[Recenzja przedpremierowa] Magda Knedler, Łączniczka [Mando]

 

Magda Knedler, Łączniczka [Mando]

Tylko trzy ruchy. Tyle wystarczy, by powstał jeden z najbardziej polskich symboli. Trzy ruchy, trzy łagodne łuki, by wyrazić dumę, siłę, odwagę, wściekłość, upór. Trzy ruchy, by przypomnieć, że Polska wciąż walczy. Taki geniusz zaklęty w prostocie znaku, który wiele znaczył dla Polaków w czasie wojny, który należy do wszystkich i nie należy do nikogo. A wszystko dzięki pracy Anny Smoleńskiej, młodej kobiety, która go zaprojektowała, mimo że przez lata nikt o tym nie wiedział. I choć coraz częściej w kontekście symbolu Polski walczącej pada nazwisko Anny Smoleńskiej, wciąż tak mało o niej wiemy. 

Dlatego właśnie cieszy mnie, że powstała beletryzowana powieść Łączniczka o projektantce znaku, a jeszcze bardziej fakt, że wyszła spod palców Magdy Knedler, która wspaniale potrafi wyłuskiwać prawdziwe historie i ubierać je w słowa.

I nagle, utkana z słów, staje przed nami niezwykła dziewczyna, która nie nosi sukienek, ma krótkie włosy i zawsze pozostaje gdzieś z boku. Nie lubi próżnych konwersacji i nie za bardzo potrafi nawiązywać relacje, choć pozostaje życzliwa dla ludzi wokół. Działa w harcerstwie, a kiedy wybucha wojna, bez wahania jest gotowa nieść pomoc innym. Odważnie, bez wahania i z oddaniem. Podaje paczki i grypsy, monitoruje więzienia, przekazuje rodzinom informacje o ofiarach egzekucji. A pewnego dnia tworzy projekt Znaku Polski Walczącej, a jej kotwica zwycięża w ogłoszonym w podziemiu konkursie.

Symbol coraz częściej widać na murach kamienic, pomnikach i innych obiektach. Budzi wściekłość niemieckich okupantów, a Polakom dodaje otuchy w walce i codzienności. Niestety gestapo odkrywa, że Anna działa w podziemiu. Mimo tortur, Anna nie wydaje nikogo, a potem trafia do obozu w Auschwitz. Tu walczy już tylko o życie, jednak wymyślony przez nią znak wciąż dodaje otuchy wielu Polakom w całym okupowanym kraju.


Magda Knedler, Łączniczka [Mando]

W zalewie literatury pseudowojennej i pseudoobozowej nie jest łatwo wyłuskać perełki, które do historii podchodzą z szacunkiem, nawet jeśli autorzy wybierają formę powieściową, a nie reportażową. Jednak nazwisko Magdy Knedler - dla mnie osobiście - od dawna jest gwarantem jakości. Jej droga literacka jest niezwykle urozmaicona, ale książki, w których motywem przewodnim fabuły są prawdziwe historie, łączy jedno - wszystkie one powstają z niesamowitą starannością. Różne mogą być formy wyrazu, ale zawsze czuć w tych powieściach doskonały research i zrozumienie tematu, a także fakt, że autorka sama go przeżyła i przefiltrowała przez własną wrażliwość, nie gubiąc trzonu, nie przecząc prawdzie.

O ludziach, którzy w jakiś sposób przysłużyli się sprawie walki z okupantem wcale nie jest łatwo pisać. Nie tylko ze względu na mijające od wydarzeń lata i coraz mniejsze grono żyjących świadków, oraz trudności z dostępem do dokumentacji i świadectw. Największą przeszkodą jest fakt, że wokół takich bohaterów tworzona jest zawsze specyficzna narracja, stawiająca ich niejako domyślnie na spiżowych cokołach. A choć postać Anny Smoleńskiej nie przedarła się jeszcze do powszechnej świadomości, jej znak, zawłaszczany obecnie nawet przez producentów odzieży i gadżetów, niejako pretenduje ją do miana bohaterki. A jednak Magdzie Knedler udaje się nie kuć dla niej monumentalnego pomnika. Autorka zdaje się brać Annę za rękę i prowadzić do nas, mówiąc: to nie marmurowa figura, to żywy, wspaniały człowiek. I choć w życiu Anna zawsze trzymała się w cieniu, właśnie w tej czułej, delikatnej narracji najpełniej błyszczy.

Pewnie o przygotowaniach Knedler do napisania tej powieści można by napisać osobną książkę, a ja chętnie bym się dowiedziała, jak z okruchów przeszłości wyłuskiwała prawdę o Annie Smoleńskiej. Bo Anna na kartach powieści nie tylko żyje, ale - przywrócona pamięci - staje się pełnowymiarowym człowiekiem. Z malarską niemal precyzją oddaje Knedler nietypowy jak na tamte czasy wygląd młodej dziewczyny, a także wspaniale kreśli jej charakter. Prezentuje dziewczynę bardzo niepozorną, która potrafiła dokonać rzeczy wspaniałych. I nie mówię tu jedynie o projekcie znaku, ale gotowości do przełamywania własnych barier w czasie niesienia pomocy.

