Maja Lunde, Śnieżna siostra
Dla tak pięknej książki warto wyciągać lampki... w październiku |
Sięgacie w grudniu po książki tematycznie związane ze świętami? Przyznam szczerze, że ja stronię od "dorosłych" historii okołoświątecznych, za to uwielbiam w tym okresie wraz z Wojtkiem sięgać po historie dla dzieci związane z Bożym Narodzeniem. Tradycyjnie co roku od 1 grudnia czytamy jakąś opowieść w 24 rozdziałach niczym adwentowy kalendarz, ale nie tylko.
Zapytacie - no dobrze, ale mamy październik, a na zdjęciu kakao z piankami i choinkowe lampki. Nie za wcześnie? Otóż nie. Ta świąteczna oprawa ma zwrócić waszą uwagę na bardzo wyjątkową książkę, która właśnie ma swoją premierę, abyście zdążyli zaopatrzyć w nią biblioteczki swoich pociech jeszcze przed świętami. I wierzcie mi, nie pożałujecie.
Autorką historii, o której chcę wam opowiedzieć, jest Maja Lunde, autorka znana polskim czytelnikom z książek dla dorosłego odbiorcy. Czytaliście może Historię pszczół lub Błękit? Jeśli nie, to polecam, bo obie mi się bardzo podobały.
Teraz jednak do rąk polskich czytelników trafia niezwykła powieść dla dzieci, której akcja rozgrywa się tuż przed świętami. Jej bohaterem jest Julian. Chłopiec w Wigilię będzie obchodził dziesiąte urodziny. Zazwyczaj uwielbia święta i urodzinowe atrakcje, ale w tym roku jest inaczej. Julian nie wygląda świąt, prawie nie rozmawia ze swoim najlepszym przyjacielem, nie cieszy się. Właściwie to nawet nie wierzy, że w tym roku będzie jakaś choinka, lampki, kakao i prezenty. Wszystko dlatego, że w domu Juliana panuje smutek po śmierci jego starszej siostry, Juni. Rodzice zupełnie nie mogą się z tym pogodzić i wyglądają jak cienie dawnych siebie. Nie rozmawiają ani ze sobą, ani z dwojgiem pozostałych dzieci, a codzienne czynności wykonują niemal mechanicznie. Ten smutek, który Julian też odczuwa, tęskniąc za ukochaną siostrą, sprawia, że zarówno chłopiec, jak i młodsza siostra Augusta zamykają się w sobie coraz bardziej i cała rodzina przestaje być rodziną.
Ale kilka dni przed Wigilią Julian spotyka Hedvig - dziwną, tajemniczą i bardzo gadatliwą dziewczynkę. Jej radosny nastrój mimo oporów udziela się chłopcu, który daje się zaprosić na kakao i spędza fantastyczne chwile w przepięknie udekorowanym na święta domu. Zastanawia się, jak radosna musi być rodzina Hedvig, której nigdy nie poznał, i jakie tajemnice skrywa jego nowa przyjaciółka. Co wyniknie z tej niesamowitej przyjaźni i jak wpłynie na rodzinę Juliana? Przekonajcie się sami.
Książka, którą trzymam teraz w rękach, to jedna z najpiękniejszych świątecznych historii dla dzieci, jakie dotąd czytaliśmy. Mądra, pełna ciepła, choć niepozbawiona smutku. Możecie się oczywiście zastanawiać, czy ten smutek w świątecznej opowieści jest potrzebny, ale literatura skandynawska dla dzieci ma to do siebie, że nie stroni także od trudnych tematów - takich właśnie jak śmierć, bieda, samotność. Weźmy choćby pod uwagę Prezent dla Cebulki Fridy Nilsson czy fenomenalne Święta dzieci z dachów Martena Sandena. Maja Lunde również wzięła na warsztat temat, który nie każdy pisarz potrafi udźwignąć, i poradziła sobie z nim świetnie.
