Mason Deaver, Wszystkiego, co najlepsze [We Need YA]
W pierwszym odruchu chciałam napisać, że literatura queer przeżywa obecnie swoisty renesans. Ale trudno o nim mówić, skoro wcześniej nie było okresu silnej reprezentacji tej społeczności w książkach. Lepszym słowem na określenie obecnej sytuacji na rynku wydawniczym będzie rodzący się boom na literaturę queer. Cieszy mnie, że również polscy wydawcy dostrzegają ogromne zapotrzebowanie na tego typu książki, zarówno te skierowane do młodzieży, jak i te dla dorosłych. O tym, jak jest ono duże, świadczyć może choćby sukces komiksów Heartstopper, ale nie tylko. Mnie samą bardzo ciekawi sposób reprezentowania osób LGBTQ+ w literaturze, także young adult, jako tej, która dociera do młodzieży i osób dorosłych i siłą rzeczy ma wpływ na to, jak postrzegają one tę społeczność oraz siebie samych. Dlatego od pierwszej wzmianki zapragnęłam przeczytać powieść Mason Deaver pt. Wszystkiego, co najlepsze.
Ben ma osiemnaście lat i jest osobą niebinarną. Jest tego świadome od jakiegoś czasu. Kiedy ujawnia się przed rodzicami, zostaje wyrzucone z domu. Nie wie, co ma ze sobą zrobić, więc dzwoni do siostry, z którą nie widziało się od jakichś dziesięciu lat, kiedy Hannah jednego dnia wyniosła się z domu i odcięła od rodziców, pozostawiając Ben z nimi. Będzie teraz mieszkać z siostrą i jej mężem, jest też zmuszone do zmiany szkoły. W nowym miejscu nie zamierza się ujawniać. Prawdę o Ben znają tylko Hannah i Thomas.
Ben zmaga się ze stanami lękowymi, napadami paniki i depresją. Wspierają jeno siostra i szwagier oraz terapeutka. W nowej szkole Ben stara się pozostać niezauważone, ale te próby torpeduje Nathan, zabawny, charyzmatyczny uczeń, który bierze Ben pod swoje skrzydła i próbuje rozbić skorupę zobojętnienia, którą Ben się otoczyło. To dzięki Nathanowi Ben uczy się, czym jest przyjaźń, a dzięki wirtualnej znajomości z Mariam stara się zrozumieć samo siebie.
Wydawca zapewnia, że Wszystkiego, co najlepsze to pierwsza w Polsce powieść z niebinarną osobą narratorską. Zaciekawiła mnie z kilku względów, także językowo. Przekład Artura Łukszy ze wsparciem - jak się domyślam - zespołu redakcyjnego to kawał świetnie zrobionej pracy. Nie miałam okazji porównać tekstu z choćby fragmentami oryginału, jednak domyślam się, że przygotowanie polskiego tłumaczenia było nie lada wyzwaniem. W języku polskim nie chodzi bowiem jedynie o zaimki (niebinarne they/them przełożono jaki ono/jenu), ale o wyraźnie płciowo nacechowane końcówki rodzajowe czasowników. Formy czasownika, jakimi się posługujemy, mówiąc, wyraźnie wskazują na naszą płeć (trochę upraszczam, ale nie chodzi mi o lekcję gramatyki języka polskiego). Nie jesteśmy przyzwyczajeni do płciowej neutralności wypowiedzi, dlatego formy "poszłom", "chciałom" zdają się brzmieć nienaturalnie. Ale właśnie dzięki publikacjom takim jak ta mamy szansę budować większą językową świadomość, wrażliwość i oswajać się z tym, co kształtuje język osób niebinarnych. W końcu one są częścią społeczeństwa i zasługują na językową reprezentację.
Dzięki tej historii osoby niebinarne mają wreszcie swojego reprezentanta w literaturze. Choć jest to literacka fikcja, wiem, że osoba autorska czerpie ze swoich osobistych doświadczeń, dzięki czemu niebinarna młodzież ma szansę porównać swoje osobiste historie z tą książkową, poczuć mniejsze osamotnienie, zobaczyć, że same mają znaczenie i są - jakkolwiek niepoprawnie to zabrzmi - godne, by stać się centrum fabuły. Dla pozostałych czytelników - także spoza społeczności queer - jest to doskonała lekcja dotycząca niebinarności. Nie tylko zawiera szereg istotnych informacji o tym, na czym niebinarność polega, ale też pokazuje, z czym osoby niebinarne się zmagają i jak można im ułatwić funkcjonowanie. Historia Ben to świetna lekcja tolerancji dla wszystkich czytelników.
Pomijając kwestię reprezentacji w literaturze i zagadnienia językowe, Wszystkiego, co najlepsze to świetna, wciągająca i poruszająca powieść o znacznie bardziej uniwersalnym wydźwięku. To historia toksycznych relacji rodzinnych i braku wsparcia ze strony rodziców, o znajdowaniu bezpiecznej przystani, która pomaga zmierzyć się z traumami. O przyjaźni, która jest siłą i wartością. A także o rozwijającej się nieśmiało pięknej miłości. To książka zapadająca w pamięci. Momentami bardzo bolesna, trudno przy niej nie uronić łzy, a jednocześnie tak ciepła i pełna nadziei. Pełne uroku love story, które niczym światełko w tunelu rozprasza cienie. Jednocześnie jest to historia szczera, niebagatelizująca kwestii bolesnych. Prawdziwa na tyle, na ile prawdziwa może być literacka fikcja.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, gdzie po raz pierwszy spotkaliście queerowego bohatera? W jakiej książce lub filmie i jaką miał tam do odegrania rolę? Od dawna zastanawia mnie, czy to, jak i kiedy stykamy się z tematem społeczności LGBTQ+ wpływa na nasze jej postrzeganie. Myślę, że mniejszości mają głęboką potrzebę dostępu do literatury czy filmu, w których znajdą odzwierciedlenie swoich przeżyć i problemów. Jednocześnie wierzę, że szeroka reprezentacja różnych tożsamości i orientacji przyczynia się do kształtowania tolerancji. Historie takie jak w książce Deaver pomagają dostrzec, że tak naprawdę wcale się między sobą nie różnimy. Wszyscy pragniemy być zrozumiani, akceptowani i kochani. Niezależnie od tego, jak definiujemy swoją płciową tożsamość. A miłość... miłość jest po prostu piękna.
Wszystkiego, co najlepsze to niesamowita powieść. Skierowana do młodych dorosłych, ale warta polecenia odbiorcom w różnym wieku. Choć operująca schematami właściwymi dla gatunku, opowiadająca wyjątkową historię wyjątkowej osoby. Napisana ze szczerością i wrażliwością, a także doskonale przełożona na język polski, z zachowaniem akceptowalnych przez osoby niebinarne form gramatycznych. Piękna i poruszająca lekcja tolerancji i pełna ciepła opowieść o uczuciach. Zawładnęła mną od pierwszej strony i myślę, że zostanie ze mną na długo.
Autor: Mason Deaver
Tytuł: Wszystkiego, co najlepsze
Tłumacz: Artur Łuksza
Wydawca: We Need YA
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz