Stina Wirsen, Małe [Zakamarki]
Są książki, które krzyczą do nas, choć tekstu jest w nich niewiele. Które ściskają za gardło i wyciskają z oczu łzy, ale przede wszystkim traktują o sprawach ważnych w sposób, który przemawia do odbiorcy w każdym wieku. I właśnie taką książką jest Małe Stiny Wirsen - małą książką o wielkich sprawach.
Bohaterem książki jest Małe, który mieszka razem z Jednym i Drugim. Małe jest całkiem zwyczajnym Małym, lubi, gdy w domu jest spokojnie i miło, lubi być w przedszkolu, gdzie jest przyjaźnie i wesoło. A jednak w domu Małego nie wszystko jest takie, jak być powinno i Małe często jest bardzo smutne, choć nikomu o tym nie mówi. Nie wie o tym ani Pani w przedszkolu, ani Ktoś mieszkający w sąsiedztwie. A może powinni?
Małe to książka skierowana do najmłodszych odbiorców podejmująca bardzo trudny temat przemocy domowej. Przemocy zarówno psychicznej, jak i fizycznej - wszystkich tych zachowań, które krzywdzą małą osóbkę, którą mamy pod opieką. W tej historii nie zagłębiamy się w szczegóły rodzinnych kłótni, widzimy jedynie małą istotę, która cierpi i jest pozostawiona samej sobie. I choć ma wokół siebie osoby życzliwe, nikomu się nie zwierza. Ale to właśnie chwila, gdy wreszcie inni dorośli dowiadują się o jego problemie, okazuje się przełomowa.
Książeczka ma niewielki format i równie niewiele tekstu - na każdej stronie zaledwie jedna, góra dwie linijki. A jednak dzięki połączeniu grafik i tekstu autorka zdaje się wykrzykiwać więcej, niż powiedziano w niejednej obszernej publikacji. Prosty język po pierwsze pozwala dotrzeć do najmłodszego odbiorcy i zrozumieć przekaz, a po drugie nie odciąga uwagi od przesłania.
Oczywiście wiele w tej książce dzieje się między słowami - na wyjątkowych i bardzo wymownych ilustracjach. Są one rysowane jakby niewprawną kreską, stylizowaną nieco na niedbały styl dziecięcych kolorowanek. Ale - podobnie jak tekst - aż kipią od emocji. Za pomocą kolorów i zmiany dynamiki kreski autorka doskonale prezentuje zmiany nastroju bohaterów. Nawet bez znajomości tekstu rozpoznamy tu spokój, ciepło, smutek, przerażenie i gniew. I - co najważniejsze - właśnie te emocje rozpoznają dzieci.
Ta książka nie tylko pokazuje oblicza domowej przemocy. Ona przede wszystkim uczy, że każdy Mały ma prawo oczekiwać, że jego opiekunowie nie będą go krzywdzić i że powinien czuć się bezpieczny, a jeśli jest inaczej - powinien powiedzieć o tym jakiemuś dorosłemu, bo wokół są osoby, które mogą mu pomóc.
Dawno żadna książka tak bardzo nie rozłożyła mnie na łopatki. W tych kilkunastu zdaniach i kilkunastu ilustracjach tkwi taki emocjonalny ładunek, że naprawdę trudno go udźwignąć. Ale warto. Bo właśnie ta książeczka namacalnie pozwala spojrzeć na domową przemoc oczami Małego, który tkwi w samym oku cyklonu. I to uwrażliwia na każdy przejaw przemocy, choć wierzę, że każdy, kto po książkę sięgnie, już jest wrażliwy.
Zastanawiam się, nad właściwym odbiorcą takiej historii. Niestety, prawdopodobnie przeczytają ją swoim dzieciom rodzice, którzy nie są przemocowi, a maluchy, które miały się z tej historii nauczyć, że warto o trudnych sytuacjach w domu opowiedzieć komuś dorosłemu, wcale na nią nie trafią. A jednak warto, byśmy poznali Małego razem z naszymi dziećmi. Ta książka buduje wrażliwość i świadomość naszych dzieci. Możliwe, że dzięki nauce z tej właśnie książeczki pomogą komuś w swoim otoczeniu. Życzyłabym też sobie, by takie historie czytano dzieciom np. w przedszkolach - być może trafi ona na podatny grunt, być może komuś pomoże?
Ta mała wielka książka to jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy, jakie przyszło mi czytać. Pięknie wydana, oryginalnie i wymownie zilustrowana, z tekstem bardzo prostym, ale z czytelnym przesłaniem. Emocjonalne tornado, które młodego odbiorcę uczy o jego najważniejszym prawie - prawie do poczucia bezpieczeństwa - a dorosłemu przypomina, jak wielka odpowiedzialność za małego człowieka na nim spoczywa. Wirsen nie zasypuje nas potokiem słów, nie lukruje rzeczywistości, ale też nie dramatyzuje, w prostym i precyzyjnym przekazie odwołuje się do wrażliwości każdego odbiorcy. Sprawia, że zarówno w dorosłym, jak i dziecku aż kipi od emocji, ale przede wszystkim jest idealnym punktem wyjścia do trudnych, ale arcyważnych rozmów z dziećmi. Rozmów, na które często nie umiemy się zdecydować, ale które każdemu z nas są niezbędne - zwłaszcza dzieciom, które właśnie od nas mają uczyć się o tym, czego mogą oczekiwać od dorosłych.
To nie jest słodka historyjka na dobranoc ani książka, którą możecie podczytywać z dziećmi w wolnej chwili, ale naprawdę warto zaprosić tę opowieść do swego domu. Warto się nad nią pochylić, przeżyć ją, przemyśleć. Warto dzielić się nią ze wszystkimi dookoła, by w sercu każdego dorosłego zamieszkał Mały, który odezwie się w chwili, gdy będzie najbardziej potrzebny. I warto, by doświadczenie Małego nauczyło czegoś każde dziecko, które go pozna. Trzeba przyznać skandynawskim autorom, że nie dość, że nie stronią od podejmowania tematów trudnych w literaturze dla dzieci, to jeszcze robią to w sposób oryginalny i zapadający w pamięć. Choć ta historia boli, będę do niej z pewnością nie raz wracała.
Oby więcej takich książek!
OdpowiedzUsuńTeż sobie tego życzę!
Usuń