Narratorem całej historii jest właśnie Julian - to on opowiada czytelnikowi historię swojej rodziny, opisuje, jak wygląda ich życie po śmierci Juni, a także o niezwykłej przyjaźni. Dziecięca perspektywa została oddana bardzo plastycznie i wiarygodnie. Czytelnik staje się jakby naocznym świadkiem wszystkich zdarzeń, a do tego doskonale rozumie wszystkie emocje, które kotłują się w chłopcu, czasem bardzo sprzeczne - nadzieja i rezygnacja, radość i smutek, żal, tęsknota, miłość, gniew. To dzięki Julianowi młody czytelnik może się dowiedzieć, że wszystkie te emocje są naturalne. Do tego pewna zbieżność historii Juliana i starszego mężczyzny, którego spotka na swojej drodze, pięknie eksponuje wspólnotę emocji dorosłego i dziecka, które towarzyszą utracie bliskiej osoby.
Często pojawiający się w świątecznych historiach motyw przemiany jest w powieści Lunde ściśle związany z żałobą. Każdy z członków rodziny Juliana przeżywa śmierć Juni na swój sposób, jednak to postawa dorosłych rzutuje na chłopca i jego młodszą siostrzyczkę. Pierwszy uświadamia to sobie Julian i z dziecięcą żarliwością postanawia odmienić pozostałych członków rodziny, by wspomnieniom o wesołej dziewczynie, jaką była Juni, nie wywoływały jedynie żalu.
Śnieżna siostra to mądra i poruszająca historia o przyjaźni, rodzinie i radzeniu sobie z żałobą. O pogrążaniu się w smutku i o tym, że trzeba ruszyć do przodu. Choć lektura wyciska z oczu łzy, jest też rodzajem katharsis, które oczyszcza i pozostawia w sercu mnóstwo ciepła. Lunde nakreśliła bardzo wiarygodną historię, której autentyzmu emocjonalnego wcale nie osłabia wprowadzenie do realnego świata elementów nadnaturalnych. One tylko podsycają dziecięcą wiarę w to, że święta mają w sobie coś magicznego, nie zacierając wartościowego przesłania - że ci, którzy odeszli, pozostają w naszych sercach, że wspominać trzeba z uśmiechem i że święta to czas radości.
Udało się Lunde przekazać w powieści coś jeszcze. Że dorośli też nie zawsze radzą sobie z trudnymi sytuacjami, że czasem dziecko może zapoczątkować dużą zmianę. Że błędy popełniają wszyscy i że nie można się poddawać, jeśli naprawdę nam na czymś zależy. Bo jeśli jeden sposób nie zadziała, to trzeba próbować do skutku.
Śnieżna siostra to jedna z tych wielowymiarowych historii, z których każdy czytelnik wyłuska dla siebie coś wartościowego. Można pozwolić sobie na radość z lektury, można poddać się oczyszczającym łzom, można rozważać emocje bohaterów albo dumać nad przesłaniem. I to książka, do której można z dzieckiem wracać, bo im będzie starsze, tym więcej niuansów dostrzeże.
Powiedzieć o tej książce, że jest zachwycająca, to jakby nie powiedzieć nic. Bo ona nie tylko mądrą, wzruszającą opowieścią. Jest też bardzo starannie wydana i uzupełniona przepięknymi ilustracjami. Grafiki Lisy Aisato są niesamowite - te oparte na akwareli obrazy mają w sobie coś nieuchwytnego, piękno zawieszone pomiędzy bliskim rzeczywistości oddaniu miejsc i postaci a ledwie uchwytną nutą nierealności. Jest na nich zarówno melancholia, jak i radość, które znajdziemy w tekście. Wspaniale współgrają z historią i tworzą z nią bajeczną, spójną całość. To taka książka, która raduje oko i duszę.
Myślę, że nikt, kto sięgnie po tę cudną lekturę, nie będzie zawiedziony, a do tego książka będzie prawdziwą ozdobą biblioteczki. Można ją śmiało czytać jak adwentową opowieść, ponieważ podzielono ją na 24 rozdziały, które aż proszą się, by sięgać po Śnieżną siostrę od 1 grudnia do Wigilii. Tylko nie wiem, czy cokolwiek będzie w stanie was od książki oderwać. Ja zaczęłam czytać ją Wojtkowi, a gdy tylko zasnął usiadłam i dokończyłam lekturę, na przemian chlipiąc i uśmiechając się do tekstu. A to tylko świadczy o tym, że Maja Lunde stworzyła literacką ucztę dla małych i tych niemałych już czytelników.
Będę wam jeszcze o niej przypominać, bo nie można przejść obok tej książki obojętnie.
Komentarze
Prześlij komentarz