Maciej Siembieda, Gołoborze [Znak Literanova]
Z książkami Macieja Siembiedy mam tak, że czekam na nie zawsze - w moim odczuciu - zbyt długo, a potem czytam je zbyt szybko, niezależnie od tego, jak bardzo powtarzam sobie, że powinnam się lekturą delektować. Ale nie robię sobie wyrzutów, w końcu to wina autora, że pisze tak wciągająco. Jeśli zapytacie mnie o ulubioną powieść, to w jednym szeregu wymieniać zacznę Miejsce i imię, Gambit, Katharsis, Orient, Nemezis, Kairos, Sobowtór... i nie umiem zdecydować, którą postawić na tym najwyższym stopniu podium. A teraz do grona ulubieńców dołącza Gołoborze, które zaanektowało moje myśli o wiele dłużej niż trwała sama lektura.
W świętokrzyskich lasach, w cieniu Łysej Góry, obok miejsca, gdzie na Czarciej Polanie głaz przygniótł diabła, od lat toczy się zajadła wojna.
Dwa zwaśnione rody pielęgnują nienawiść, której nauczyli ich przodkowie.
W tej wsi są ludzie z kamienia twardszego i ostrzejszego niż te na gołoborzu, a ich oczy płoną gniewem. Wszyscy wiedzą, że wojna między Kończakami a Cebrzynami jest święta, morderstwo – honorowe, a rodzina i obowiązek wobec niej stoją ponad prawem.
Wyrok wymierza się tutaj osobiście.
Najlepiej nożem.
Stefan Cebrzyna nie mógł od tego uciec. Nawet jeśli Jadźka Kończakowa była dla niego od zemsty ważniejsza.
Przysięgi złożone ojcom muszą zostać dotrzymane.
TUTAJ HONOR ZNACZY WIĘCEJ NIŻ ŻYCIE, A ZEMSTA DZIAŁA NAWET ZZA GROBU.
Siembieda jako marka
Proza autora nie daje się gładko zamknąć w gatunkowych ramach. W Gołoborzu znajdziemy elementy powieści historycznej, rodzinnej sagi, powieści wojennej, kryminału... Każdy z elementów jest tu świadomie dobrany, by działać na korzyść opowieści, to ona pełni rolę nadrzędną, a cała reszta tylko jej służy. Z pewnością nie jest to wygodne z marketingowego punktu widzenia, ale Maciej Siembieda jest marką samą w sobie, i to marką luksusową, na której widok serce bije szybciej, jak u influencerek otwierającej przesyłki z torebką Louis Vuitton.
Na spotkaniach autorskich Maciej Siembieda nie raz powtarzał, że jest człowiekiem bez wyobraźni i nie potrafi zmyślać, dlatego tak chętnie sięga po historie na faktach. Czy tak jest naprawdę, nie wnikam. Mogę za to potwierdzić, że ma coś od wyobraźni znacznie cenniejszego - umiejętność tworzenia historii, które angażują emocjonalnie i porywają od pierwszej do ostatniej strony. Bo nie wystarczy zebrać tylko inspiracje, trzeba też umieć tak spleść ze sobą fikcję i fakty, by stanowiły nierozerwalną całość i w czasie lektury spoiły się jak stop żelaza z węglem. W produktach ze stali nie zauważymy, gdzie kończy się jedna składowa, a zaczyna druga, za to ufamy w ich solidność, tak jak ja ufam solidnym historiom tworzonym przez autora.
Maciej Siembieda ma doskonałe literackie wyczucie i tworzy literaturę rozrywkową premium, czyli taką, która oprócz tego, że bawi i gwarantuje satysfakcję, to jeszcze pobudza szare komórki, zmusza do refleksji i inspiruje do historycznych poszukiwań. I tak właśnie jest w przypadku Gołoborza.
Wendeta i omerta
To rodzinna saga, której fabularna linia rozciągnięta jest od czasów powstania styczniowego do lat 90. XX wieku. Jej fundamentami są miejsce akcji, czyli wieś Grabin w Górach Świętokrzyskich, oraz motyw zemsty, która dzieli miejscowe rody. Zemsta, jaką znamy z historii o sycylijskiej mafii, i rasowej omercie, która każdą zbrodnię zamyka w zamkniętym kręgu zmowy milczenia.
Dwa rody, zacne jednako i sławne —
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie
Motyw zaciekłej, wielopokoleniowej zemsty znamy choćby z dramatu Szekspira, choć w Romeo i Julii zwaśnione rody przedstawione zostały jako jednako zacne. W powieści Siembiedy znajdziemy jednak zgoła odmienny obraz. Choć oba chłopskie, ród Kończaków jawi się nam jako ten nieco bardziej szlachetny, honorowy czy postępowy. Cebrzynowie pokazani są jako klan zdegenerowany przez chów wsobny, przez zbyt spokrewnione małżeństwa. W tych okolicznościach sympatia czytelnika w sposób nieunikniony kieruje się ku Kończakom, ku klanowi powstańców, partyzantów, tych, którzy w politycznych zawirowaniach opowiadają się po właściwej stronie.
