Bryn Greenwood, Wszystko, co brzydkie i cudowne [Papierowy Księżyc]
Powiem wam, że pewnie większość z was takiej historii jeszcze nie czytała (nawet jeśli czytaliście "Lolitę", ponieważ tam fabuła rozgrywa się na bazie zupełnie innych emocji), a ja sama nie pamiętam kiedy obyczajowa historia z wyraźnym wątkiem romansowym pochłonęła mnie tak bardzo i do tego do ostatniej chwili ściskała żołądek i serce. Bo to nie jest typowa historia i niejednemu sprawi trudność w odbiorze.
To jest historia o miłości, która jest dla nas niemal nie do zaakceptowania, bo o ile dziesięć lat różnicy nie robi wrażenia, gdy młodszy z zakochanych dobrze przekroczy dwudziestkę (zauważcie, że przy pełnoletnich, ale nastolatkach patrzylibyśmy jeszcze na związek podejrzliwie), o tyle nasz moralny alarm będzie wprawiał nas w drżenie, gdy tylko pomyślimy o tym, że dwudziestokilkulatek może pokochać ośmio-, dziesięcio- czy trzynastolatkę. A właśnie z tym przyjdzie się mierzyć nam podczas lektury. To wstrząsające przeżycie, dlatego łatwo nam zrozumieć, że tą "miłością" zaniepokojeni są niektórzy dorośli bohaterowie (w tym ciotka Wavy, która raz po raz pojawia się w jej życiu). A jednak, gdy z tak bliska przyglądamy się dramatycznym losom Wavy, sytuacji rodzinnej i emocjonalnej w jej domu, a potem widzimy, jak szczerym i silnym uczuciem darzy dziewczynkę Kellen, jak staje się dla niej jedynym punktem oparcia - osobą, która zawozi do szkoły, dopinguje w nauce, dba o to, by jadła i miała się w co ubrać, a przy tym naprawdę niczego nie żąda w zamian, trudno jest nie zacząć kibicować temu uczuciu. Ale nawet wtedy nie przestaniemy drżeć, bo wszystko w co dotąd wierzyliśmy, jeśli chodzi o relacje między dorosłym a dzieckiem, zostaje skonfrontowane z tą bulwersującą, ale i wzruszającą historią.
Ta książka jest dokładnie taka, jak jej tytuł - brzydka i cudowna. Brzydkie jest niemal wszystko, co spotyka Wavy - od dziecka niszcząca jej psychikę matka, z nastrojem skaczącym od euforii po depresję, potęgowaną alkoholem, narkotykami i zazdrością o męża; niezainteresowany ojciec, który trudni się wytwarzaniem i rozprowadzaniem narkotyków, a do tego non stop prowadza się z kolejnymi kochankami... Rodzice nauczyli dziewczynkę tylko nieufności wobec innych i niskiego poczucia własnej wartości. Ale jest też ta cudowna strona książki - czyli miłość, Kellen jako opiekun i obrońca, Kellen jako jedyna ostoja, i uczucie, którego kiełkowanie i wzrost obserwujemy od samego początku. To uczucie jest piękne, to uczucie jest też w naszym mniemaniu niemoralne. Czyste i brudne jednocześnie. I do samego końca trwamy w rozdarciu.
Na tym rozdarciu zbudowane jest całe napięcie w książce. Bo to mogłaby być jeszcze jedna książka o miłości dziewczyny z trudną przeszłością i równie poturbowanego przez los chłopaka, którzy wspólnie budują sobie lepszą przyszłość. Ale ten jeden drobiazg - wiek Wavy i wiek Kellena - sprawiają, że choć bardzo chcemy im kibicować, nie możemy tego zrobić z czystym sumieniem. Wszystko co wiemy i w co wierzymy zostaje skonfrontowane z uczuciem, które z jednej strony dobrze rozumiemy, ale którego nie potrafimy do końca zaakceptować.
Bryn Greenwood napisała książkę szokującą i wstrząsającą, a jednocześnie na swój sposób piękną, choć nie każdy będzie umiał się z tym pogodzić. Zbudowała napięcie i umiejętnie je podsycała. Odwołując się do serca czytelnika, jednocześnie zmusza umysł do wytężonej pracy, do analizy wydarzeń w zestawieniu do norm społecznych, które mamy w sobie głęboko zakorzenione. I dlatego tę książkę można pokochać, albo znienawidzić, ale nie da się pozostać wobec niej obojętnym.
