Agnieszka Stelmaszyk, Mazurscy w podróży. Porwanie Prozerpiny
Kiedy w nasze ręce trafiła książka Agnieszki Stelmaszyk Mazurscy w podróży. Bunia kontra fakir, nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać, choć miałam przeczucie, że nam się spodoba, bo gwarancją jakości było nazwisko autorki. Tym razem jednak wobec książki miałam już konkretne oczekiwania - wiedziałam, w jaką konwencję wpisują się Mazurscy w podróży i czego po cyklu mogę oczekiwać. I żadnego z tych oczekiwań Porwanie Prozerpiny nie zawiodło.
Po raz kolejny z prawdziwą przyjemnością oddaliśmy się z Wojtkiem lekturze książki podróżniczo-przygodowej, która jest doskonałym połączeniem młodzieżowej fikcji literackiej z przewodnikiem turystycznym. Sympatyczna rodzina, z którą zżyliśmy się w czasie czytania pierwszej odsłony cyklu, jest nie mniej sympatyczna i właśnie rusza na kolejną wyprawę.
Po fantastycznej i pełnej przygód podróży, Mazurscy postanawiają w kolejne wakacje wyruszyć na spotkanie Oceanowi Atlantyckiemu. Jędrek (nasz narrator), jego rodzice, babcia zwana Bunią oraz kuzynka Marcela pakują walizki do auta i ruszają w drogę. Pierwszym punktem na ich trasie jest Berlin, a następnie Poczdam i studio filmowe Babelsberg. Tam, na terenie miasteczka westernowego Bunia wdaje się w małą awanturę, która będzie miała swoje konsekwencje w kolejnych rozdziałach. Członkowie rodziny przyciągaja bowiem kłopoty jak magnes.
Agnieszka Stelmaszyk po raz kolejny zabiera nas w pełną zabawnych wypadków podróż wraz z zwykłą-niezwykłą rodziną Mazurskich. Wspólnie z bohaterami odwiedzamy kolejne punkty turystyczne n trasie wycieczki, oczami Jędrka widzimy różne atrakcje, a także zastanawiamy się, jak skończy się "draka", w którą rodzina zostanie wplątana. Jest atrakcyjnie, wesoło i inspirująco. Książka właściwie czyta się sama, a jednocześnie inspiruje do wodzenia palcem po mapie i planowania własnych podróży.
Tym, co przyciąga do lektury są między innymi bohaterowie - sympatyczni i interesujący, choć całkiem zwyczajni. Tacy, z którymi można się utożsamiać i właśnie dzięki swej zwyczajności pokazujący, że każdy może znaleźć coś dla siebie w czasie takiej wyprawy.
Mocną stroną jest też fabuła - lekka, zabawna, przeplatająca opisy miejsc i atrakcji turystycznych z wpadkami i przygodami, które mogą się przytrafić każdemu (choć nie każdy ma na pokładzie krewką i szaloną Bunię). Autorce udaje się zachować idealne proporcje między opisami miejsc a liczbą zdarzeń, które popychają akcję do przodu, dzięki czemu zarazem zaspokaja ciekawość młodego czytelnika, jak i dba o atrakcyjność lektury.
Nie bez znaczenia są tu fragmenty opatrzona nagłówkiem "Z rodzinnego albumu", które odwzorowują zapiski z podróży, jakie mógłby sporządzić rówieśnik czytelników książki, opatrzona najważniejszymi informacjami o odwiedzanych miejscach, wzmiankami dotyczącymi zwiedzanych atrakcji oraz historii i kultury poszczególnych miejsc oraz uzupełnione zdjęciami - wprost z prywatnego archiwum autorki.
Nie zapominajmy też o zabawnych ilustracjach Anny Oparkowskiej, której lekka kreska nadaje rysy poszczególnym bohaterom, ale też odwzorowuje miejsca i przygody. Ilustracje są naprawdę miłe dla oka i doskonale dopełniają tekst i fotografie.
Co tu dużo mówić - miłośnikom Mazurskich to połączenie przygody i podróżniczych wiadomości na pewno przypadnie do gustu. Jeśli jednak nie mieliście jeszcze z tą serią autorki do czynienia, to radzę wam szybko nadrabiać to niedopatrzenie (warto wiedzieć, że książki można czytać niezależnie). Ta inspirująca lektura bawi i uczy, zapewnia czytelniczą rozrywkę, dostarczając młodemu czytelnikowi wiadomości o ciekawych miejscach w Europie, które wydają się wcale nie tak odległe, a nawet - dzięki tej książce - na wyciągnięcie ręki. My z Wojtkiem już jesteśmy gotowi na kolejną wyprawę z Mazurskimi!
Komentarze
Prześlij komentarz