I można by zarzucić autorowi, że w tej kreacji poszedł na łatwiznę, ale nie spieszyłabym się z ferowaniem wyroków przed zakończeniem lektury. Ponieważ dzięki takiemu rozkładowi pionów na planszy, wraz z kolejnymi posunięciami fabuły, Siembieda pokazuje w pełni niszczycielską siłę zemsty. To ona i niewłaściwie pojmowany honor potrafi doprowadzić dobrych ludzi do zguby i zrównać ze sobą moralnie oba klany. Jednocześnie świetnie wskazuje, że szlachetne drzewa mogą wydać zgniłe owoce i odwrotnie, te skarlałe potrafią wydać owoc szlachetny, tyle że nieodporny na wrogie knowania.
Zemsta jawi się tu jako niszczycielska siła, której nie można się oprzeć i przeciwstawić, a jednocześnie zawsze zbiera ze sobą żniwo, haracz, który płaci nie tylko ten, na którym się mścimy, ale i ci, którzy zemsty dokonują. W tej wojnie nie ma zwycięzców, każdy może tylko stracić, a cenę płacą też często niewinni.
Oczywiście mogę posługiwać się tu jedynie metaforą i ogólnikami, by nie zdradzić zbyt wiele tym, którzy są jeszcze przed lekturą, ale warto zauważyć, jak świadomie konstruuje swoją opowieść Siembieda i jak wiele niuansów potrafi wydobyć z opowieści.
Romeo i Julia w chłopskiej chacie
Trudno nie dopatrzyć się w powieści iście szekspirowskiego dramatu. Dwoje młodych ludzi z dwóch zwaśnionych rodów darzy się wzajemnym uczuciem. Siembieda nie sięga tu po wielkie słowa i szumne deklaracje, bo jego bohaterowie nie wywodzą się ze sfery, w której takie uczucia się nazywa. I właśnie dzięki temu portret uczucia, który kreśli, jest tak wiarygodny, a przez to poruszający.
Znienawidzony, choć już ukochany...
Nieznany wcześniej, zbyt późno poznany.
Amor przybiera postać dręczyciela, każąc miłować mi nieprzyjaciela...
Jednak najbardziej niesamowite jest w tej historii, że czytelnik może w nią uwierzyć i ma prawo podejrzewać, że mogła się wydarzyć. Bo Maciej Siembieda raz po raz udowadnia, jak niesamowite historie pisze samo życie.
Sezamie, otwórz się
Wkraczając w świat powieści, wchodzi się do pełnego bogactw skarbca, z którego czerpać można garściami. Są tu świetnie wykreowani bohaterowie, swoją autentycznością i wielowymiarowością wymuszający emocjonalne zaangażowanie odbiorcy. Są też zebrane w powieści legendy z tego bogatego i wciąż chyba mało znanego regionu. Są także świetnie oddane realia epok, w jakich rozgrywają się wydarzenia, wiejskiego życia i przemian, które się w nim dokonują.
Jednak największe bogactwo drzemie w splocie prawdy i fikcji, które składają się na fabułę, splecionych ze sobą tak, że aż do posłowia możemy jedynie spekulować, które postaci i zdarzenia możemy przypisać do jednej z kategorii. U Macieja Siembiedy zresztą czytanie Posłowia wywołuje we mnie wcale nie mniejsze emocje co sama powieść i raz za razem utwierdza w podziwie dla autora.
Każdy element tej historii ma swoje miejsce, każdy prowadzony jest z równą estymą i dbałością o detale. Kolejne wątki dopełniają się wzajemnie, wydobywając na powierzchnię nowe znaczenia i nowe punkty odniesienia. Powiedzieć, że mamy tu wielowarstwową intrygę, to nic nie powiedzieć. Mamy tu powieść z tak przemyślaną architekturą, że między elementami nie znajdziemy ani jednej luki czy zafałszowania wzoru. To jest mistrzostwo, które stanowi świetną pożywkę dla intelektu czytelnika.
Ale autor nie tylko karmi nasz umysł. Podkłada także ogień pod nasze emocje. Wciąga w poruszającą historię i trzyma za ściśnięte gardło. Zapewnia wysublimowaną rozrywkę, która wywołuje realne emocje. Czytelnik to zastyga w przerażeniu, to roni łzy, to pogrąża się w smutnej konstatacji. I opuszcza skarbiec z pełnymi wrażeń kieszeniami.
Mistrz
Maciej Siembieda to mistrz pióra (całkiem dosłownie), którego powieści zostają z czytelnikiem na długo. Potrafi wspaniale konstruować fabułę, splatając w niej fakty i fikcję, wiedzę i emocje, kreśląc historie, które zapadają w pamięci, ale i skłaniają do refleksji. Gołoborze jest tego doskonałym potwierdzeniem. To historia, w której autor czerpie garściami z tego, co ma w pamięci, a jednocześnie rozprawia się z pamięcią jako taką - pamięcią o krzywdach, która wypacza się z czasem i w tej wykrzywionej formie staje się pożywką dla zemsty, dla wielopokoleniowego zatargu, który niszczy wszystko na swojej drodze. To wysokiej klasy literatura, która wymyka się gatunkowym schematom, a jednocześnie jest niezwykle przystępna, wartościowa i emocjonująca.
I tylko kończy się zdecydowanie zbyt szybko...
Autor: Maciej Siembieda
Tytuł: Gołoborze
Wydawca: Znak Literanova
Egzemplarz recenzencki
Komentarze
Prześlij komentarz