Charmaine Craig, Miss Birmy [Mando]
Kiedy wiele lat temu po raz pierwszy czytałam Dom duchów Isabel Allende, z fascynacją podszytą przerażeniem zagłębiłam się w rodzinną sagę, w której dramaty przeplatały się z przemianami społecznymi i politycznymi kraju, o którego historii nie wiedziałam zbyt wiele. I oto nagle przyszło mi znów poczuć bardzo zbliżone emocje, zagłębiając się w kolejną sagę osadzoną w historycznych realiach innego kraju, o którego przeszłości również wiem niewiele. I choć Miss Birmy Charmaine Craig to zupełnie inna opowieść, to obie te książki dostarczyły mi bardzo zbliżonych dobrych wrażeń.
Miss Birmy to opowieść oparta na faktach - na realnej historii Luizy Benson, która dwukrotnie zdobyła tytuł Miss Birmy. Nie jest to jednak opowieść o konkursie piękności czy wyłącznie o urodziwej kobiecie, a saga rodzinna wpisana w burzliwą historię tego egzotycznego kraju. Historia zaczyna się od dwojga zupełnie obcych ludzi, którzy nawet nie mówią w tym samym języku. On nie zna swoich prawdziwych korzeni, ona ma za sobą tragedię związaną z etnicznym pochodzeniem. Oboje są tak samotni, że decydują się na małżeństwo.
Luiza, ich córka i przyszła Miss Birmy, przychodzi na świat, gdy Birma pogrąża się w chaosie II wojny światowej. Dziewczynka zachwyca urodą, ale jej dzieciństwo jest bardzo burzliwe, co nie pozostaje bez wpływu na charakter, podobnie jak bolesna przeszłość rodziców. Cała rodzina doświadcza zarówno chwil radości w czasach prosperity, jak i wiele bólu najpierw w czasie japońskiej okupacji, oraz później, gdy ojciec angażuje się w walkę o prawa Karenów, wbrew dominującym u władzy Bamarom. Tak naprawdę udział Luizy w konkursach piękności niewiele miał wspólnego z chęcią brylowania na wybiegu. Ale też cena, którą przyjdzie zapłacić za wygraną, jest niemała.
Losy rodziny Bensonów to fascynująca lekcja historii Birmy, kraju ogarniętego wojną, konfliktami etnicznymi i politycznymi przewrotami. Tym bardziej ciekawa, że oparta na prawdziwych wydarzeniach, a do tego spisana przez córkę głównej bohaterki. Takich emocji, jakich dostarczyła mi lektura Miss Birmy, dostarczył mi wspomniany na wstępie Dom duchów Allende - obcowanie z realnymi ludźmi uwikłanymi w wielką historię.
Bardzo odpowiada mi sposób narracji, jaki przyjęła autorka, w której ustach historia Bensonów zdaje się bardzo realna, ale i chwilami alegoryczna. Ten nieco gawędziarski ton sprawia, że opowieść płynie przez kolejne lata i zdarzenia, ale nie pozwala czytelnikowi się znudzić. W sadze rodzinnej każdy z bohaterów zyskuje swój czas, każdego losy zostają opowiedziane w możliwie najdokładniejszy sposób, a wszelkie luki są zgrabnie wypełniane. Zdarzenia najbardziej znaczące bywają też przytoczone z perspektywy każdego z głównych "aktorów" tego dramatu.
Luiza to zdecydowanie intrygująca postać i daje się wyczuć również fascynację autorki tą bohaterką (a prywatnie jej matką), jednak nie mam wrażenia, że zdominowała ona opowieść. W tej historii ważni są również Ben, z jego potrzebą walki o sprawę, oraz - dla mnie najbardziej frapująca - wycofana, spokojna, a jednak pełna wewnętrznego ognia Khin.
Miss Birmy opowiada o wielkiej historii, ale też o rodzinnych, bardzo skomplikowanych relacjach, wynikających z poczucia wykorzenienia, z niezrozumienia, z rozbieżnych aspiracji. Są burzliwe koleje małżeńskiego losu, na który wpływają nie tylko charaktery Khin i Bena, ale też polityczne zawirowania, w które zostają wplątani. Są też wymykające się łatwym definicjom relacje między rodzicami i dziećmi, oscylujące gdzieś pomiędzy miłością a wzajemnym rozczarowaniem, oddaniem i zazdrością. Są to wątki równie fascynujące, co rozgrywające się w tle polityczne zmiany i przewroty.
Momentami można wyczuć, że emocjonalne zaangażowanie autorki sprawia, że nie umie na opisywaną historię spojrzeć całkiem obiektywnie i być może uszlachetnia pewne postaci bardziej niż powinna, jednakże nie ma to większego wpływu na odbiór całości. Za to zdecydowanie zaletą powieści jest to, jak autorka z jednej strony snując swoją opowieść rodzinną, przeprowadza czytelnika przez zawiłości historii Birmy, etnicznych podziałów, punktując najważniejsze wydarzenia, ich wpływ na społeczeństwo, a także dwuznaczną rolę, jaką odgrywały w tych zdarzeniach inne państwa, głównie mocarstwa realizujące za pomącą Birmy własne polityczne cele. Po tej lekturze nawet zupełnie wcześniej niezaznajomiony z birmańską historią czytelnik będzie całkiem nieźle w niej zorientowany, jak również w wewnętrznym etnicznym zróżnicowaniu, które na tę historię oddziałuje.
W tej opowieści skrytej pod egzotyczną, piękną okładką, zawarta jest opowieść o kobietach, które z jednej strony są ciche, skromne i posłuszne, z drugiej wykazują niezwykłą waleczność, gdy trzeba chronić rodzinę. "Kobiece" wątki są tu bardzo czytelne i zróżnicowane. Jest tu oddanie mężom, przywiązanie do rodziny, determinacja w walce o ocalenie bliskich, ale też cicha rywalizacja między kobietami, która dosięgnąć może nawet matkę i córkę. Sama historia Miss Birmy to zaś opowieść o tym, jak można wykorzystać sukces w słusznej sprawie i o przemianie dziewczyny w przywódczynię. Ta kobieca perspektywa patrzenia na narodowe konflikty i przemiany jest niezwykle cenna i interesująca.
Nie udało się autorce uniknąć kilku drobnych literackich pułapek - czasem dialogi, czy to realne, czy wewnętrzne, brzmią odrobinę zbyt ckliwie lub zbyt filozoficznie, czasem trącą kiczem albo patosem, i zdarzyło mi się zastanowić, czy podobne rozmowy rzeczywiście mogłyby mieć miejsce, a jednak to, co oferuje historia Miss Birmy, zdecydowanie góruje nad mankamentami. I choć to poniekąd opowieść "kobieca", myślę, że znajdzie swych wielbicieli wśród czytelników obojga płci.
Ta książka cudownie oddaje nie tylko birmańską historię, wprowadza w społeczną strukturę kraju, ale też emanuje w kierunku czytelnika specyficzną egzotyczną aurą, w której rozgrywają się wydarzenia odległe, ale i ostatecznie bardzo nam bliskie. To powieść, którą chce się z jednej strony pochłonąć, z drugiej delektować nią jak najdłużej. Zdecydowanie warto poświęcić dla niej kilka wieczorów, tym bardziej że oprócz niebanalnej rodzinnej opowieści mamy możliwość poznać bliżej kraj, o którym tak mało dotąd wiedzieliśmy. To jest właśnie to, czego wciąż szukam w literaturze, tej wartości dodanej zawartej w - bądź co bądź - powieści czytanej dla rozrywki.
Komentarze
Prześlij komentarz