[#posłuchane] Fredrik Backman, Mężczyzna imieniem Ove [Marginesy]
Macie może takie książki, które pełnią rolę waszych "comfort booków'? Mówi się o "comfort characterach' (choć czasem pojęcie to mylone jest po prostu z ulubioną postacią, a to nie to samo), o "comfort movies" (dla mnie to chociażby "Salmon Fishing in the Yemen"), więc i "comfort booki" mogą być. Historie czasem niedorzecznie wręcz urocze, otulające czytającego jak kocyk, "pluszowe", ale wcale nie mdłe. Podejrzewam, że takim "comfort bookiem" może stać się Mężczyzna imieniem Ove Fredrika Backmana, który mnie oczarował.
Ove ma swoje rytuały. Każdego ranka wychodzi na obchód osiedla. Sprawdza, czy wszyscy stosują się zakazów i regulaminów. Spisuje samochody zbyt długo korzystające z parkingu dla gości, reaguje na pozostawione w niewłaściwym miejscu rowery, zgryźliwie komentuje zwyczaje i zachowania sąsiadów. I sprawia wrażenie raczej antypatycznego faceta.
Kiedy do sąsiedniego domu wprowadza się nowa rodzina, Ove wręcz wychodzi z siebie. Nie dość, że gamoniowaty facet wjechał tam, gdzie jeździć nie wolno, to jeszcze totalnie nie umie poradzić sobie z zaparkowaniem auta z przyczepą. Choć Ove miał tego dnia inne plany, musi natychmiast interweniować. I choć chciałby wyładować na intruzach swoją frustrację, nie do końca mu to wychodzi, bo zderza się z dziwnym entuzjazmem gamonia i szerokim uśmiechem jego ciężarnej żony.
A jednak Ove nie zamierza rezygnować ze swoich planów. Skoro już postanowił umrzeć, chce plan zrealizować. Tylko jak to zrobić, kiedy wokół tyle się dzieje. Na progu pojawiają się pokiereszowane koty, dzieci z pudełkiem z obiadem, wkurzająca partnerka innego sąsiada z jazgotliwym psem. I jeszcze gamoń spada z drabiny...
Zgryźliwy staruszek to postać nie raz pojawiająca się w literaturze czy filmie. Pełni w książkach określoną funkcję - często komediową, może też służyć za kontrast dla innej postaci. Ove jest głównym bohaterem powieści i żeby była ona udana, musiał składać się z więcej niż jednej cechy osobowości. Co prawda Ove nie jest w takim wieku, by nazywać go staruszkiem, nie da się jednak ukryć, że jest zasadniczy, mało elastyczny i przynajmniej w myślach potrafi być zgryźliwy. I choć z początku jest to dość zabawne, na dłuższą metę stałoby się irytujące. Tyle że im więcej wiemy o Ovem, tym ciekawszą postacią się wydaje.
Backman bardzo zgrabnie wyprowadza fabułę, żerując na naszej tendencji do wysnuwania pochopnych opinii i ukazuje nam Ovego w sytuacjach, które działają na jego niekorzyść. Owszem, są zabawne i ich komediowy wydźwięk jest odczuwalny, ale też bohater jawi się w nich jako jegomość nieco antypatyczny. Tak zbudowane wyobrażenie zaczyna jednak chwiać się w posadach, gdy dostajemy wgląd w jego przeszłość. Z resztą codzienne sytuacje, w które zostaje uwikłany nieco wbrew swojej woli, pokazują, że ta zgryźliwość to w znacznej mierze fasada, za którą kryje się człowiek znacznie ciekawszy i sympatyczniejszy, niż mogłoby się wydawać.
Ove jest człowiekiem, który - gdyby się urodził dziś - miałby szansę na odpowiednią diagnozę. (Nie mam kompetencji, by przypisać mu konkretną "etykietkę", jednak mam swoje podejrzenia z nim związane) Jego sposób bycia sprawia, że może wydawać się odpychający, ale ci, którzy potrafią zajrzeć głębiej, spojrzeć na czyny Ovego, odkryją, że to tylko pozory, pod którymi kryje się uczciwy, porządny człowiek. I tak jak czytelnik odkryją, że da się go lubić. Jednak trzeba wytrwałości, by i on nas polubił.
To kameralna historia, rozgrywająca się właściwie na jednym osiedlu wśród małej grupki mieszkańców (oraz jednego kota), w której wiele rzeczy układa się trochę wbrew wszystkiemu. Trochę bajkowa, gromadząca różnorodne postaci, choć sprowadzone do roli reprezentantów jakiejś grupy. Jednak autorowi udaje się sprawić, że nie zwracamy na tę jednowymiarowość bohaterów większej uwagi. A wszystko dlatego, że chcemy uwierzyć w tę historię i chcemy być jej częścią.
Mężczyzna imieniem Ove to napisana prostym językiem błyskotliwa opowieść o człowieku, którego niełatwo zrozumieć, lecz o którego przyjaźń i szacunek warto zawalczyć. Zabawna (ach, ta relacja z kotem), na swój sposób delikatna, pełna ciepła historia o szlachetności skrywanej pod najeżoną fasadą. O pięknej, ściskającej serce miłości, w której nie ma miejsca na spektakularne gesty, lecz której niezmącona siła budzi zachwyt i zazdrość. To opowieść determinacji, samotności, żałobie. O zawiedzionych nadziejach i odnajdywaniu się w świecie na nowo. O wspólnocie i potrzebie przynależności. O poczuciu celu i odstawianiu na boczny tor starzejących się ludzi. O tym, że czasem można coś zdziałać, choć wszystko wydaje się stracone. I że można zaznać szczęścia także wśród pozornie obcych ludzi.
Śmiałam się podczas lektury i byłam bliska łez. Pozwoliłam się ponieść tej niedorzecznie uroczej, pełnej nadziei, ale nie mdłej czy przesłodzonej powieści. Historii, która otula jak wielki miękki koc i rozgrzewa od środka wiarą w drugiego człowieka. Powieść doskonała na czas smutku i zwątpienia, pozwalająca po dziecięcemu uwierzyć, że ludzie mogą być cudowni i wspólnie zrobić coś dobrego. Tak właśnie powinny wyglądać "comfort booki" i takimi historiami chcę koić swoje serce.
Na podstawie książki powstał film z Tomem Hanksem w roli głównej, który właśnie wszedł do kin. Nie gwarantuję, że i wam lektura przyniesie poczucie komfortu, ale myślę, że warto spróbować. I to przed wyjściem do kina, które może całkowicie odbiór powieści zmienić.
Autor: Fredrik Backman
Tytuł: Mężczyzna imieniem Ove
Tłumacz: Alicja Rosenau
Wydawca: wydawnictwo Marginesy
Audiobook dostępny na Storytel. Czyta Marcin Popczyński.
Komentarze
Prześlij komentarz