Remigiusz Mróz, Osiedle RZNiW [Czwarta Strona Kryminału]


Remigiusz Mróz jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych autorów, jego książki sprzedają się jak świeże bułeczki, a pisarz raz za razem zapowiada kolejną premierę. Był czas, że z książkami Mroza byłam na bieżąco i czytałam od razu każdą nową powieść, ale w pewnej chwili to tempo wydawania zdecydowanie mnie przerosło. Jeszcze nie znalazłam czasu na jedną powieść, a tu już wychodziła kolejna. Zwyczajnie sobie odpuściłam, a potem miałam problem, żeby po którąś sięgnąć, tyle ich było.

Ostatnio odświeżyłam sobie Mroza w wersji science fiction przy okazji wznowienia Chóru zapomnianych głosów, przesłuchałam też audiobook Listów zza grobu, ale kiedy zobaczyłam pierwsze informacje o Osiedlu RZNiW pomyślałam, że to idealny moment, by do czytania książek Remka wrócić. Samodzielna powieść nie wymaga ode mnie nadrabiania wielu opuszczonych tomów (jak seria o Chyłce) i nie zmusza do czytania kolejnych. Poza tym książka kusiła okładką i zapowiedzią mocnych klimatów blokowiska...

Niestety... Srodze się tą książką rozczarowałam. I nie mówię tego z satysfakcją, bo mam dla autora wiele sympatii i choć nie nadążam za jego tempem wydawania powieści, to życzę mu jak najlepiej. Ale nie mogę ukryć faktu, że w mojej ocenie nie jest to dobra książka. 

Ale po kolei. Zacznijmy od fabuły. Mamy początek XXI wieku (wybaczcie, ale "wczesne lata dwutysięczne" to dla mnie jakiś dziwaczny konstrukt językowy). Blokowisko na tytułowym osiedlu RZNiW to miejsce, gdzie króluje rap i jointy. To tu mieszka Deso - chłopak, którego wychowuje babcia i dla którego codziennością są finansowe kłopoty. Deso nie jest chłopakiem z tzw. "dobrej rodziny" i nie ma dobrej opinii, choć jest całkiem inteligentny, gdyby ktoś raczył się przyjrzeć i gdyby on sam kogoś do siebie dopuścił.

Pewnej nocy Deso otrzymuje esemes z nieznanego numeru. Ignoruje go, ale kolejnego dnia dowiaduje się, że zaginęła dziewczyna z jego klasy, a on jest ostatnią osobą, z którą się kontaktowała. Desowi nie podoba się, że węszy wokół niego pewien gliniarz i postanawia, że musi sam spróbować się dowiedzieć, co stało się z Izą. Żaba, jedna z przyjaciółek Izy, ma mu w tym pomóc.

Po tej historii można sobie sporo obiecywać, nawet mając w pamięci, że to lektura rozrywkowa. Wydawca zapowiada, że to "nie tylko fascynująca historia kryminalna, ale też świeże spojrzenie na subkulturę hiphopową (...) i wciąż obecny problem ubóstwa w Polsce". Praktycznie żadna z tych obietnic nie została spełniona.

Deso i Żaba, czyli chłopak z blokowiska i kujonica - para postaci, która ma ciągnąć fabułę do przodu, jest całkowicie niewiarygodna i niespójna. Są jak grubo ciosane szkielety, którym poskąpiono czasu na doprecyzowanie i uszczegółowienie. Deso to taki szablonowy młody gniewny, który buja się z kumplami, diluje i skleja rymy, ale mnie przede wszystkim irytował. Niby szuka Izy, niby zwija dragi znacznie większym graczom i wydaje mu się, że coś na tym ugra, ale zachowuje się skrajnie nieodpowiedzialnie, nie mając ani dobrej kryjówki, ani planu... Scena, w której wraz z kujonicą maszerują z plecakami pełnymi narkotyków do szkoły, bo ona nie chce opuścić lekcji, jest tak niedorzeczna, że brak mi słów. A skoro przez jakiś czas zajmował się dilerką, powinien już trochę mieć wprawy w temacie. Tym bardziej że darzono go takim zaufaniem, że miał własny klucz do składu towaru [sic!]. No i niby skleja rymy, ale jakoś nie czuć tego ani w sposobie, w jaki się wyraża, ani nie widać w jego zachowaniu, żeby rapem "oddychał". Wszystko to pozostaje zbitkiem informacji z drugiej ręki, które wtłacza w nas narrator, ale nie znajduje to odzwierciedlenia w zachowaniu bohatera.

Żaba natomiast niby jest nieśmiała kujonicą, ale jej nieśmiałość kończy się tam, gdzie jest to wygodne dla koncepcji fabularnej. I nie chodzi tu wcale o to, że potrafi nawijać jak najęta o geografii, ale o fakt, że odzywa się buńczucznie w sytuacjach, które nieśmiałą osobę zwyczajnie by przytłoczyły. Poza tym Wiktoria jest utkana ze stereotypów - ubiera się jak ucieleśnienie wizerunku kujonicy, słucha muzyki klasycznej (no wiecie, my, kujony, nie słuchamy niczego skomponowanego po 1900 roku), a katowane w radio w tamtych czasach hiphopowe hity odkrywa dopiero pod wpływem Desa. 

