Max Porter, Lanny
Są takie książki, w których zakochujemy się już na etapie kontaktu z okładką, a później jedynie się w tej miłości utwierdzamy. Właśnie taka miłość od pierwszego wejrzenia przytrafiła mi się w przypadku Lanny'ego Maxa Portera. Obłędna okładka okazała się okrywać równie obłędne wnętrze i czas spędzony z tą - niezbyt długą przecież - książką okazał się prawdziwie literackim przeżyciem.
Lanny to powieść, która wymyka się sztywnym ramom gatunkowym. Jest ni to dramatem, ni to powieścią, trochę baśnią, odrobinę powieścią obyczajową. Mieszają się tu magia i realizm. Lecz jest to mieszanina urzekająca, hipnotyczna, wciągająca.
Fabuła opowieści, gdyby spróbować ją streścić, jest dość prosta. Otóż w pewnej wiosce od niedawna mieszka chłopiec - Lanny - i jego rodzice. Mama jest byłą aktorką, która obecnie pracuje nad powieścią kryminalną, tata pracuje w mieście, a wioskę traktuje trochę jak sypialnię. Lanny - nieco odmienny, choć w nieuchwytny sposób, od innych dzieci - pobiera lekcje rysunku u miejscowego artysty, nazywanego Szajbniętym Pete'em. Kiedy pewnego dnia chłopiec znika, oczy wielu mieszkańców zwracają się właśnie na samotnego mężczyznę.
Tyle w warstwie "realnej". Ale jest jeszcze warstwa "magiczna", której ucieleśnieniem jest Praszczur Łuskiewnik, legendarna postać, o której ludzie mówią, lecz w którą wiara dawno już odeszła, za to sam Łuskiewnik przez wieki drzemie pod wioską i wokół niej, a teraz powoli się budzi, wsłuchując w otaczający go świat. I bardzo uważnie wsłuchuje się w Lanny'ego.
Pierwszym, co zwraca uwagę przy kontakcie z treścią powieści, jest jej układ graficzny. Akapity są tu wyodrębnione światłami, tekst wyjustowany tylko do jednej krawędzi strony, a do tego niektóre linie tekstu układają się faliście, skośnie, nieregularnie. Nie ma tu wyodrębnionych dialogów, gdyż cała narracja polega właściwie na zapisie czegoś na kształt myśli poszczególnych bohaterów.
Nie ma w powieści jednego narratora. Jest za to polifonia głosów, które są wynikiem przeżyć, odczuć, radości i lęków pojawiających się na scenie "osób dramatu". Sam Lanny zaś, bohater tytułowy, nie dostaje tu swojego głosu. Jest obecny jedynie w subiektywnej projekcji kolejnych narratorów. Jego odmienność polega na sekwencji subiektywnych wrażeń i tak naprawdę nie wiemy nic o tym, jak on sam postrzega swoje otoczenie.
Powieść Maxa Portera ma niesamowity, nieuchwytnie mroczny klimat. Przejawia się on przede wszystkim w zderzeniu sielskości wioski i brudu zalegającego w duszach jej mieszkańców. Ten brud jest głęboko ukryty, na wyrywki objawia się w ulotnych myślach pochwyconych przez Łuskiewnika. A na światło dzienne wydobywa go fakt zniknięcia Lanny'ego. To wtedy, kiedy zrozpaczona matka potrzebuje pomocy w poszukiwaniach, uwypukla się ludzka zawiść, bezpodstawne oskarżenia, skłonność do pochopnych ocen, wywyższania się, wydawania wyroków na podstawie domysłów. Okazuje się że straszna jest nie prastara istota wnikająca w tkankę tego miejsca, wchłaniająca w siebie to, co występuje w naturze, jak i rzeszę odpadów wytwarzanych przez ludzi. Ta istota przygląda się i nasłuchuje, przetwarza i wchłania, ale choć kryje się w mroku, to najmroczniejsze instynkty nadal tkwią w człowieku.
Lanny to powieść trudna, choć niedługa, wymagająca skupienia, poddania się nietypowej konstrukcji i rytmowi polifonicznej narracji. Jest też niebywale kunsztowna, z dusznym, mrocznym klimatem. Za wkład włożony w lekturę odwdzięcza się nieuchwytnym poczuciem obcowania z prozą wielkiego formatu, niedającą się zamknąć w jedną interpretacyjną ramę. Jestem gotowa założyć się, że wielu czytelników odkryje tam bardzo różne interpretacyjne ogniwa.
Jeśli szukacie ciekawej opowiastki na jeden wieczór, będziecie książką zawiedzeni. Za to na pewno usatysfakcjonuje ona czytelników poszukujących literatury przez duże L. Lanny to opowieść o kondycji człowieka, dorastaniu, rodzicielstwie, odmienności, doprawiona szczyptą mrocznej magii. Niepokojąca, duszna, oniryczna. Fantastyczna. Taka, do której można wracać i raz za razem odnajdywać w niej coś nowego.
Przy okazji chylę czoło przed tłumaczem, bo to nie mógł być łatwy przekład, a książka jest dla mnie językową ucztą.
Komentarze
Prześlij komentarz