[#zwojtkowejbiblioteczki] Vojtech Matocha, Truchlin. Biała komnata [Afera]
Truchlin Vojtecha Matochy to jedna z tych serii skierowanych do nastolatków, po którą bez cienia zażenowania sięgnąć mogą też dorośli. I wcale nie twierdzę, że dorośli czytający książki dla dzieci powinni kiedykolwiek czuć zażenowanie, raczej o to, że to seria tak skonstruowana, że jest zrozumiała dla młodszych odbiorców, ale emocje zapewni też tym spoza grupy docelowej. Na trzeci tom czekałam niecierpliwie, a na jego lekturę wybrałam najbardziej dogodny moment, kiedy nic mnie nie rozpraszało. Bo to książka, w której chciałam się zatracić.
Od ostatnich przygód Jirki i En minęło nieco czasu i przyszło lato. Tajemnica Truchlina, mrocznej dzielnicy Pragi, gdzie czas zdaje się stać w miejscu od stu lat i gdzie wciąż nie działa elektryczność i inne współczesne urządzenia, została ujawniona. Bezpowrotnie zmieniło to życie jego mieszkańców. Ale też świat Jirki wywrócił się do góry nogami. Rodzice mu nie ufają, chodzi do innej szkoły, a do tego zapowiada się na przeprowadzkę całej rodziny.
Jurka wcale nie pali się do powrotu na Truchlin, ale gdy odwiedza go dawno niewidziany przyjaciel i mówi, że En zniknęła, właściwie się nie waha. Co planuje En i czym jest Biała Komnata, która widnieje jako ostatnie wyszukiwane hasło w internecie? Gdzie jej szukać? I co z przyjaźnią, kiedy przyjaciele nie mówią sobie wszystkiego? Niewiadome się mnożą, a nie wiadomo, czy Truchlin da się jeszcze ocalić.
Powrót na Truchlin był najlepszym, co mogłam sobie wymarzyć, a Matocha udowodnił, że ma pod kontrolą całą serię i potrafi napisać trzy połączone historie utrzymane na tym samym, dobrym poziomie. I niczym wytrawny zawodnik umie wytrzymać presję czytelników, których oczekiwaniom trzeba sprostać. A że przyzwyczaił nas do zaskoczeń, to musiał się nieco nagimnastykować, by znów się to udało.
Oczywiście mógł korzystać z odwołań do mrocznej, dusznej atmosfery Truchlina, którą nakreślił tak klimatycznie, że czujemy ją na sam widok nazwy tej tajemniczej dzielnicy. Ale Biała Komnata nie jest odcinaniem kuponów od sukcesu, ale solidnie zbudowaną intrygą osadzoną w niesamowitym miejscu. Bohaterowie, którzy dotąd działali razem, teraz zostają pozostawieni sami sobie. Niewyjaśnione animozje i żal sprawiają, że przyjaźń wisi na włosku. En działa na własną rękę, a że prawdopodobnie wpada w kłopoty, Jirka przełamuje swój lęk i rusza na Truchlin.
Matocha wspaniale kontynuuje wątek genialnego wynalazcy i wizjonera, który nie tylko zbudował niesamowitą machinę, ale też ma na koncie inne niesamowite dzieła. Także takie, które trudno objąć umysłem, pozwalające nawet na spotkanie dwóch świadomości. W ten sposób łączy w opowieści elementy przygody, grozy i urban fantasy oraz science fiction, a mieszanka jest nad wyraz zgrabnie skomponowana.
Truchlin to powieść dla młodzieży, która oczekuje naprawdę dobrej zagadki do rozwikłania, dusznej, przepełnionej niepokojem atmosfery i naprawdę oryginalnej fabuły. Powieści, w której świat realny ustępuje temu, co wymyka się pojęciu ogółu. Powiedziałabym, że Truchlin ma w sobie steampunkowy realizm magiczny (wciąż bliskie jest mi skojarzenie z Zimową opowieścią Helprina), a autor wprowadza go bardzo sprawnie, stopniowo odkrywając karty, a jednocześnie bardzo obrazowo dając nam go odczuć. Podczas lektury niemal czujemy zapach rdzy i stęchlizny, widzimy łuszczącą się farbę i mroczne zaułki ulic. I ludzi, którzy wydają się nieco bardziej szarzy, niepokojący, wilkiem patrzący na obcych. Takiej atmosfery nie znalazłam w żadnej powieści dla młodzieży.
Sama fabuła finałowej części wciąga od pierwszych stron. Autor daje czytelnikowi ledwie kilka chwil na przypomnienie sobie wydarzeń z części poprzednich i po chwili już wprowadza nowe tajemnice, kusi niezwykłą, niebezpieczną przygodą. Po części poświęconej na konieczną ekspozycję świata przedstawionego akcja zaczyna przyspieszać, a napięcie rośnie z rozdziału na rozdział.
Ciekawie rozwijają się tu relacje samych bohaterów. Dwójka, która się ostała z wchodzącego w cykl trojga przyjaciół, też nie do końca się dogaduje. Ale - zaskakująco, pojawia się Tonda, a mimo nie najlepszych relacji w grupie, gdy jednej osobie grozi niebezpieczeństwo, pozostali ruszają na odsiecz. W ten sposób Matocha w ramach tej emocjonującej, mrocznej historii, zawiera piękną opowieść o przyjaźni, o radzeniu sobie z przeciwnościami losu i o chwilach zwątpienia, które nie muszą oznaczać definitywnego końca.
Vojtech Matocha doskonale doprowadził swoją opowieść do finału, po trosze spodziewanego, po trosze zaskakującego, domykając wszystkie wątki i pozostawiając czytelnika z poczuciem literackiego spełnienia. Świetnie obmyślił tę powieść wymykającą się gatunkowym ramom, podszytą realizmem magicznym, ale też na poziomie emocji bardzo uniwersalną i prawdziwą. Dobrze buduje napięcie i nie powiela fabularnych schematów, a jego powieść staje się domknięciem przemyślanego cyklu, którego lektura sprawi frajdę zarówno młodszym, jak i nieco starszym odbiorcom.
Komentarze
Prześlij komentarz