Świetnie nakreślone postaci pierwszoplanowe z dramatyczną historią to jedno, ale autorka nie zapomniała o postaciach pobocznych, które mają nie tylko dodawać coś do historii bohaterów, ale też pokazują, jak relacja Wavy i Kellena wygląda z boku. Niektóre pojawiają się tylko na chwilę, niczym przypomnienie, że jest jakiś świat poza dziewczyną i mężczyzną i ten świat także jest rozdarty, gdy obserwuje tych dwoje, tym bardziej że wie o tej miłości tylko ułamek tego, co my, czytelnicy, wrzuceni w sam środek świata Wavy. Inne mają zasadniczy wpływ na ich postępowanie i losy i choć czasem reprezentują świat, który znamy i rozumiemy, nie jesteśmy w stanie do końca je popierać. Kolejny dysonans, który wyprowadza nas z równowagi.
Autorka zdecydowała się na zabieg wielogłosowej pierwszoosobowej narracji, w której centrum stoją oczywićie Wavy i Kellen, ale głos zabierają także inne osoby - kuzynka, babcia, nauczycielka... Jedne pojawiają się kilkukrotnie, inne tylko jeden raz, ale każda wnosi do historii coś ważnego. Oczywiście pierwszoosobowa narracja głosami Wavi i Kellena daje nam wgląd w sam środek tej historii, pozwala bardzo dobrze poznać bohaterów, ich przeżycia, myśli i intencje. To właśnie wiedza, jaką zdobywamy, obcując z nimi, związuje nas z bohaterami emocjonalnie i sprawia, że rozumiemy ich uczucia. Narracja postaci pobocznych daje nam rzut na tę historię z dystansu, prezentuje różne punkty widzenia i przypomina, jak postrzegani są główni bohaterowie przez ludzi, którzy nie znają ich tak dobrze, jak my, czytelnicy. Uwypukla to naszą, czytelników, uprzywilejowaną pozycję, dzięki której nie oceniamy bohaterów po pozorach (choć wcale nie zmniejsza to poczucia rozdarcia między naszym kodeksem moralnym a relacją dziewczynki i mężczyzny).
Co ważne - ta wielogłosowa narracja, choć bywa emocjonalna, jest też możliwie uporządkowana, lekka i wartka, dzięki czemu sam tekst nie przysparza nam problemów i możemy lepiej skupiać się na jego emocjonalnym wydźwięku. Jest tu mnóstwo dramatyzmu i zwrotów akcji, a jednocześnie wszystko znajduje swoje umotywowanie w tekście i świecie zewnętrznym. Ta historia wydaje się nieprawdopodobna, ale czerpie z tego, co prawdopodobne, jest też prawdziwa pod względem psychologicznym i choć jest o miłości - nie ma w niej nic bajkowego. Nawet zakończenie nie przerywa ciągu pytań, które zadajemy sobie w czasie lektury i książka długo trzyma nas w emocjonalnym szachu.
Ta historia - brzydka i cudowna zarazem - sprawia, że nie można przejść obok niej obojętnie, zmusza, by czytać ją bez wytchnienia, stawiać pytania, kwestionować każdy najdrobniejszy szczegół. Daje poczucie, że obcujemy z relacją, której kibicujemy wbrew samym sobie i chyba to jest jej największy atut - sugestywność, która sprawia, że to nie jest książka o emocjach, a wywołująca emocje - i to bardzo sprzeczne. Będą tacy, których ta historia odrzuci, będą też tacy, których zafascynuje, choć do końca nie będą umieli określić, dlaczego. A ponieważ zawsze uważałam, że dobra literatura musi poruszać (w ten czy inny sposób), muszę przyznać, że to świetna książka.
Wstrząsająca i szokująca historia. Plus za trafnie dobrany tytuł. Nie wiem, czy byłabym w stanie przez nią przebrnąć.
OdpowiedzUsuńTo już sama musisz ocenić, bo trudno mi powiedzieć. Z jednej strony świetnie się czyta, ale z drugiej wątek romantyczny oparty jest na bardzo kontrowersyjnej relacji.
Usuń