Kolejne rozczarowanie to... brak osiedla RZNiW. Ono jest pustym frazesem, tytułem, który określa miejsce akcji, ale miejsce całkowicie nieobecne w powieści. W fabule zabrakło miejsca na nakreślenie wizerunku tytułowego osiedla - i nie mówię tu o długich opisach rodem z Nad Niemnem, ale o wycinku miasta, który istotnie oddziałuje na bohaterów i samą akcję. W książce nie ma nawet tekturowych dekoracji i właściwie nic nie wyjaśnia, dlaczego książka ma taki, a nie inny tytuł. To już bardziej adekwatny byłby tytuł Deso. Bo ani przez chwilę nie uwierzyłam, że osiedle RZNiW istnieje.

Właściwie wciąż zastanawiam się, dlaczego akcja powieści toczy się na początku wieku, a nie obecnie. To pytanie towarzyszyło mi w trakcie lektury i nie znalazłam na nie odpowiedzi. Jasne, bohaterowie nie maja smartfonów, a muzykę i wideo nagrywają na płytach, nie na kartach pamięci, no i to był czas, gdy do komercyjnych rozgłośni radiowych przedarło się nieco hip-hopu, ale tę fabułę można by spokojnie rozpisać na rok 2019 czy 2020. Nie wiem, czemu akurat to lata wcześniejsze i - szczerze mówiąc - gdyby nie tekst na okładce i kilka drobiazgów, mogłabym czytać bez tej świadomości.

Najbardziej chyba jednak w odbiorze tej historii przeszkadza mi... język. Choć wychowałam się na blokowisku, nie jestem ekspertką od języka dzieciaków takich jak Deso i możecie się ze mną nie zgodzić, ale w moim osobistym odczuciu sposób, w jaki prowadzone są rozmowy między bohaterami, to sztuczny twór. Mieszanka wulgaryzmów, synonimów masturbacji, przeplatana zbieraniną wypowiedzi, które zupełnie nie pasują ani do młodych ludzi, ani do tej subkultury. Wygląda to trochę jakby autor gromadził w notesie zabawne powiedzonka a la Chyłka i postanowił wpakować jak najwięcej z nich do jednej książki. Tak, wiem, to surowe słowa i być może przesadzam, ale to właśnie język bohaterów okropnie utrudniał mi odbiór powieści. W interakcjach między bohaterami była wyczuwalna sztuczność, a niektóre dialogi były wręcz kuriozalne. Potykałam się o słowa, a to kręcąc głową z niedowierzaniem, a to chichocząc, ale przede wszystkim wciąż pozostając przez to "poza historią".

Nie znalazłam tu niestety świeżego spojrzenia na kulturę hiphopową - kilka ogólników, które są dodatkiem do rysu bohatera i jego otoczenia, to za mało, by mówić o spojrzeniu czy o obecności subkultury w powieści. Podobnie jak problem biedy. Bo trudno powiedzieć, by uczynienie głównego bohatera dzieciakiem wychowanym przez prowadzącą zieleniak babcię, dorastającym w domu, w którym na wiele brakuje to podjęcie problemu biedy...

Wiem, że zebrałam tu sporo negatywów, ale nie skreślam tej książki całkowicie. Po pierwsze, sama kryminalna historia jest nawet ciekawa i zapewne znajdzie swoich zwolenników. Wartka akcja sprawia, że (jeśli nie skupiamy się na języku) powieść czyta się szybko. Autor pobudza ciekawość czytelnika, dorzucając co chwila bohaterom nowe kłopoty na głowę. Tym, co udało się Mrozowi najlepiej, to zaskakujące zakończenie. O tak, w chwili, gdy dotarłam do finału poczułam te emocje, które niegdyś towarzyszyły mi podczas czytania powieści Mroza i moja ocena całości podskoczyła. Co nie zmienia faktu, że widzę jej mankamenty. Myślę, że powieść zyskałaby, gdyby wcześniej spojrzał na nią choćby specjalista od subkultur czy języka i gdyby autor bardziej przemyślał swoich bohaterów, by byli oni spójni i przestali być papierowymi postaciami. I choć tym razem moje spotkanie z Mrozem do udanych nie należało, a przynajmniej do tak udanych, jak bym sobie tego życzyła, nie skreślam autora definitywnie, bo wciąż pamiętam, jak dobrze bawiłam się, czytając jego wcześniejsze powieści.

Autor: Remigiusz Mróz

Tytuł: Osiedle RZNiW

Wydawca: Czwarta Strona Kryminału


Komentarze

  1. Ja do twórczości Mroza uparcie nie mogę się przekonać. Autor zbiera tak skrajne opinie, że nie wiem co sądzić. Już od kilku lat sobie obiecuję, że w końcu sięgnę po coś jego pióra i wyrobię sobie własne zdanie, ale jakoś mi niespieszno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam przygodę daaawno temu, na początku jego drogi i mam do niego wiele sympatii, ale książki są bardzo nierówne i dlatego trudno się na coś zdecydować.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty