Jacek Galiński, Komórki się pani pomyliły [recenzja przedpremierowa]

książka, okładka

Nie jestem wielką fanką książkowych komedii. Zdaje się, że już to mówiłam. I przez długi czas w ogóle unikałam tego typu książek. Nieważne, czy były to komedie romantyczne, obyczajowe, czy kryminalne. Gdy tylko łamałam swoje postanowienie, szybko utwierdzałam się w przekonaniu, że mi z tym gatunkiem nie po drodze. Kółko się pani urwało Jacka Galińskiego przeczytałam w ramach wyzwania (rzuconego przez autora na Instagramie) i... tym razem zaskoczyło. Zaśmiałam się raz, drugi, a ze strony na stronę śmiałam się coraz bardziej i w pewnym momencie zorientowałam się, że nie znoszę tej paskudnej baby i jednocześnie... uwielbiam ją. Dlatego tak niecierpliwie czekałam na kolejne spotkanie z Zofią Wilkońską.

Do naszej bohaterki wracamy niedługo po wydarzeniach wieńczących tom pierwszy. Zofia, która dopiero co wyszła w miarę cało z opałów, nie ma okazji na odpoczynek, ponieważ zaraz pakuje się w kolejne kłopoty. Zdeterminowana by odnaleźć syna - i być może wiarołomnego męża - trafia na kolejne zwłoki i tu zaczyna się ostra jazda bez trzymanki. 

Przygody Zofii Wilkońskiej to typowa komedia omyłek. Starsza pani prze do przodu jak lodołamacz, nie bacząc na innych, a jej przekonanie o własnej słuszności jest katalizatorem wielu niespodziewanych sytuacji. Świat przestępców zupełnie nie jest gotowy na takiego przeciwnika jak Zofia Wilkońska. Na styku żywiołu, jakim jest starsza pani, i wyobrażeń napotykających ją młodszych ludzi o osobach starszych jest całe pole do błędnych ocen i omyłek wynikających z niezrozumienia.

Można zarzucić bohaterce, że jest cała stworzona z klisz i stereotypowych wyobrażeń o niekoniecznie miłych starszych osobach, ale po pierwsze mam wrażenie, że autor darzy Zofię szczerą sympatią, po drugie nie możemy zapominać, że mamy do czynienia z literaturą rozrywkową i takim typem komedii, który ze stereotypów czyni atut, wokół którego buduje całą opowieść. Więc jeśli pozwolimy sobie na trochę luzu i nie weźmiemy kreowanej postaci za bardzo na serio, na pewno będziemy się dobrze bawić i parskać śmiechem.

Tym, co urzekło mnie w pierwszej książce Jacka Galińskiego, była swada, z jaką snuł swoją fabułę, kontrowersyjna główna bohaterka, którą można pokochać lub znienawidzić, oraz wartka akcja, która zdaje się pędzić na złamanie karku. I dokładnie to samo otrzymałam przy drugim spotkaniu. Ba, można nawet zauważyć, że autor sięgnął po ten sam (a na pewno bardzo podobny) schemat fabularny, który sprawdził się za pierwszym razem. Czy to źle? Niekoniecznie. Czytelnik czasem naprawdę potrzebuje pewnej powtarzalności. Sięgając po drugą odsłonę książki, przy której śmiał się szczerze i relaksował, chciałby mieć pewność, że otrzyma to samo, gdy zajdzie taka potrzeba. A do tego autor zadbał o fabularne elementy zaskoczenia, które są niezbędne dla uatrakcyjnienia opowieści.

Przy książce Jacka Galińskiego bawiłam się przednie. W pociągu na tyle często chichotałam pod nosem, że zostałam zapytana o tytuł książki, którą czytam, a to chyba całkiem dobra rekomendacja. Jeśli polubiliście tę niesympatyczną staruszkę i podobały się wam zabawne sytuacje, w które nagminnie się pakuje, nie powinniście zawieść się i tym razem. Może nie zostanę fanką kryminalnych komedii w całej rozciągłości, ale do tej jednej jestem bardziej niż przekonana.

Premiera już na dniach, bo 30 października. Szykujcie się na sporą dawkę śmiechu, tylko pilnujcie, by komórki się wam nie pomyliły.

Autor: Jacek Galiński

Tytuł: Komórki się pani pomyliły

Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.

Komentarze

Popularne posty