Marcel Woźniak, Rzeźnik z Lyonu [Filia na faktach]
Czytanie o wojnie i zbrodniach nazistowskich nie wydaje się szczególnie pociągającą rozrywką. Ba, z rozrywką czytelniczą nie ma nic wspólnego. A jednak do takich historii od zawsze mnie ciągnęło. Nie zawsze przecież musimy szukać w literaturze eskapizmu. Sięgając po książki o tematyce wojennej, czuję potrzebę, by wiedzieć więcej, choć z wiedzą nie zawsze przychodzi zrozumienie. Egzekutor Marcela Woźniaka (o którym jeszcze na blogu napiszę) był dla mnie swego rodzaju odkryciem, po którym na Rzeźnika z Lyonu czekałam już niecierpliwie.
Jest to powieść oparta na faktach, czyli beletryzowana historia życia nazisty Klausa Barbiego, o którym pewnie wiele osób wcale nie słyszało, choć należał do jednych z brutalniejszych oprawców. Może dlatego, że terenem jego działania były Holandia czy Lyon, a nie Polska. Co nie znaczy, że historia jest mniej warta uwagi. Śmiem twierdzić, że wręcz przeciwnie - i to nie tylko ze względu na metody działania Barbiego, ale też na jego późniejsze losy i powojenne rozliczenia.
Barbie był w Lyonie dowódcą Gestapo i słynął z niebywałego okrucieństwa: mordów, gwałtów i tortur. Osobiście katował wielu pojmanych mężczyzn i kobiet, posłał do gazu 44 żydowskich dzieci. A po wojnie... zniknął. Dopiero w 1970 roku został rozpoznany na zdjęciu w gazecie. Ukrywał się w Boliwii pod nazwiskiem Altmann, a sprawę jego ekstradycji i procesu śledzono z zapartym tchem.
Doceniam wyzwanie, jakie postawił przed sobą Marcel Woźniak. Biorąc na warsztat temat nazistowskich zbrodniarzy, mógł stworzyć powieść o postaciach powszechnie znanych i kojarzonych. Dostępność materiałów o takich postaciach, zwłaszcza działających na terenie naszego kraju, jest dobrze udokumentowana, a materiały łatwo dostępne ze względu na liczbę publikacji. Tymczasem już po raz drugi (po wspomnianym Egzekutorze ) skupił się na postaci właściwie w szerokiej świadomości nieistniejącej, powiem więcej - na postaci, której działalność nie miała żadnego szerszego związku z wojenną historią Polski. Wykonał niebagatelną pracę researcherską, przygotowując gruntownie umocowaną w faktach opowieść.
Rzeźnik z Lyonu to historia beletryzowana, a więc z dopuszczalną dozą sytuacji wyimaginowanych, jednak elementy fikcyjne stanowią zaledwie ułamek całości, a wszystkie kluczowe elementy powieści znajdują odzwierciedlenie w faktach. Do tego autor skrzętnie wyjaśnia w posłowiu, jakie motywy są efektem jego własnych przypuszczeń czy też zwyczajnie stworzone na potrzeby dramaturgii powieści. Natomiast w znaczącej części prezentowana w książce historia jest ufabularyzowaną wersją faktycznych zdarzeń i czynów.
Bohatera książki mamy szansę poznać od lat dziecięcych, zyskując wgląd również w jego sytuację rodzinną. Pozwala nam to przyjrzeć się etapowi formowania psychiki przyszłego zbrodniarza wojennego pod wpływem rodziców - mentalnie nieobecnej matki i zniszczonego przez przeżycia na froncie wielkiej wojny ojca - i dziadków, pod wpływem kolegów i nauczycieli. To tło skłania do refleksji nad przyczyną sadystycznych skłonności Barbiego i niejako wymusza pytanie, czy jednak jest to jakimkolwiek usprawiedliwieniem w kontekście skali okrucieństwa, jakie prezentował.
Fascynująca i przerażająca historia Klausa Barbiego prezentowana jest nieco skokowo, pomiędzy poszczególnymi etapami życia i kariery w strukturach faszystowskich, daje jednak całościowy obraz jego "dokonań". Fabularyzacja opowieści sprawia, że jest ona nieco bardziej przystępna dla czytelnika, jednocześnie zachowuje swoją moc dokumentowania historii.
