Eugenia Kuzniecowa, Nim dojrzeją maliny [Znak]

Eugenia Kuzniecowa, Nim dojrzeją maliny [Znak]

Często mówiła: "Co ja  takiego tu zrobiłam prócz spędzenia całego życia
na walce z krzakami" - w rzeczywistości wiedząc, że zbudowała kryjówkę,
w jakiej mogła ukryć swoje dzieci przed rzeczami, na które nie miała wpływu,
a potem tak samo chronić przed życiem ich dzieci. Ponieważ życie
nie zawsze da się przeżyć, czasami trzeba się przed nim ukryć.

---------------------------


Dobrze jest mieć miejsce, które można nazwać domem. Do którego zawsze można wrócić, by poczuć się bezpiecznie. Ale jeszcze wspanialej jest mieć miejsce, które pozostaje jakby poza czasem i poza rzeczywistością, w którym można choć na kilka chwil ukryć się przed życiem. Niewiele jest takich miejsc. Nie każdy szczęśliwiec je ma. Ale każdy o takim miejscu może poczytać - w książce Eugenii Kuzniecowej pt. Nim dojrzeją maliny.

Powieść jest debiutem prozatorskim ukraińskiej autorki i zdobyła wyróżnienie  Nagrody Literackiej Unii Europejskiej 2022 (wśród polskich laureatów poprzednich edycji nagrody są Jacek Dukaj i Magdalena Parys).

Siostry Mijka i Lilka są na życiowych zakrętach. Pierwsza, choć właśnie się zaręczyła, wciąż kocha innego mężczyznę. Druga ma wkrótce przenieść się z mężem i dziećmi na drugi koniec świata, choć nie jest pewna, czy chce to zrobić. Obie chcą spędzić czas w domu babci, na ukraińskiej wsi, wiedząc, że może to być ostatnie takie lato. Wkrótce dołącza do nich kuzynka, Marta, która niebawem urodzi bliźniaki i nie chce nikomu zdradzić, kto jest ich ojcem. Wszystkie trzy marzą o tym, by złapać oddech przed kolejnymi życiowymi zawirowaniami.

Dom babki Teodory pozostaje ich azylem - zupełnie jak w czasie, gdy były dziećmi. To tu, w domu ukrytym w gąszczu roślinności, czas zdaje się stać w miejscu. A to daje nadzieję, że będą mogły odkryć siebie na nowo. Choć życie nie daje o sobie zapomnieć, wciąż bezczelnie pukając do drzwi ich schronienia. W końcu nie można tylko uciekać, trzeba stawić mu czoła.

Jeśli przejdzie wam przez myśl, że to kolejna ze sztampowych powieści o kobietach uciekających z miasta na wieś i odnajdujących tam swe szczęście, to zapewniam, że się mylicie. Owszem, każda z bohaterek na kilka chwil ucieka, lecz w tej historii nie ma nic sztampowego.

Kuzniecowa przede wszystkim roztacza czar słowem i poetyką powieści, która zdaje się zahaczać o realizm magiczny, choć nie ma w niej magii w dosłownym rozumieniu tego słowa. Jest magia miejsca, które wydaje się trwać nieco poza czasem i rzeczywistością, dając bohaterkom poczucie, że mogą się w nim skryć po to, aby się odnaleźć.

To nostalgiczna historia o wracaniu do korzeni, które pozwala na nowo definiować swoje tu i teraz. O powrotach do miejsca, gdzie wciąż unosi się wspomnienie spokoju i bezpieczeństwa, w którym można stanąć jakby poza swoim życiem, przyjrzeć mu się nieco z boku, i podjąć decyzje, które muszą być podjęte. O urzeczywistnionym marzeniu o azylu, w którym można porządkować sprawy. 

Jednocześnie w tym pozornym niebycie, w który tak ochoczo wkraczają bohaterki, dzieje się bardzo dużo, bo świat zewnętrzny nie zamierza przestać się upominać o uwagę. Jednak ze wsparciem babci czy sióstr wszystko wydaje się mniej przerażające.

Bo jest to też piękna, ciepła opowieść o kobietach, które będąc tak różne, są tak sobie oddane. O trzech pokoleniach, splecionych nieidealną, wcale nie łatwą, lecz trwałą relacją. I o sile, którą wzajemnie dają sobie kobiety.

Jest to sielanka niesielankowa, bo w tym tchnącym spokojem, pięknym otoczeniu wciąż rozgrywają się małe-wielkie dramaty. Dramat porzuconego dziecka, dramat nieuświadomionej miłości, dramat wyboru życiowej drogi, dramat nieoczekiwanego macierzyństwa... Gdy czas wokół zdaje się płynąć tak leniwie i sennie, w duszach bohaterek szaleje burza emocji. Lecz w domu, gdzie każdy gość jest przyjmowany i mile widziany, także te emocje mają szansę wybrzmieć, burza może się wyszumieć, a cierpienie znaleźć ukojenie. Nawet jeśli nie idealne, to wystarczająco dobre.

Jestem tą powieścią oczarowana. Oczarowana miejscem, które tchnie takim spokojem i tak może uszczęśliwiać. Ale i poruszona historiami każdej z kobiet, które mierzą się z własnymi pragnieniami, próbują zdefiniować swoją rolę na świecie, chcą być niezależne, wciąż budując relacje. Kuzniecowa zdaje się mówić głosem wielu młodych kobiet, próbujących we współczesnym świecie pogodzić różne role i zbudować własną tożsamość. To powieść nostalgiczna i ciepła, choć nie brak w niej i goryczy, co sprawia, że przy swej nierealności jest właśnie bardzo realna i prawdziwa. Pięknie napisana i doskonale operująca emocjami wpisanymi w zdarzenia. Urocza i refleksyjna, doskonale wykorzystująca metaforę starego sadu, w którym coś trzeba wyciąć, by coś nowego zbudować. 

Autor: Eugenia Kuzniecowa
Tytuł: Nim dojrzeją maliny
Tłumacz: Iwona Boruszkowska
Wydawca: Wydawnictwo Znak

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Copyright © zaczytASY