Kilkadziesiąt lat temu Aleksander Kamiński wykuł obraz działających w Szarych Szeregach harcerzy i ten monumentalny, powstały w powiązaniu z okolicznościami, obraz na stałe wpisał się we wspomnienia kolejnych pokoleń. Jednocześnie - co przyznaje sam Kamiński - w cieniu pozostała nie mniej ważna, a do tego ogromnie wszechstronna działalność drużyn kobiecych. To dziewczęta i kobiety opiekowały się dziećmi, sierotami, matkami. Służyły jako łączniczki, rozmawiały z rodzinami ofiar, ale też brały udział w akcjach dywersyjnych i małym sabotażu. Opowiadając o Annie Smoleńskiej, Magda Knedler przywraca poniekąd pamięć o oddaniu i poświęceniu całej rzeszy kobiet, ryzykujących na równi z mężczyznami. Jednocześnie w tym przywracaniu pamięci nie ma nadętego dydaktyzmu, epatowania tak kłującym niektórych feministycznym zadęciem. To wszystko dzieje się "poniekąd", jest naturalnym elementem opowieści o dziewczynie, która była wyjątkowa, ale była też jedną z wielu. To uchwycenie indywidualnego i zarazem uniwersalnego rysu postaci udało się Magdzie Knedler wspaniale.

Lektura powieści to poruszające przeżycie, intelektualne i emocjonalne zarazem. Jednak narracja prowadzona jest tu bardzo subtelnie. Autorka doskonale wie, co i jak chce nam opowiedzieć, a podejmując tematy trudne i dotykając bolesnej historii, nie ulega pokusie dodatkowego jej udramatyzowania. Bo siła przekazu tkwi właśnie w pewnej prostocie opowieści, która sama w sobie pozostaje świadectwem.

Nie ukrywam, że od lat podziwiam warsztat pisarski Magdy Knedler i umiejętność takiego przekładania realnych historii na język powieści, by odnaleźli się w nim zarówno czytelnicy sięgający po wojenne reportaże, jak i zwolennicy beletrystyki. Ta napisana z klasą, uważnością i empatią powieść pozostawia przestrzeń na realne emocje i przeżycia czytelnika. Autorka nie buduje narracji wokół swojej bohaterki, a przybliża ją czytelnikowi, pozwalając mu wyciągnąć z lektury własne wnioski. Jednocześnie w tej subtelności ani przez moment nie została umniejszona skala wojennego horroru i ogrom ludzkiego cierpienia. Bo opowieść o Annie Smoleńskiej nie jest baśnią, a próbą przywrócenia pamięci o niej i innych kobietach aktywnie działających w podziemiu. Jest to też uniwersalna opowieść o odwadze, niezłomności i sile, jaką możemy odnaleźć w sobie w trudnym czasie. O niesieniu pomocy na miarę naszych możliwości. Bo każde, najmniejsze nawet działanie, ma znaczenie. Może odmienić czyjś los.

Tę lekturę nie tylko się czyta, ale i przeżywa, a przede wszystkim zapamiętuje. To dzięki niej pamięć o Annie Smoleńskiej pozostaje żywa i dzięki niej sama Anna znów jest - przynajmniej w literackim wymiarze - żywa. A choć jej historia wydaje się tak odległa, wciąż ma znaczenie, wciąż pozostaje symbolem, choć sama Anna na kartach powieści jest nie symbolem, a osobą. Wpleciona w historyczny kontekst, sportretowana z rozwagą, staje się dla czytelnika kimś bliskim, kogo ból jesteśmy gotowi opłakiwać.

Jako autorka Magda Knedler mnie nie zawiodła. Po raz kolejny sięgnęła po bolesną kobiecą historię i po raz kolejny opowiedziała ją z całą mocą, pięknym językiem, z szacunkiem wplatając fakty w tkankę fabuły. W uniwersalnej opowieści zawarła prawdę o dziewczętach i kobietach, które miały niebagatelny wkład w walkę z okupantem, a jednocześnie odtworzyła portret wspaniałej, utalentowanej, choć wycofanej młodej kobiety, która stworzyła symbol polskości nie mniej czytelny niż biały orzeł czy biało-czerwona flaga. Piękno tego znaku tkwi w jego prostocie, za którą kryje się doniosła symbolika, tak jak za niepozornością Anny kryje się ogromny potencjał. I dzięki lekturze pamięć o Annie Smoleńskiej zostaje z czytelnikiem na zawsze, a gardło pozostaje ściśnięte jeszcze długo po tym, jak zamyka się książkę. Wiedza, solidny research i kunszt autorki sprawiają, że to literatura wysokiej klasy, a zarazem niezwykle przystępna w odbiorze.

Premiera 8 marca!!!

Autor: Magdalena Knedler

Tytuł: Łączniczka

Wydawca: wydawnictwo Mando

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty