Maja Lunde, Ostatni [Wydawnictwo Literackie]

 Maja Lunde, Ostatni [Wydawnictwo Literackie]

Mimo że zmiany klimatyczne są coraz bardziej odczuwalne (wystarczy przywołać niemal bezśnieżne zimy czy ubiegłoroczne pożary lasów) i wywierają coraz bardziej znaczący wpływ na przeciętnego człowieka, wciąż rozmowy o nich spychane są do sfery dywagacji. Politycy traktują temat jak zgniłe jajo, którego lepiej nie ruszać, a choć coraz więcej jest osób świadomych tego, w jak przełomowym dla środowiska momencie żyjemy, oddolne inicjatywy są wciąż za słabe, by wywrzeć wpływ na decydentów. Dlatego właśnie tak ważne jest każde działanie szerzące świadomość, a może i inspirujące ludzi do działań na rzecz zmian systemowych w zakresie ochrony środowiska. I - choć niektórym może wydawać się to niewiarygodne - pomóc w tym mogą książki, nie tylko non fiction, ale i zaangażowane powieści, o ile przyciągną czytelników.

Norweska autorka Maja Lunde zaplanowała cykl powieści, które skupiać się będą wokół zmian klimatycznych i projekcji ich skutków, czyli tzw. Tetralogię klimatyczną. Otworzyła ją wyśmienita Historia pszczół, która skupiała się na fascynacji pszczelarstwem, a przede wszystkim na doniosłej roli, jaką w ziemskim ekosystemie odgrywają te małe owady i unaoczniła czytelnikom, z czym może wiązać się ich wyginięcie. Następnie pojawił się Błękit, powieść, która skupia się wokół wody i poruszyła mnie głęboko, ponieważ nie mogę pozbyć się uporczywej myśli, że los głównego bohatera może w przyszłości stać się losem mojego syna i jego dzieci. 13 stycznia natomiast swoją premierę będzie miała trzecia już książka z cyklu pt. Ostatni.

Z tym tytułem mam pewien językowy problem, ponieważ słowo "ostatni" w tej właśnie formie może oznaczać zarówno mężczyznę/człowieka w liczbie pojedynczej (ten ostatni) lub też ludzi (w liczbie mnogiej - ci ostatni). Z pomocą nie przyszedł mi tytuł oryginału, który brzmi "Przewalskis hest" - koń Przewalskiego - i swoją drogą nie do końca rozumiem decyzję polskiego wydawcy wprowadzającego zmianę. Po lekturze stwierdzam, że wiele interpretacji, nie tylko w odniesieniu do ludzi, może znaleźć swoje uzasadnienie, ja postanowiłam przyjąć, że to forma w liczbie mnogiej - wy możecie czynić dowolnie.


Maja Lunde, Ostatni [Wydawnictwo Literackie]

Akcja - jak to w serii Lunde - dzieje się w kilku płaszczyznach czasowych - tym razem w trzech (tak jak w pierwszej, w drugiej płaszczyzny były dwie) i kilku miejscach: w Rosji w 1881 r., w Mongolii w 1992 r. oraz w Norwegii w 2064 r. (tak tak, przeliczcie sobie, ile będziecie mieli wtedy lat...). Tym razem spoiwem dla trzech pozornie odrębnych historii są konie Przewalskiego. 

W pierwszej historii mamy Michaiła, zastępcę dyrektora zoo, który dowiaduje się o cudownym odkryciu Przewalskiego i marzy o sprowadzeniu okazów tego gatunku. Chce zatrudnić łowcę zwierząt, a ten mobilizuje go do osobistego udziału w wyprawie. Będzie to obfitująca w trudy podróż, którą zakończą odkrycia nie tylko natury przyrodniczej, ale i osobistej. 

Druga historia opisuje losy Karin, która specjalizuje się w opiece nad końmi Przewalskiego i wyjeżdża do Mongolii, by przywrócić stado w ich naturalne środowisko. Towarzyszy jej dorosły syn od lat zmagający się z uzależnieniem od narkotyków i nieustannie szukający swojego miejsca na świecie.

Trzeci wątek dotyczy Evy i jej córki Isy, które żyją samotnie na farmie. Eva prowadzi rodzinne gospodarstwo, które kiedyś zajmowało się ochroną zagrożonych gatunków, teraz jednak, gdy cały świat trawiony jest kryzysem, jej praca wydaje się znaczyć niewiele. Gdy miasta i wsie wyludniają się, a ich mieszkańcy zmieniają w tułaczy i uchodźców, gdy brakuje żywności i właściwie każdego produktu, o jakim moglibyśmy pomyśleć, praca na rzecz ginących gatunków wydaje się bezcelowa. Właśnie tak postrzega ją Isa, która marzy o tym, by opuścić podupadającą farmę. Eva z kolei kurczowo trzyma się tego, co zna i kocha (a kocha konie Przewalskiego i zdaje się rozumieć je bardziej niż ludzi), a relacje matki i córki pogarszają się z dnia na dzień. Aż w ich domu pojawia się Louise i tajemnica, którą skrywa w sobie.

Ostatni Mai Lunde to przykład literatury zaangażowanej, w której przekaz liczy się tak samo jak dopracowana fabuła i walory literackie. Jest w pewnym stopniu manifestem, ale nie można nic zarzucić jej pod względem prowadzenia akcji i dramaturgii, a także - co najważniejsze - pod względem wiarygodności. Bo Maja Lunde jest doskonałą obserwatorką rzeczywistości i historie, które opowiada, wynikają z tej właśnie obserwacji. To ich wiarygodność sprawia, że są tak poruszające.

Żadna z historii opowiedzianych przez Lunde w tej powieści nie jest potraktowana po macoszemu i wyraźnie widać, że każda została dobrze przemyślana. Autorka tworzy z nich epicką opowieść o miłości do przyrody i wartości, którą ona wnosi do życia ludzi - nie tylko fizycznego i duchowego. Ale - co ważne - nie skupia się jedynie na tym. Lunde interesują relacje między ludźmi, często trudne i pogmatwane, które czasem w kontakcie z naturą potrafią się wykrystalizować, choć nie zawsze. Związki przyjacielskie, miłosne, rodzinne, w jakie wchodzą bohaterowie, są zwyczajne, prozaiczne, a zarazem bardzo zindywidualizowane i jednostkowe, niepowtarzalne. Wszystko, co dzieje się między postaciami, jest głęboko autentyczne i nawet jeśli z wyborami czy postawami poszczególnych bohaterów nie do końca się zgadzamy, to dzięki Lunde możemy je zrozumieć, przyjrzeć się im dokładnie na poziomie intelektualnym, ale i emocjonalnym.

Dzięki autorce możemy przeżyć radość odkrywania dzikiej przyrody oczami Michaiła, a także śledzić rozwijającą się relację z towarzyszem podróży. Z Karin walczymy z demonami przeszłości i walczymy o przywrócenie naturze jednego z fascynujących gatunków, jednocześnie przyglądając się jej niemocy nawiązania emocjonalnej więzi z własnym synem. Ale - jak można się spodziewać - to wizja przyszłości jest tu najsilniej zaakcentowana. Przyszłości smutnej, trudnej, ale i - niestety - bardzo prawdopodobnej, bo właśnie w tym kierunku wszyscy zmierzamy. Lunde nie stara się jednak szokować opisami spektakularnych katastrof, ale w bardzo kameralnej opowieści pokazuje, jak te zmiany wpłyną na zwykłych ludzi. Jak przyjdzie im zmagać się z coraz nowymi trudnościami w rozpadającym się świecie, dzień po dniu godzić z utratą tego, co jeszcze nie tak dawno uznawaliśmy za pewnik. Obrazuje rozpad nie tylko przyrody, ale i całych społeczności, zanik więzi, niechęć do obcych i towarzyszący każdego dnia lęk o siebie i najbliższych. W uprzemysłowionym świecie odcięliśmy się natury i zapomnieliśmy, jak bardzo jesteśmy od niej zależni. To właśnie pokazuje nam autorka.

Można by pokusić się o stwierdzenie, że dla manifestowanego przekazu wystarczyłaby ta jedna historia, jednak Lunde nie zadowala się półśrodkami. Jej opowieści dają nam szeroką perspektywę, ogląd tego, co było kiedyś, jest teraz i być może w przyszłości. Pokazują coraz mniej dostępną nam radość odkrywania tajemnic przyrody, osamotnionych ludzi walczących o ocalenie choć jej jednego skrawka i tych, którzy poniosą konsekwencję wieloletniego ignorowania zmian klimatycznych i braku podejmowania działań niwelujących ich rozwój. Każda z historii kreowanych przez autorkę pisana jest zarówno rozumem, jak i emocjami. Z jednej strony widać przemyślaną fabułę, dobrze nakreślonych bohaterów, konsekwentnie przedstawiany ciąg zdarzeń, z drugiej strony czuć kipiące między wersami emocje, które nie pozostają dla odbiorcy "papierowe".

Ludne jest świetną opowiadaczką. Nie pędzi z fabułą, pozwala jej rozwijać się stopniowo, zostawiając dla czytelnika miejsce na doświadczenie i przeżycie tego, co przeżywają i czego doświadczają bohaterowie, a jednocześnie nie można tym historiom odmówić dramaturgii. Konsekwentnie budowane napięcie narasta, by zawładnąć czytelnikiem i nie opuścić go aż do finału, przy czym autorka rozgrywa fabularny dramat nie tylko dzięki napięciu, ale i niesamowitej atmosferze swoich opowieści. Wypuszcza w świat ostrzeżenie, apel do nas wszystkich, nie zaniedbując przy tym literackiej warstwy swoich książek. Korzysta z różnych narracji, dywersyfikuje środki wyrazu, dbając przede wszystkim o jakość, ale i nie pozbawiając odbiorcy przyjemności, jaką daje lektura. To jest godna podziwu umiejętność, by angażując się tak wyraźnie w sprawę, nie zapomnieć, że lektura - choć czasem niewygodna - musi sprawić czytelnikowi także przyjemność.

Ostatni to powieść wciągająca, poruszająca i głęboko zapadająca w pamięci. Z trzema wyjątkowymi, splatającymi się w jedną całość, nieco nostalgiczna, a w swej wizji przyszłości przytłaczająca, ale i dająca nadzieję. Ta książka zmusza do myślenia, konfrontuje nas z niewygodną prawdą o naszym wpływie na środowisko i szkodach, które już poczyniliśmy, a jednocześnie nie koncentruje się tylko na jednym temacie, Lunde nie ucieka bowiem od próby zrozumienia człowieka - tego, co go motywuje, pasjonuje, tego, jak łaknie drugiego człowieka, nawet gdy pozornie wszystkich odrzuca. To literatura wysokiej próby, a jednocześnie bardzo przystępna.

Każda z powieści Lunde jest osobną całością, a jednocześnie tworzą spójny cykl, który łączy się nie tylko tematycznie, ale w drobnych aspektach także fabularnie. W Ostatnich zaczyna to być najbardziej widoczne (choć nadal powieść można czytać bez znajomości poprzednich) i jednocześnie wysoko stawia poprzeczkę książce, która jeszcze przed nami. Nadal emocjonalnie najbardziej czuję się związana z Błękitem, jednak Ostatni utrzymują wysoki poziom literacki cyklu, spełniając każdą pokładaną w nich nadzieję. To książka mądra, poruszająca i wciągająca, a jednocześnie bardzo boleśnie prawdziwa. A choć autorka nie zamierza rzeczywistości lukrować i nie serwuje nam nierzeczywistego happy endu, jednocześnie zostawia - jak światełko w tunelu - nadzieję. Bo czym byłby świat, bez odrobiny nadziei?

Autor: Maja Lunde
Tytuł: Ostatni
Tłumacz: Mateusz Topa
Wydawca: Wydawnictwo Literackie



Komentarze

  1. Jak ja nie lubię, jak wydawcy tak bez potrzeby ingerują w tytuły. Zupełnie nie rozumiem, czemu tutaj ten tytuł zmieniono. Tej ani innych książek autorki jeszcze nie czytałam, ale mam w planach wszystkie. Nie wiedziałam jednak dotąd, że układają się one w planowany cykl. Dziękuję za tę informację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, sam tytuł nie jest może zły, pewnie nawet zbytnio bym nie dociekała, gdyby nie językowy kłopot, jaki sprawia, bo nie jestem pewna, jak, jak odmieniać, np. "w Ostatnim" czy "w Ostatnich" i żeby tego uniknąć, musiałabym ciągle pisać "w powieści Ostatni". Liczyłam, że powie mi coś oryginał, a tam... zupełnie inny tytuł. No i teraz się zastanawiam dlaczego, czy słusznie i co ta zmiana wnosi do odbioru powieści, bo przecież nie był to tytuł nieprzetłumaczalny...
      Tak, powieści układają się w cykl, ale spokojnie można czytać je niezależnie (choć Ostatnich lepiej po Błękicie).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty