Maciej Siembieda, 444, Miejsce i imię

książki, okładki


Kiedy Maciej Siembieda wydał swoją powieść 444 w 2017 roku czytałam recenzje i dodałam sobie tę pozycję do listy "przeczytać". Kiedy wybuchł instagramowy entuzjazm wokół Miejsca i imienia czułam, że to mogą być książki dla mnie. Obdarowałam nimi członków rodziny na gwiazdkę, potem zaopatrzyłam w nie siebie. I - wstyd się przyznać - pozwoliłam im kurzyć się na stosie hańby, raz po raz obiecując sobie "już niedługo po nie sięgnę". W końcu, w ramach oswajania się z aplikacją Storytel, wybrałam 444 jako jedną z pierwszych pozycji do zapoznania i... przepadłam. Ostatecznie okazało się, że zwlekanie z lekturą miało jedną zaletę - mogłam od razu po zakończeniu jednej książki, zabrać się do słuchania kolejnej.

Ponieważ książki słuchałam właściwie w jednym ciągu, a do tego łączy je bohater i - choć fabularnie różne, są w pewien sposób podobne, zdecydowałam, że znajdą się w jednym wpisie. Przynajmniej nie będę sie powtarzać i nie muszę szukać aż tak wielu synonimów słowa "zachwycające".

książka, okładka

Fabuła 444 koncentruje się wokół zaginionego obrazu Matejki Chrzest Warneńczyka. Prokurator IPN-u Jakub Kania dowiaduje się o nim od pewnego dziennikarza. Jednak ten nie dociera na umówione spotkanie, podczas którego miał przekazać prokuratorowi dokumenty dotyczące sprawy. To jednak nie uchroniło Kani przed uwikłaniem w sprawę, z którą wiąże się płótno, a która dotyczy sekretnej przepowiedni i ciągnie się od kilkuset lat. Proroctwo mówi o tym, że co 444 lata pojawi się szansa na pojednanie islamu i chrześcijaństwa. Jednak osoby, którym zależy na udaremnieniu spełnienia przepowiedni i utrzymaniu jej w sekrecie, nie cofną się przed niczym.

Fabuła książki toczy się wokół owej przepowiedni, a wydarzenia z nią związane rozgrywają się na przestrzeni tysiąca lat. Autor plastycznie i wciągająco opisuje wydarzenia współczesne, w międzyczasie wprowadzając epizody z okolic roku tysięcznego, później 1444, 1888 i znów współczesne. Wciągając nas w tę fascynującą podróż przez wieki, plecie niesamowitą i nieprzewidywalną intrygę, w której mieszają się sztuka, religia i polityka oraz historia. Zarówno wątek współczesny, jak i wątki historyczne, tworzą spójną całość, a prawda miesza się z fikcją literacką tak umiejętnie, że nie sposób ich niemal odróżnić. 

Lektura tej książki tak mnie porwała, że nie mogłam nie sięgnąć od razu po kolejną pozycję, w której pojawia się Jakub Kania.

książka, okładka

Akcja Miejsca i imienia toczy się jakiś czas po wydarzeniach związanych z poszukiwaniami Chrztu Warneńczyka. Jakub Kania nie jest już prokuratorem IPN-u. Teraz, na zlecenie Instytutu Pamięci Jad Waszem, ma odnaleźć miejsce pochówku holenderskich Żydów zamordowanych w hitlerowskim obozie na Górze Świętej Anny. Ale Kania nie ma szczęścia do prostych zadań. W sprawę bowiem angażuje się nie tylko Jad Waszem, ale też grupa holenderskich jubilerów, wysłannicy z Jerozolimy, były agent KGB, neonazistka, córka nazistowskiego oficera, skorumpowany policjant z Trójmiasta oraz polskie ABW.

Wątek współczesny, skoncentrowany na poszukiwaniach miejsca pochówku, przeplata się z wątkiem historycznym, opowiadającym historię holenderskich szlifierzy diamentów, a wśród nich genialnego Dawida Schwartzmana, którego niezwykłe i dramatyczne losy przywiodą ostatecznie do obozu na Annabergu. Zarówno wątek współczesny, jak i historyczny czyta się z zapartym tchem i nie można oderwać się od lektury.

