tragicznym wypadku. Pogrążona w żałobie kobieta zmaga się z tragedią, ale też z wątpliwościami, jakie wzbudza świadomość, że ten związek nie był idealny i być może tylko krok dzielił ją od jego rozpadu. 

Po śmierci męża Anna dziedziczy dom, spory majątek i dobrze prosperujące przedsiębiorstwo, co mogłoby w tych okolicznościach nieco złagodzić samą żałobę. Jest przecież piękną kobietą po trzydziestce, do tego ma teraz zapewnioną materialną stabilizację. Jednak to tylko pozory. Spokój Anny burzy bowiem głęboko skrywana tajemnica, która nagle znów daje o sobie znać. Kobieta orientuje się, że ktoś próbuje manipulować jej życiem...



Żałobnica to książka, która urzeka od pierwszych scen. (Zresztą Robert Małecki dał się już poznać jako autor świetnych prologów.) Już na wstępie czytelnik zostaje skonfrontowany z emocjonalnie rozchwianą kobietą w chwili, gdy odwiedza miejsce wypadku. Małecki sygnalizuje wyraźnie, w jakim klimacie utrzymana będzie powieść i pozwala odbiorcy poczuć go natychmiast.

Właściwie niewiele mogę podać przykładów na poparcie moich tez związanych z mocnymi stronami powieści, by nie zepsuć nikomu przyjemności samodzielnego odkrywania tej historii, dlatego wybaczcie, ale musicie zadowolić się ogólnikami.

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że autorowi udało się zbudować klimat niepokoju, tak ważny w thrillerze, który rzutuje na odbiorcę i trzyma go w szponach od pierwszej do ostatniej strony. Ten mocny, oniryczny klimat podsycany jest przez umiejętnie budowane napięcie, które Małecki rozpala raz za razem, dodając coraz to nowe tropy i sugestie.

Nie bez znaczenia jest sama intryga, która przez moment wydaje się bardzo czytelna, ale gdy pod każdą warstwą tajemnic odkrywamy nowe, nie potrafimy już uwolnić się z sieci domysłów, podajemy w wątpliwość niemal każdą własną hipotezę i pędzimy ku finalnym scenom, głodni rozwiązania zagadki.

To, że pewne elementy układanki możemy połączyć w całość samodzielnie, wcale nie jest słabą stroną powieści, a raczej zaproszeniem do zabawy, która nie zniechęca, a nadal zaskakuje. Małecki igra z czytelnikiem, z jego wiarą w bohaterkę i jej zdolność oceny, a w gruncie rzeczy równie ważna, jak samo rozwikłanie tajemnicy, jest odpowiedź na pytanie, co z tym faktem zrobi sama bohaterka. I tu Małecki zaskakuje po raz kolejny. Dzięki temu finał jest równie mocny jak otwarcie i pozostawia czytelnika w stanie oszołomienia.




Pierwszoosobowa narracja w czasie teraźniejszym to również nie lada wyzwanie dla autora, który musi dobrze kontrolować stan wiedzy bohaterki (a przez to i czytelnika), dbać o spójność tego, co i jak mówi z tym, co i jak myśli, a przy tym przekazać całą historię w sposób jak najbardziej zajmujący. Możliwość wglądu w myśli bohaterki to z jednej strony przywilej, ale też ryzyko, by nie zanudzić odbiorcy zbędnymi dywagacjami. Robert Małecki całkiem zgrabnie unika tej pułapki, umiejętnie równoważąc fragmenty rozgrywające się wyłącznie "w głowie" bohaterki odpowiednią porcją samej akcji. Tam, gdzie akcja zdaje się zwalniać, do głosu dochodzą lęki i domysły, by po chwili znów rozwinąć się w wydarzenia, które bohaterka obserwuje i w których uczestniczy.