Marcel Woźniak nieco eksperymentuje z formą, to referując z reporterskim zacięciem, to fabularyzując przekaz. Dopisuje dialogi, zakreśla tło, wybiega odrobinę w przyszłość, by znów cofnąć się do konkretnej sceny. To dlatego ma się wrażenie, że książka stoi jakby w rozkroku między reportażem a powieścią, ale w moim odczuciu nie stanowi to problemu w odbiorze. Sceny fabularyzowane ubarwiają historię - jak scena spotkania Barbiego z opisywanym w Egzekutorze Landauem, a reporterski ton uwiarygadnia całą historię.
To nie jest powieść lekka, łatwa i przyjemna, ponieważ jej bohater był człowiekiem skrajnie okrutnym. Z tego też względu znalazły się tu opisy brutalnych praktyk przesłuchań, w jakich się Barbie specjalizował i trudno nad nimi przejść do porządku dziennego. Jednak - co zaznaczam wyraźnie - każda z opisywanych scen została wprowadzona celowo, jest umocowana w faktach i nie ma w nich nic z nadmiernego epatowania makabrą, To mocne sceny, jednak przytaczane z reporterską powściągliwością, z szacunkiem wobec ofiar i czytelników. Bez zbędnych "przymiotników", krótko i treściwie. Ten sposób nie umniejsza skali horroru, który stał się doświadczeniem ofiar Barbiego, ale też nie ma tu miejsca na dodatkowe udramatyzowanie scen. Wręcz przeciwnie, powściągliwa relacja uderza w świadomość odbiorcy mocniej niż kilkustronicowy opis. Bo nie da się zapomnieć, że jest to zapis faktycznych zdarzeń i autentycznego cierpienia.
Jednym z ciekawszych dla mnie wątków książki okazał się nie tyle zapis wojennej działań Barbiego, a wydarzenia powojenne. Gorzka refleksja na temat działań amerykańskiego wywiadu, który pomagał nazistowskim zbrodniarzom, we współpracy z Watykanem, unikać odpowiedzialności w Europie ze względu na "wartość", jaką dana osoba miała dla amerykańskich służb. Tym bardziej boleśnie wybrzmiewa świadomość, czego Barbie uczył CIA. Interesujące okazuje się też tło procesu Barbiego, działania jego obrońcy i konfrontacja społecznej i historycznej świadomości Francuzów z zarzutami pojawiającymi się podczas procesu.
Jeśli zastanawiacie się, czemu warto po tę książkę sięgnąć, to w odpowiedzi przytoczę słowa Eliego Weisela, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, które padły na procesie Barbiego: "Chodzi o pamięć, ponieważ morderca zabija dwa razy. Pierwsza śmierć ma miejsce wówczas, kiedy zabójca popełnia morderstwo. Druga śmierć jest wtedy, gdy sprawca próbuje zatuszować ślady tej zbrodni, wymazać ją z historii. Nie mogliśmy powstrzymać tej pierwszej śmierci, ale rzecz w tym, by powstrzymać tę drugą. Bo jeśli zabójca jest winny tej pierwszej zbrodni, to winnymi tej drugiej będziemy już my, nie on. To od nas zależy, co zrobimy z pamięcią o tych, którzy zginęli. To nasza odpowiedzialność"*. Książki takie jak ta, napisane z wyczuciem i możliwie wierne faktom, mimo iż nie są stricte reportażami, także pomagają zachować pamięć o zbrodniarzach i ofiarach. Ale książka "żyje" tylko wtedy, gdy jest czytana.
Rzeźnik z Lyonu to wartościowa i wciągająca, choć jednocześnie bolesna lektura. Portret człowieka będącego niemal modelową wypadkową patologicznych wpływów rodziny i środowiska, który idealnie odnalazł się w swoich czasach i wykorzystał daną mu władzę. Człowieka, przy którym słowo "zezwierzęcenie" jest obrazą dla zwierząt. Oparta na faktach historia, o której nie powinno się zapominać, ale też skłaniająca do refleksji nad kwestiami winy i kary. Świetnie przedstawiony fragment historii XX wieku, pokazujący jednocześnie - dzięki opisaniu procesu - że nie zawsze winni stają przed sądem. Jak dla mnie to najlepsza książka autora od czasu biografii Tyrmanda, pokazująca, że właśnie Marcel Woźniak stawia sobie poprzeczkę wysoko, ma reporterskie zacięcie i bardzo dba o drobiazgowy research. Nie jest łatwo tę książkę wyrzucić z głowy.
Autor: Marcel Woźniak
Tytuł: Rzeźnik z Lyonu
Wydawca: Filia na faktach
Egzemplarz własny.
*cyt. za: M. Woźniak, Rzeźnik z Lyonu, Poznań 2022, s. 5.
Komentarze
Prześlij komentarz