***

Tym, co zachwyca mnie w prozie Macieja Siembiedy, jest niesamowita erudycja autora. Fabuły, w których splatają się sztuka, historia, nauka i wiele innych, wymagają gruntownej wiedzy i starannego researchu. Operowanie akcją na różnych planach czasowych i splatanie wielu wątków wymagają od pisarza niesamowitej dyscypliny. W czasie lektury nie odniosłam wrażenia, że którykolwiek z wątków został potraktowany po macoszemu czy - odwrotnie - stał się zbyt obszerny i zaburzył rytm powieści. Wręcz przeciwnie - każdy pojawiający się wątek i bohater jest na swój sposób ważny dla opowiadanej historii i - prędzej czy później - wszystkie pozornie oderwane od siebie informacje zaczynają się składać w jeden spójny obraz. Spójny i zachwycający.

Erudycja i bogata wiedza z różnych dziedzin są widoczne w każdym pojawiającym się w książce wątku i detalu, ale autor doskonale utrzymuje równowagę między liczbą opisów a akcją popychającą fabułę do przodu, dzięki czemu udaje się utrzymać napięcie i nie znużyć czytelnika, który bardziej skupia się na znaczeniowości. A do tego same opisy i informacje są tak fascynujące i istotne dla fabuły, do tego podane w sposób jasny i klarowny, że książka nie sprawia wrażenia przegadanej, a fragmentów opisowych nie sposób pominąć. Każdy element obu powieści ma swoje miejsce i cel, a od całej tej konstrukcji po prostu nie sposób się oderwać. Choć książka ma swoją objętość, właściwie się tego nie zauważa, a po wybrzmieniu ostatnich zdań dopada nas żal, że to już, że historia dobiegła końca. 

Nie sposób nie zwrócić uwagi na głównego bohatera, na postać łączącą obie historie, czyli prokuratora Jakuba Kanię. Muszę przyznać, że bardzo się do niego przywiązałam. Nie jest ani typem macho, ani zmaltretowanym przez życie samotnikiem pogrążającym się "po godzinach" w jakimś nałogu. To pozornie całkiem zwyczajny facet, a jego największą bronią pozostaje inteligencja, determinacja i metodyczność w działaniu. Jakub Kania podchodzi do swoich zadań ze spokojem, który mógłby być brany za "ciapowatość", gdyby nie to, że jest w swych działaniach diabelnie skuteczny. W jego działaniach widać pasję. Świetnie łączy fakty, zdobywa informacje, do ludzi podchodzi z szacunkiem. Nie popisuje się i nie wywyższa. A do tego w miarę możliwości dba o rodzinę i nie uchyla się od odpowiedzialności. Owszem, nie jest człowiekiem bez wad i też popełnia błędy, ale jego niedoskonałości dodają mu autentyzmu.

Maciej Siembieda ma "dobrą rękę" do tworzenia bohaterów - pierwszo- i drugoplanowych, pozytywnych i negatywnych. Żaden z nich nie jest "płaski" czy jednowymiarowy, każdy zyskuje indywidualny rys, żyją na kartach tych powieści. Wspomniałam już o Jakubie Kani, ale nie mogę nie wspomnieć o jego miłości - Kasi, jego ojcu, emerytowanym bosmanie pasjonacie historii, nie mniej ciekawy jest Unra i mam nadzieję, że wszyscy oni pojawiać się jeszcze będą w książkach autora. Ale miejsce szczególne w moim czytelniczym sercu zajął Dawid Schwartzman, człowiek o niezwykłym życiorysie i równie niezwykłym charakterze, którego historia elektryzowała mnie w czasie lektury Miejsca i imienia.

Co tu dużo mówić. Maciej Siembieda stworzył powieści, które łączą fascynującą historię i wartką akcję, napisane żywym, plastycznym językiem, a jednocześnie nieprzegadane i drobiazgowo przemyślane. Są w nich wyraziści bohaterowie, z którymi człowiek się zżywa,  wprowadzone subtelnie elementy humorystyczne, przemyślany splot wątków głównych i pobocznych, budowane i utrzymywane napięcie... Wyobraźnia, wiedza, język... To wszystko cechy, które sprawiły, że moja prywatna "topka" polskich autorów wzbogaciła się właśnie o czwarte nazwisko. Nie wiem, kto jeszcze nie czytał książek pana Macieja, ale wierzcie mi, nie warto zwlekać dłużej. Ja już zaczęłam Gambit, a potem niecierpliwie będę wyglądać kolejnej książki z Jakubem Kanią.

Autor: Maciej Siembieda

Tytuł: 444

           Miejsce i imię

Wydawca: Wielka Litera



Komentarze

Popularne posty