Historia, która rozgrywa się przed oczami czytelnika, to jednocześnie rodzinna drama, jak i historia toksycznej przyjaźni, a wszystko splecione z półprawd i tajemnic, które bohaterka, a wraz z nią czytelnik, próbuje wysupłać z plątaniny, w jaką zmieniło się jej życie. Ale Anna do końca nie ufa także samej sobie, więc i my nie możemy jej do końca zawierzyć, przez co zostajemy zmuszeni do analizowania wszystkich informacji, jakie stopniowo zdobywamy. I to jest chyba największa siła tej powieści, która nie tylko wzbudza dreszcz emocji i niepokoju, ale też zmusza czytelnika do intelektualnego zaangażowania w powieść.

Robertowi Małeckiemu udało się stworzyć pełnokrwistą i - w moim odczuciu - wiarygodną bohaterkę, która wywołuje sprzeczne uczucia, czasem irytując, czasem budząc litość, ale przede wszystkim ciekawą i intrygującą postać, którą chce się poznać lepiej, wraz z jej mocnymi i słabymi stronami, z których także Anna zdaje sobie sprawę. Swietnym zabiegiem literackim są też same personalia postaci - Anna Kowalska może być każdą z nas, zniknąć w tłumie, a jednocześnie jest na tyle zindywidualizowana, że nie ukryje się przed ciekawskim wzrokiem czytelnika.

Wyrazista bohaterka, zagmatwana, choć wciąż utrzymana w granicach prawdopodobieństwa intryga, łącząca w sobie elementy dramatu rodzinnego z kryminalną sprawą (choć nie ona jest tu na pierwszym planie, pełni istotną rolę fabularną), nawarstwienie tajemnic i dobre rozłożenie tropów i akcentów w fabule, a do tego rosnące napięcie i niepokojący klimat - chyba nie mogłabym życzyć sobie więcej. Jeśli powieść ma jakieś mankamenty, to są to drobiazgi, które giną w porywającej i angażującej narracji.

Nie mogę nie zwrócić też waszej uwagi na okładkę powieści, bo projekt Tomasza Majewskiego naprawdę robi wrażenie. Przyciąga wzrok, urzeka i... aż zachęca do fotografowania. Jest w tej okładce coś pięknego i niepokojącego zarazem, jest "kobieca" i mroczna, przez co idealnie dopełnia całości. Oryginalne liternictwo i wyrazista, ale nieprzekombinowana grafika to coś, co zwyczajnie chce się oglądać. No i tytuł, nie zapominajmy o tym, że już sam tytuł intryguje i obiecuje świetną, niesztampową rozrywkę.

Robert Małecki wypływa na nieznane wody, porzucając chwilowo kryminał na rzecz thrillera psychologicznego, i robi to w brawurowym stylu. Już na dniach wszyscy chętni będą mogli zasiąść do lektury i przekonać się o tym sami. Ten klimatyczny, intrygujący thriller ma w sobie coś onirycznego i hipnotyzującego, ale przede wszystkim jest solidnie napisaną powieścią, która czytelnika angażuje i wciąga. Dobra, mocna, nieodkładalna powieść zapowiada rozrywkę na wysokim poziomie. A nawet na kilka chwil koi tęsknotę za Bernardem Grossem. Jeśli tak mają wyglądać przerywniki w chełmżyńskim cyklu, to ja się na to piszę. Stand-alone wysokiej próby to nowy znak rozpoznawczy Roberta Małeckiego. Widać, że autor dobrze odnajduje się w świecie literatury popularnej i nie zamyka się na nowe gatunki i wyzwania, a przy tym z szacunku do czytelnika nie goni ślepo za rynkowymi trendami, ale proponuje powieści dobrej jakości, przemyślane i dopracowane. I takie, które tylko podsycają pragnienie sięgnięcia po kolejne. Nie wiem jak wy, ale ja Małeckiego kupuję w całości.

Autor: Robert Małecki

Tytuł: Żałobnica

Wydawca: Czwarta Strona Kryminału



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty