Przemek Staroń, Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak radzić sobie z życiem [Agora]
Expecto patronum!
Zastanawialiście się kiedyś (oczywiście pytanie to kieruję do osób, które znają Harry'ego, nie do tych, dla których HP to marka drukarki), jak wyglądałby wasz patronus? Bo ja próbowałam dopasować przeróżne stworzenia realne i mityczne, ale wciąż nieodparcie nachodzi mnie przekonanie, że moim patronusem byłaby... książka. Bo książki zawsze były moją bezpieczną przystanią, moim schronieniem, lekiem na dziecięce smutki, tarczą przed nastoletnimi zawirowaniami... i pozostają tym wszystkim do dziś. Cenię książki za wszystko, co mi oferują, za historie, inspiracje, śmiech, łzy i relaks i miłość do książek staram się zaszczepić też Wojtkowi, by i dla niego książki stały się patronusami.
Dlaczego o tym mówię? Bo bardzo chcę Wam opowiedzieć o jednej z najwartościowszych książek, jakie czytałam, czyli o Szkole bohaterek i bohaterów Przemka Staronia od wydawnictwa Agora. Książkę, którą najpierw poznałam w formie audiobooka (czytanego przez autora!), a potem dopiero w pięknym papierowym wydaniu. O książce, która jak dla mnie może stać się najlepszym patronusem dla młodych ludzi w ich zmaganiach z codziennością, ale i inspiracją dla dorosłych - rodziców, wychowawców, nauczycieli...
Przemek Staroń w 2018 roku otrzymał tytuł Nauczyciela Roku, jest psychologiem, nauczycielem etyki i filozofii, otrzymał też nominację do "nauczycielskiego Nobla", czyli Global Teacher Prize. Dla mnie jest idolem, jeśli chodzi o edukację młodzieży. I choć w lekcjach z Przemkiem można uczestniczyć online, marzę o dniu, kiedy ubłagam go, żeby przyjechał na gościnne występy do szkoły Wojtka.
Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak sobie radzić z życiem jest po trosze poradnikiem, po trosze opowieścią, a przede wszystkim jedną wielką (choć zdecydowanie zbyt krótką!) lekcją życia i kopalnią wiedzy. Autor zebrał w niej pytania, które zadają sobie młodzi ludzie, przyjrzał się trudnościom, z jakimi się zmagają, i przygotował dla nich nie tyle zbiór gotowych rozwiązań, co mapę, dzięki której mogą łatwiej wkraczać w dorosłość, radzić sobie z wątpliwościami, jakie nieuchronnie pojawiają się w okresie dojrzewania, z wyzwaniami, jakie niesie życie każdego z nas, a jednocześnie wskazuje, gdzie szukać latarni, które oświetlą naszą drogę, gdy staje się coraz mroczniejsza.
Książka podzielona jest na osiemnaście rozdziałów, z których każdy zaczyna się od ważnego pytania, np. "Dlaczego ludzie oceniają mnie poprzez wygląd?", "Skąd mam wiedzieć, czego pragnę?", czy też " Czy to źle być smutnym?". I Przemek Staroń, jak przystało na dobrego mentora, nie udziela odpowiedzi, wskazując jedyną słuszną drogę. Raczej dzieli się swoim doświadczeniem, pokazując, że w tych trudnościach i w tych wątpliwościach młodzi ludzie nie są sami, że ich problemy są powszechniejsze, niż mogliby przypuszczać, i że skoro inni znaleźli sposób na ich rozwiązanie, oni sami także mogą. A potem wskazuje kierunek, w jakim powinni podążać, gdzie szukać odpowiedzi, skąd czerpać inspirację, by każdy wypracował swoją własną, indywidualną metodę radzenia sobie z przeciwnościami losu. I tu kolejny atut - choć autor powołuje się także na doświadczenia filozofów i psychologów, pokazuje młodym ludziom, że odpowiedzi i wskazówek mogą szukać znacznie bliżej, w tekstach kultury popularnej - w książkach spoza kanonu lektur, w filmach, pokazuje, że los wielu fikcyjnych bohaterek i bohaterów jest tak naprawdę lustrzanym odbiciem ich własnego losu.
Teksty, do których odwołuje się Staroń, nie należą do niszowych, są znane wielu młodym ludziom, choćby ze słyszenia - jest sporo Harry'ego Pottera, są Gwiezdne Wojny (Yay! miód na me starwarsowe serce), jest Baśniobór, Lustrzanna, Gwiazd naszych wina, są superbohaterowie (chociaż dziwię się, że autor nie sięgnął po cytat z Batmana: "And why do we fall, Bruce? So we can learn to pick ourselves up" :D Tak tylko mówię...). I to jest właśnie język, którym należy mówić do młodych ludzi! Tak jak dowodzi się, że w celu uzyskania skutecznej komunikacji z przedszkolakiem powinno się przykucnąć i mówić do niego, patrząc prosto w oczy, tak samo ważne jest dopasowanie komunikatów i odniesień do poziomu młodzieży. Nie dotrzemy do nich, mówiąc "z góry", autorytarnym tonem, ale pochylając się nad tym, co jest dla nich ważne. I to właśnie robi Przemek Staroń w Szkole..., udziela młodym ważnych życiowych lekcji w sposób dla nich zrozumiały (a - zupełnie na marginesie - pokazuje, ile świetnych rzeczy znaleźć można chociażby w książkach).
Przemek Staroń opowiada w tej książce także o sobie i swoich doświadczeniach, bez skrępowania, bez dramatyzowania, bez stawiania się na piedestale (i bez tak irytującej mnie w wielu poradnikach/przewodnikach "ja, mnie, mój" odmienianych przez wszystkie przypadki). Odwołując się do własnych rozterek, tym dobitniej pokazuje młodym odbiorcom, że wie, o czym mówi. Jest w jego opowieści wiele empatii i zrozumienia, a tego młodym odbiorcom naprawdę bardzo potrzeba.
To książka o emocjach, tak prostych do nazwania, ale tak trudnych do diagnozowania i okiełznania. O komunikacji i pracy samodzielnej czy w grupie. O uczuciach. O zależnościach między naszymi działaniami a postrzeganiem siebie i odwrotnie - między postrzeganiem siebie a działaniami, słowem - o wszystkim tym, o czym tak warto uczyć, a czego nauczać niewielu się podejmuje.
Ogromnie żałuję, że takiej książki nie było mi dane przeczytać, gdy miałam lat naście i mnóstwo małych problemów (z samoakceptacją i nie tylko), które rozrastały się do rangi kolosów. Nie tyle uchroniłaby mnie przed popełnieniem wielu błędów, ile dała poczucie, że ktoś, gdzieś przeżywa dokładnie to samo co ja. W końcu nic bardziej nie przytłacza niż poczucie osamotnienia. Za to cieszę się, że ta książka powstała teraz i będę ją trzymać jako patronusa, którego wręczę Wojtkowi za swa, trzy lata, gdy będzie jej potrzebował. Bo to - zgodnie z tytułem - szkoła życia, która jest idealnym i bardzo potrzebnym uzupełnieniem formalnej, szkolnej edukacji. Szkoła bowiem, jako instytucja, wciąż stawia na zdobywanie wiedzy, zapominając tymczasem o kształtowaniu kompetencji miękkich, bez których bardzo trudno jest zmagać się z życiem - nie tylko poza murami szkoły. Lek, niepewność, wyobcowanie - te emocje towarzyszą nam wszędzie i śmiem twierdzić (jako polonista), że zdobycie umiejętności wyrażania emocji, komunikowania i radzenia sobie z nimi jest o wiele ważniejsze niż rozważania nad czwartą częścią Dziadów. Przemek Staroń, wskazując, gdzie szukać latarni rozświetlających mroczne ścieżki, sam stworzył cudowną latarnię świecącą z wielką mocą.
Książka jest przepięknie wydana - w twardej oprawie, z ciekawą grafiką Marty Ruszkowskiej w prosty sposób wizualizującą przesłanie książki, z fantastyczną wyklejką, uzupełniona delikatnymi ilustracjami, które urozmaicają całość. Do tego dochodzi dbałość pod kątem składu - całostronicowe bloki czarnego tekstu urozmaicone są przez pojawiające się tu i ówdzie kolumny tekstu w kolorze morskim, w których znajdziemy dodatkowe informacje i ciekawostki. Całość, dzięki bazowaniu na jedynie dwóch kolorów, sprawia bardzo schludne, eleganckie wrażenie. Jest to z jednej strony drobiazg przy merytorycznej wartości tekstu, a zarazem moja dusza estety czuje się tym drobiazgiem dopieszczona.
Ponieważ najpierw poznałam jej treść w formie nagrania audio dzięki abonamentowi na Storytelu, muszę i o audiobooku powiedzieć słów kilka. Lektorem nagrania jest sam autor i choć to nie zawsze jest najszczęśliwszy wybór, jeśli chodzi o audiobooki, to w przypadku Szkoły... jest to strzał w dziesiątkę. Przemek Staroń ma świetny głos, a ponieważ nikt tak jak on nie zna tego tekstu, czyta go fantastycznie, akcentując wszystko, co jego zdaniem zaakcentowania wymaga. Do tego czasem dodaje słowo wyjaśnienia tam, gdzie zrozumienie treści wymagałoby zerknięcia do tekstu drukowanego. Lektura audiobooka w tym wykonaniu jest jak prywatna sesja mentorska z Przemkiem Staroniem, który swoją opowieść kieruje bezpośrednio do nas. Cudownie słuchało mi się tego audiobooka, ale równie wspaniale czytało książkę w wersji papierowej i nie wiem, którą wersję polecam bardziej. Najlepiej obie, bo do tej książki chce się wracać, czytać nie tylko jako całość, ale wybrane zagadnienia, raz za razem.
Życzę młodzieży, żeby ta książka trafiła w ich ręce jak najszybciej, by każdy, kto nie miał zaszczytu pracować z panem Staroniem, miał szansę się z nią zapoznać i czerpać pełnymi garściami z tej wiedzy. Wiedzy, która nie jest niedostępna ani całkiem rewolucyjna, ale po raz pierwszy chyba podana w tak uporządkowany, merytoryczny, a zarazem łatwo przyswajalny sposób. Z zawartych w książce pytań i odpowiedzi, Chciałabym też, żeby po książkę sięgnęli też rodzice i nauczyciele. Po pierwsze dlatego, że Szkoła... jest kopalnią wiedzy, ale też dlatego, że jej lektura może nauczyć nas więcej o młodych ludziach, z którymi przebywamy i których kształtujemy. Poza tym, jeśli uczyć się tego, jak być mentorem dla swojego ucznia, to chyba od najlepszych?
Nie przestaję żałować, że nie mieszkam w tym samym mieście co pan Staroń i nie mogę zapewnić Wojtkowi takiego nauczyciela, ale mogę we właściwym momencie podarować mu "Szkołę bohaterek i bohaterów", która - mam nadzieję - da mu namiastkę obcowania ze świetnym pedagogiem. Więc jeśli szukacie dla swoich nastolatków patronusa w tym niemagicznym świecie, to nie wołajcie "Expecto patronum!", tylko szukajcie Szkoły bohaterek i bohaterów.
A ja mam nadzieję, że pan Przemek jak najszybciej napisze kolejną książkę.
Komentarze
Prześlij komentarz